Pozwany w tej precedensowej sprawie, zażądał od inwestora początkowo kwotę 700 tys. zł m.in. za naruszenie ciszy w związku z występującym hałasem na budowie. Jednakże w zawartej ugodzie przystał na kwotę 135 tys. zł. Deweloper zastrzegł w umowie, że nie uznaje żadnych roszczeń pozwanego, a ten zobowiązał się, że nie złoży odwołania od uzyskanej decyzji o pozwoleniu na budowę do II instancji. Deweloper ostatecznie zaskarżył jednak umowę do sądu, żądając zwrotu pieniędzy jako nienależnego świadczenia. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że ugoda była niezgodna z prawem, co skutkowało tym, że była ona nieważna, gdyż nie dotyczyła żadnych konkretnych roszczeń. W opinii sądu pozwany nie wykazał też żadnych naruszeń prawa w trakcie budowy. Sąd Okręgowy nie zasądził jednak zwrotu pieniędzy, wskazując na to, że nie zasługuje na ochronę zachowanie dewelopera idącego na skróty w procedurze budowlanej, co też narusza dobre obyczaje. W wyniku złożonej apelacji sprawa trafiła do Sądu Apelacyjnego.
Zgodnie z przytoczonymi na stronie Rzeczpospolitej wypowiedziami pełnomocnika dewelopera był to w jego opinii szantaż ekonomiczny. Pełnomocnik tłumaczył także, że jego Mocodawca nie miał wyjścia i musiał zapłacić. Odwołanie oznaczałoby przedłużenie procedury o co najmniej 4,5 miesiąca, a każdy miesiąc dla jego klienta powodowałby szkodę w wysokości miliona złotych. Sąd Apelacyjny uznał jednak, że umowa między deweloperem a Pozwany była legalna.
Sąd Apelacyjny zważył, iż ugoda ma zaś tę specyfikę, że uwzględnia nawet niesprecyzowane interesy. Sam powód przyznał, że kierował się interesem ekonomicznym, a nie można przy tym deprecjonować zupełnie potencjalnych roszczeń pozwanego, związanych m.in. z uciążliwościami budowy. Deweloper zaś, jako profesjonalista, powinien liczyć się z wymogami procedury administracyjnej i postępowanie o uzyskanie pozwolenia wszczynać odpowiednio wcześniej.
Deweloper zapowiedział już złożenie skargi kasacyjnej.
Należy stwierdzić, że zagadnienie postawione w tej sprawie ma precedensowe znaczenie dla branży budowlanej. Szantaż deweloperski polega więc na tym, że wyspecjalizowane firmy szukają dużych inwestycji i proponują właścicielom sąsiednich nieruchomości, by występowali do dewelopera z wieloma roszczeniami – natomiast w zamian zobowiązują się, że nie będą skarżyć poszczególnych decyzji administracyjnych.
Post powstał przy współpracy z apl. adw. Marcinem Lipińskim
Źródła: