Klimatyczne mity – Jerzy Pawlas

Program Zielony Ład może rozsadzić projekt brukselskiego budżetu, ale ekologiści nie ustępują. Domagają się podatku mięsnego, by wprowadzić totalny weganizm. Ich pozatraktatowe ambicje (jak w przypadku ingerencji eurokratów w wymiar sprawiedliwości) mogą zagrozić polskiej przyrodzie i gospodarce.

0
693

Podczas gdy liczbę wegetarian w przeciętnej populacji szacuje się na jeden procent, a zaledwie 4% emisji gazów cieplarnianych pochodzi z hodowli zwierząt, ekologiści chcą ją zlikwidować. Aktywiści pro-zwierzęcy wydają podręczniki dla właścicieli zwierząt i hodowców. Dobrostan zwierząt nade wszystko, nawet kosztem zniszczenia rolnictwa. Zamierzają wprowadzić do szkół lekcje miłości dla zwierząt. Są natarczywi, jak sex-edukatorzy.

Nie było ich jednak, gdy stołeczna oczyszczalnia wylewała ścieki do Wisły. Nie protestują, gdy deweloperzy zabudowują kliny napowietrzające, by potem narzekać na smog. Niemniej troska o dobrostan zwierząt w rzeźni (polska wołowina wysoko ceniona w świecie), emitowana przez polskojęzyczne telewizje – daje do myślenia. Niewykluczone, że do walki o rynki zbytu może być przydatna idea nie jadania mięsa. Podobno wyhodowano już wegańskie psy.

W neomarksistowskiej rewolucji ekologia jest takim samym terenem walki (penetracji, zawłaszczania), jak kultura, nauka czy media. Ideologia pro-zwierzęca, czy ideologia wegańska są tylko narzędziami ekologicznej antycywilizacji. Jej źródeł upatruje się w masonerii, która Boga zastąpiła naturą. Animalizacja człowieka i humanizacja zwierząt idą właśnie w tym kierunku.

W obłokach eko-absurdu

Coraz powszechniejsze stosowanie rozmaitych dodatków do żywności (konserwanty, regulatory kwasowości, emulgatory, korektory smaku, spulchniacze, polepszacze) nie przyciąga uwagi ekologistów. Martwią się o los planety, gdy Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności dopuścił już do użycia ponad 330 dodatków, które spełniają w żywności 26 różnych funkcji technologicznych.

Statystyczny polski konsument zjada w ciągu roku ponad 2 kilogramy dodatkowych substancji. Najwięcej dodatków znajduje się w ciastkach, aromatyzowanych napojach, lodach, parówkach. W tych produktach (preferowanych przez dzieci) Instytut Żywności i Żywienia notuje przekraczanie dozwolonych limitów dodatków. Jak widać, ekologiści nie przywiązują się łańcuchami do sklepów spożywczych.

Postulowanie wpisania praw zwierząt do ustawy zasadniczej, obrona kornika drukarza, dzika czy dekarbonizacja, mają się nijak do grożącej naszemu krajowi suszy (ponoć największej od 50 lat). Nie jest to jednak konsekwencja reklamowanych ociepleń czy zmian klimatycznych, lecz skrzeczącej rzeczywistości. Gromadzi się przecież zaledwie 6,5% rocznego odpływu rzecznego. Gromadzenie wód opadowych nie jest wszakże przedmiotem zainteresowania ekologistów. Wolą bajdurzyć o niechybnej katastrofie przeludnionej planety.

Codziennie krajowi amatorzy alkoholu kupują ok. 3,5 mln tzw. małpek (niewielka ilość wódki w butelce). Codziennie powstaje góra tych szklanych opakowań i choć podlegają recyklingowi, to przecież w tym procesie nie brakuje CO2 – domniemanemu winowajcy tzw. zmian klimatycznych. Senatorowie opozycji są – widać – innego zdania, bo głosowali przeciw podwyżce cen alkoholu „małpkowego”. Niech ludzie piją, mniejsza o klimat.

Opresyjna polityka UE – nakazując segregację śmieci pod groźbą kar finansowych – nie wywołała reakcji miłośników praw człowieka i obywatela. Wydaje się budżetowe pieniądze, by uczyć społeczeństwo segregacji śmieci, zamiast wynajmować specjalistyczne, konkurencyjne firmy. Tak jakby nie o śmieci szło, lecz o ekspansję ideologii ekologizmu, degradującą człowieka w przyrodzie. Przy okazji ogranicza się prawa obywatelskie (monitorowanie śmietnisk, wprowadzanie odpowiedzialności zbiorowej), ale przecież nie od dziś wiadomo, że cel uświęca środki.

Neomarksistowski ekologizm

Najpierw wyzwalali klasę robotniczą, a gdy pomysł nie powiódł się, postanowili zająć się kobietami (oswobodzić je z rygorów tradycyjnej rodziny, z patriarchalnej przemocy), następnie mniejszościami seksualnymi (obronić je przed dyskryminacją, obdarować przywilejami), i wreszcie – instytucjami nauki i kultury, mediami.

Tu też niewiele sukcesów, bo zamiast deklarowanej tolerancji – represyjne totalniactwo, zamiast postępu – amoralny regres cywilizacyjny (seksualizm jako priorytet człowieczeństwa). W tej sytuacji lewakom-progresistom pozostaje ocalić przyrodę przed człowiekiem, ocalić planetę przed cywilizacją. Ambicje ambicjami, ale protestujących nie brakuje, jak zawsze gdy mniejszość terroryzuje większość (nie będziecie dzieci nam genderować, ani przyrody ekologizować, czy – tym bardziej – dronami do naszych kominów zaglądać).

Można wmówić współobywatelom aspiracje do oddychania czystym powietrzem, tak jak można przekonywać do sędziokracji czy neutralności klimatycznej, kojarzonej z dekarbonizacją. Można też deliberować o ochronie przyrody, argumentując troskę o nią zamrożeniem gospodarki, obniżeniem dzietności i hodowli zwierząt – ale przecież nie ma to nic wspólnego z ochroną środowiska. Ekologizm to narzędzie zwalczania chrześcijańskiej cywilizacji, to sposób na robienie interesów na tzw. sprawiedliwej transformacji energetycznej.

Nie wdając się w jałowe rozważania (jak to preferuje opozycja) – czy to straszak Komisji Europejskiej, czy walka o zdrowie obywateli – rządowy program „Czyste powietrze” jest jednak wdrażany. Niezależnie od zmniejszenia użycia węgla w energetyce do 50-60% (obecnie 78%), Polska Agencja Smogowa przewiduje wymianę tzw. kopciuchów, których jest ponad 4 mln.

Program „Czyste powietrze” zakłada wymianę pieców węglowych do 2029 roku oraz termoizolację ok. 3,6 mln domów. Od początku 2019 roku można korzystać z ulgi podatkowej PIT (wydatki na ekologiczne piece, ocieplenie domu czy panele fotowoltaiczne można odliczać od podstawy opodatkowania).

Wdrażanie programu zależy jednak od samorządów. O ile Kraków może pochwalić się osiągnięciami (w 2019 roku wymieniono ostatnie 4 tys. pieców węglowych), to stolica przewiduje likwidację tzw. kopciuchów w 2022 roku.

Kryzys, dziura i depresja

Mogłoby się wydawać, że globalny klimat jest w tak złym stanie, iż katastrofę mogą zażegnać tylko Młodzieżowe Strajki Klimatyczne, albo pokojowa nagroda Nobla dla szwedzkiej uczennicy. Krajowi eko-aktywiści (zresztą nierzadko zdalnie finansowani, co jakoś uchodzi uwadze odpowiednich służb) oskarżają gospodarkę o wszystko, co najgorsze, jakby nie znali światowych realiów. Przecież ponad 40% emisji CO2 to dzieło Chin i USA, a reszta jest udziałem Indii, Rosji, Japonii. Wśród 15 państw, odpowiadających za emisję CO2, nie ma Polski.

Zresztą utyskiwania ekoterrorystów nie brzmią wiarygodnie. Przeszkadza im wydobycie węgla brunatnego w kraju, ale już za Odrą – bynajmniej. Podobnie z krytykowanymi elektrowniami węglowymi, których brakuje, gdy szacuje się zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego kraju (potrzeba 12 nowych elektrowni do 2040 roku).

Tymczasem nasz kraj emituje obecnie mniej CO2, niż w PRL-u (choć gospodarka znacznie się rozwinęła). Charakterystyczne, że rodzimi eko-aktywiści nie doceniają możliwości wchłaniania CO2 przez lasy. Natomiast chętnie bajdurzą o kryzysie klimatycznym. Niemniej natura jakoś sama radzi sobie z ostatnimi ciepłymi latami, na przekór politykom i aktywistom.

Swego czasu wiele mówiło się o tzw. dziurze ozonowej, która miała spowodować katastrofę naszej planety. Otóż zaczęła ona – podobno – zanikać. Mniej ozonu – to więcej szkodliwego promieniowana słonecznego, a więc oczywiste zagrożenia dla życia ludzkiego. Przyczyną miał być freon (używany w lodówkach i dezodorantach). Ponad 160 państw podpisało umowę anty-freonową (do 2010 eliminacja tego gazu). Jednak w 2018 roku ONZ-etowskie dane wskazują, że dziura może skurczyć się przez chloroformy (najwięcej emitują Chiny). I chociaż zanikanie dziury powoduje ocieplenie klimatu, to przestała być medialna – czyli do następnego odkrycia.

Teraz wszystkiemu winna jest zaborcza działalność gospodarki, stawiającej na zysk, a nie na dobrostan środowiska naturalnego. Stąd moda na postawy antycywilizacyjne, na utożsamianie się z losem zagrożonej planety. Co odważniejsi celebryci przeżywają głębokie depresje klimatyczne. Dopatrywanie się antropogenicznego charakteru tzw. zmian klimatycznych, to oskarżanie człowieka o wrogość, czy wręcz szkodnictwo w przyrodzie. Skoro tak, to trzeba zreorganizować życie człowieka (w ogóle cywilizację), do czego użyteczna jest nieoceniona inżynieria społeczna (pozostawiając kwestię – czy idzie o przyrodę, czy o ideologię).

Ratujmy planetę

Jeżeli gospodarka europejska ma być światowym przodownikiem w ochronie przyrody, to – wobec obojętności innych państwa w tym względzie – podejmuje działania zgoła samobójcze, rezygnując z konkurencyjności swoich produktów. Ideologia ekologizmu triumfuje nad rozsądkiem i rachunkiem ekonomicznym. I podobnie postępują rodzimi eko-aktywiści. Niech krajobraz zaludniają wiatraki, których właściciele korumpują lokalne władze samorządowe (nikt nie zgodziłby się na tzw. migotanie przy swoim domu). Na szczęście rząd ustanowił odpowiednie odległości wiatraków od domów, zresztą farmy wiatrowe będą lokalizowane na morzu. Pozostaje mieć nadzieję, że resort edukacji obroni szkoły przed eko-partyzantami i podręcznikiem „Globalna edukacja”.

W końcu trudno zrozumieć logikę eko-aktywistów. Chcą likwidacji węgla, który daje niezależność energetyczną, a postulują elektrownie jądrowe, ogłaszając proatomowy strajk klimatyczny. A przecież taka elektrownia uzależnia od dostaw paliwa i składowania odpadów przez kilkaset lat. Nie postulują natomiast powstawania lokalnych biogazowi. Nie mówiąc o tym, że nie doceniają starań rządu. Przewiduje on, że do 2030 roku 66% wytwarzanej energii będzie pochodzić ze źródeł odnawialnych (przy obniżeniu emisyjności o połowę).

Tymczasem światowa histeria klimatyczna staje się coraz bardziej popularna, wchodząc nawet do kultury masowej. Postulowane rozwiązanie kwestii tzw. globalnego ocieplenia to przekazanie większych kompetencji międzynarodowym organizacjom. Eko-bolszewicka dyktatura ante portas.

Już ochrona środowiska jest wygodnym pretekstem do propagandy anty natalistycznej (aborcja, eutanazja), do oskarżania człowieka jako mordercy klimatu.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię