Kto wywołuje wojny światowe? – Adam Manasterski

Anegdotycznie na to pytanie 29 stycznia 2020 r. odpowiedział prezydent USA Donald Trump zabierając głos w sprawie książki swojego byłego doradcy ds., bezpieczeństwa, Johna Boltona, pełniącego ten urząd do 10 września 2019: „gdybym słuchał Boltona, to Stany Zjednoczone brałyby już udział w szóstej wojnie światowej”!

0
1121

Niezależnie jednak od temperamentu Boltona i braku jego powściągliwości w starciu USA z Chinami, Iranem i Rosją w jednym i tym samym czasie, to zaostrzenie sytuacji pomiędzy tymi państwami następuje niezależnie od tego kto, jaki pełni urząd i jaki ma temperament. Te cechy mogą tylko przyspieszyć, lub wywołać konflikt w najmniej oczekiwanym momencie.

Drugą kwestią, którą mniej więcej w tym samym czasie porusza rosyjska polityka i historiografia jest odpowiedzialność Polski i krajów Zachodu za wywołanie II wojny światowej. Oczywiście jedni są bardziej, a inni mniej odpowiedzialni za ten stan rzeczy. Każdy stara się przerzucić winę na swoich przeciwników, bo wiadomo, że porażka jest sierotą. Nikt jej nie chce. Kto ma więcej racji w tej sprawie? Zapewne ten, kto najgłośniej krzyczy. Cechą szczególną w tej debacie jest milczenie Niemiec, dla których spór ten jest wielce korzystny. Im bardziej dawni sojusznicy i zwycięzcy obu światowych wojen będą się o to kłócić, tym dla Niemiec lepiej. Być może germanofil Putin po spotkaniu z Merkel zainicjował historyczny atak na Polskę. Ponieważ nie jesteśmy światowym mocarstwem, a te raczej niechętnie, albo przynajmniej dwuznacznie popierają nasze argumenty, możemy po raz kolejny zostać zakrzyczani w tej sprawie. Pozostawiając na boku pojedynek na pokonanie krzykiem swoich przeciwników warto idąc drogą klasyki kryminalistycznej zwrócić uwagę na przyczyny o których nikt dyskretnie nie wspomina. Po prostu o tym, o czym się milczy i co się pomija.

Europa XX wieku

Pod takim tytułem poznański historyk Antoni Czubiński wyjaśnił narastanie przyczyn wywołania I oraz II wojny światowej. Oczywiście ich przyczyną były Niemcy, ale wcale nie z powodów prowadzonej przez nie polityki, która była wtórna do zaistniałej sytuacji. Ta zaś polegała na tym, że Niemcy, jak naród zdyscyplinowany, pracowity i wielce utalentowany w patentach, technicznych, odkryciach i praktycznym ich zastosowaniu zaczęli bez żadnej na to zgody wyprzedzać wszystkich swoich europejskich konkurentów. Już w 1910 r. w produkcji stali dwukrotnie wyprzedzali oni W. Brytanię i trzykrotnie Francję! W roku wybuchu I wojny światowej produkcja przemysłowa Niemiec była ponad dwukrotnie większa od Francji i ok. 30% większa aniżeli W. Brytanii. Jednocześnie w obu tych przypadkach było to ponad dwukrotnie mniej aniżeli w Stanach Zjednoczonych. Nie trzeba być żadnym politykiem, aby zauważyć, że dotychczasowi liderzy Europy nie byli tym faktem zachwyceni. W mniejszej skali sytuacja ta powtórzyła się przed wybuchem II wojny światowej. W 1938 r. Niemcy znalazły się na czwartym miejscu w Europie w wielkości dochodu narodowego na jednego mieszkańca. Był on 4,5 razy większy od Polski. Natomiast pod względem nakładów na zbrojenia Niemcy daleko w tyle pozostawiali wszystkie inne państwa Europy. Było to również 4,5 razy więcej aniżeli w Polsce. Po prostu Europa i świat liczył się z Niemcami ze względu na ich potencjał gospodarczy i wynikającą z tego siłę militarną tego państwa. Dlaczego o tym się nie mówi? To jakby wstydliwa sprawa, że pracowici Niemcy mimo znaczących kontrybucji po I wojnie światowej (spłacanej tylko symbolicznie) i nigdzie nie notowanego w tej skali chaosu gospodarczego, szybko podniosły swoją gospodarkę, która wyprzedziła leniwe i zadowolone z siebie zwycięskie państwa Europy. Lenistwo nie jest czymś, czym można by się pochwalić, dlatego też lepiej je zamilczeć.

Dlaczego Rosja od Rapallo trzymała się Niemiec? Bo tylko stamtąd mogła ona otrzymać nowoczesne na owe czasy rozwiązania technologiczne dla swojej gospodarki i armii. To się dla Rosji źle skończyło. Dla innych państw Europy również nie lepiej. Polska też miała traktat pokojowy z Niemcami, ale nie doceniano u nas siły gospodarczej Niemiec i związanej z tym siły militarnej. Bardziej ceniono honor aniżeli realia, dlatego skończyło się tak, jak się to skończyło, bo inaczej przy tych priorytetach być nie mogło.

Sojusz gospodarczy
USA – Chiny

To jakby daleka powtórka niemieckiej historii. Zaczyna się w 1971 roku wraz z wizytą Henry Kissingera, a później prezydenta USA R. Nixona w Chinach. Oba państwa są zainteresowane sojuszem skierowanym przeciwko ówczesnemu ZSRR.

Siedem lat później w Chinach dochodzi do władzy Deng Xiaoping. Pierwsze lata reformy gospodarczej obejmowały stopniowe przejście od planowej gospodarki do jej rynkowej formy. Związane z tym debaty cechowały dawne uprzedzenia i metody jej prowadzenia, co znacznie utrudniało dalszy przebieg reform.

Reguły tej dyskusji określiła „zasada trzech nie”. Przyjęta została na Trzeciej Sesji Plenarnej Jedenastego Komitetu Centralnego (grudzień 1978).

Pierwsze nie: „nie wytykaj błędów innym”, czyli zamiast krytyki, przedstaw swoje propozycje lepszych rozwiązań, projektów, patentów i efektów. Drugie nie: „nie przypisuj ludziom etykietek”, czyli nie zwalczaj swoich przeciwników pomówieniami, ideowymi oskarżeniami i nie czyń z nich politycznych wrogów państwa. Trzecie nie: „nie korzystaj z dużego kija”, czyli nie żądaj dla swoich oponentów ekstremalnych kar utraty życia, pracy i ich poniżania.

Uzupełnieniem „zasady trzech nie” stało się hasło „poszukiwania prawdy w oparciu o fakty”. Ustalenia te były skierowane przede wszystkim przeciwko apodyktycznemu i irracjonalnemu modelowi „powszechnej krytyki”, która przybrała skrajną formę w czasie rewolucji kulturalnej.

W wyniku przyjęcia „zasady trzech nie” zaprzestano wytykania innym błędów, szufladkowania ludzi oraz przesadnego ich karania, co było skutkiem pozbawionej skrupułów krytyki, ograniczało to prawo ludzi do obrony i sprawiało, że byli oni opacznie rozumiani. Otwarcie na handel zagraniczny przyniosło inwestycje USA w Chinach. Niezwykle tania siła robocza i koszty produkcji spowodowały stały wzrost importu chińskich towarów do USA. Natomiast wobec zalewu Stanów Zjednoczonych przez tanie chińskie produkty nic się nie opłacało produkować. Tak zamierał amerykański przemysł tekstylny, obuwniczy, a potem hutniczy i surowcowy, samochodowy, a na końcu konkurencyjny stal się nawet chiński przemysł informatyczny. Stały deficyt handlowy sięgający 0,5 biliona USD rocznie zaczął zagrażać stabilności systemu finansowego USA . Chiński PKB, który jeszcze w 2000 r. wynosił 15% USA, to w 2019 r. wynosił on już 70 %. Paradoksalnie większość tego wzrostu Chiny zawdzięczają handlowi i współpracy z USA.

Wojna handlowa

Stany Zjednoczone mają już dość takiej współpracy, w której ich partner wkrótce przegoni swego dobroczyńcę. Na krytyce tej sytuacji i obietnicach zmiany w wzajemnych relacjach z Chinami Donald Trump wygrał wybory prezydenckie w 2016 r. Dwa lata później rozpoczął on wojnę handlową z Chinami nakładając miliardowe cła na prawie wszystkie sprowadzane z Chin towary. Deficyt handlowy zmniejszył się w niewielkim stopniu. Koszta płacone jako cła przerzucono na amerykańskich konsumentów. Stopa życiowa nie ulega zmianie przez politykę FED, która przez obniżenie stóp procentowych pompuje nieograniczoną ilość dolarów do systemu gospodarczego USA. PKB tego kraju rośnie, ale na skutek obrotów handlowych, a nie produkcji. Brak również zapowiadanych wielomilionowych inwestycji infrastrukturalnych dotyczących przede wszystkim komunikacji.

Pod tym względem Chiny już wyprzedzają swego promotora gospodarczego. Mają najdłuższą na świecie sieć autostrad i super szybkich kolei. Skala zużycia surowców w Chinach jest wręcz niewiarygodna. Statystyki podają, że połowa podstawowych surowców produkowanych i wydobywanych na świecie zużywana jest przez chińską gospodarkę. Dla przykładu jest to ok. 50% stali, węgla kamiennego, miedzi i niklu. Produkcja pierwiastków ziem rzadkich zdominowana jest przez Chiny w ok. 70% przede wszystkim w wyniku ich niskich cen, co powoduje, że ich wytwarzanie w globalnej gospodarce nie jest nigdzie indziej opłacalne. Bez tych pierwiastków cały przemysł informatyczny, obronny i gospodarczy w USA może być w każdej chwili sparaliżowany. Dlatego Chiny „kochają” USA, o czym świadczy też 360 tys. studentów tego kraju na amerykańskich uniwersytetach. Studentów z USA w Chinach jest tylko ok. 10 tys. Mając taką przewagę Chiny bez większych przeszkód podpisują żądane przez USA porozumienia handlowe, które z góry wiadomo, że nie mają żadnych szans na ich realizację. Nie dlatego, że Chiny prowadzą fałszywą politykę. Dlatego, że istnieje klauzula o chińskich zakupach po cenach konkurencyjnych. Te zaś USA nie mogą osiągnąć, bo produkcja w tym kraju z wielu powodów jest nadal znacznie droższa, aniżeli w Chinach.

To niebezpieczna sytuacja, która podobnie jak podczas I oraz II wojny światowej zmierza do jej kolejnej numeracji.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię