Pierwsi bojownicy Kornela w nowym pokoleniu – po 1989 r.- Stanisław Srokowski

Sporo już wiemy, jak się rodziła „Solidarność Walcząca” i jakimi zasobami ludzkimi dysponowała. Mówimy tutaj o latach 1982-1989. Naturalnie ta historia ciągle wymaga dokładnych badań i opisów.

0
807
Kornel Morawiecki

Wciąż nie mamy jednego wielkiego kronikarza naszej historii, posiłkujemy się strzępami wiedzy, fragmentami dziejów, ale i tak nie jest źle, w końcu powstało już kilka wcale udanych książek poświęconych „Solidarności Walczącej” i Kornelowi Morawieckiemu. Ja sam napisałem trylogię, trzy powieści, w których wątek poświęcony „SW”, ukrytej pod literackimi symbolami, stanowi rdzeń. Nie wszyscy muszą znać tę trylogię, warto więc podać jej poszczególne tytuły „Barbarzyńcy u bram”, t. I”, „Spisek barbarzyńców”, t. II, „Barbarzyńcy w salonie” t. III. Opowiada ona o dwu węzłowych zjawiskach najnowszej historii RP, rodzeniu się i rozwijaniu ruchu wolnościowego w Polsce oraz o marksizmie kulturowym, który ogarnia skutecznie, niestety, polskie umysły. Ten marksizm kulturowy, to właśnie nowoczesna forma cywilizacyjnego barbarzyństwa. Tyle wyjaśnień.

Być może, uda się w końcu stworzyć jakąś poważniejszą bibliotekę z opisami skomplikowanych, a jakże ważnych dróg rozwoju naszej organizacji. Wciąż się dopominam o Instytut Kornela Morawieckiego. Powinna się nim zająć córka Kornela, Marta Morawiecka i o ile wiem, swego czasu już zasięgała opinii, jak to zrobić. Może nadejdzie czas, kiedy idea się sfinalizuje. Instytut taki z siedzibą we Wrocławiu mógłby ogarnąć całą problematykę „SW”. A swoją drogą jedną z ważniejszych ulic lub większy plac w naszym mieście należałoby nazwać imieniem Kornela.

Ale ja chcę dzisiaj o czymś innym powiedzieć. O niewielkiej i mało znanej, a może nawet nieznanej, ale symptomatycznej historyjce, która wyjaśnia, jak bardzo dochodząca po okrągłym stole elita polityczna nienawidziła „Solidarności Walczącej” i Kornela Morawieckiego. Jak blokowała wszelkie inspiracje i działania. Wprawdzie kilka lat temu wspominałem o niej bodajże na tych łamach, ale pamięć bywa krótka i szybko zapominamy, co czytaliśmy dawniej, więc wracam do tej sprawy. Już pisałem tutaj o swoim domu we Wrocławiu, gdzie się mieścił konspiracyjny punkt kolportażowy „SW” i spotkań z dysydentami ze Wschodu i gdzie się także w końcu lat 80 ukrywał Kornel, pisałem także o pierwszym tajnym archiwum „Solidarności Walczącej” w moim wiejskim domu w Potaszni, k. Milicza, gdzie Kornel często przyjeżdżał, zresztą nie tylko Kornel. Z naszej paczki, bywali tam też w końcówce lat 80 inni, np. Wojtek Myślecki, Hania Łukowska-Karniej czy Romuald Winciorek.

Dlaczego przywołuję ten czas na pamięć. Ano dlatego, że w dużej części tych wszystkich spotkań uczestniczył, zapewne nieświadomie, mój syn, Łukasz, dziecko stanu wojennego. Kornel zresztą lubił z nim rozmawiać. I często rozmawiał. Śledził też z życzliwością jego rozwój. Trudno powiedzieć, co czuło wtedy dziecko, które miało cztery – pięć lat, ale z całą pewnością musiały zachodzić w nim jakieś ważne i twórcze procesy psychiczne, skoro nieco później, kiedy miał już lat siedem i osiem, i wciąż był świadkiem naszych spotkań z Kornelem, postanowił razem z kolegami z klasy pierwszej, a potem drugiej, tak, tak, z klasy pierwszej, a potem drugiej, szkoły podstawowej, założyć gazetkę szkolną, dla której symbolem stała się kotwica widziana przez niego w czasopismach „Solidarności Walczącej”. I bardzo mu się podobała. Umieścił więc kotwicę, jako inicjator pomysłu, na pierwszej stronie tej gazetki. Widać ją na zdjęciu. To było logo „Filonka”, bo tak się pismo nazywało. Logo i przekleństwo! Okazało się bowiem po pewnym czasie, kiedy gazetka dotarła do dyrekcji, że nie wolno takiego znaku na gazetce umieszczać. Ale zanim to się stało, gazetka podbiła serca dzieci, ponieważ dostarczała im niezwykłych wrażeń. Miała charakter twórczy. Zawierała wiersze dzieci, opowiadania, spostrzeżenia z ich świata, bajki, dowcipy, zdjęcia, rysunki, a nawet publicystykę. W jednym z pierwszych numerów ukazał się apel do polskich władz z prośbą o prezydenta dla dzieci. Redaktorzy „Filonka” organizowali szkolną opinię publiczną i walczyli o swoje prawa i o swojego prezydenta. Nieraz podejmowali motywy społeczne, upominali się np. o to, by w ich obecności starsi nie palili papierosów, ogłaszali konkursy literackie i artystyczne, układali zagadki, słowem oddali się z pasją redagowaniu swojego pisma.

Gazetka stała się słynna na całą szkołę. I wtedy dyrekcja, jako cenzura, zadziałała. Nakazała natychmiast zlikwidować kotwicę. Kornel nadal był niebezpieczny. Solidarność Walcząca nawet w takiej postaci dla Unii Demokratycznej, a dyrekcja tej szkoły była bardzo unijna, stała się nie do przełknięcia, a o Morawieckim i o wszystkim, co się z nim wiązało, nie chciała słyszeć. Wychowawczyni klasy, w której zrodził się pomysł wydawania własnej gazetki została strasznie za tę kotwicę obrugana, a potem, pod jakimś pretekstem, wyrzucona z pracy. A wszystko przez Kornela. Gdyby nie natchnął Łukasza myślą o kotwicy, nie byłoby problemu.

Zresztą konflikt ten odbił się rykoszetem na mnie i na mojej żonie. Jej koleżanki, matki dzieci z tej klasy, do czasu pojawianie się „Filonka” życzliwie patrzyły na nią i na mnie, ale kiedy się dowiedziały, że nasz syn przedłuża idee Morawieckiego, chociażby w postaci kotwicy, gwałtownie się od nas odwróciły. Nieraz wyglądało to dość zabawnie. W szkole już wiedziano, że jesteśmy z „sekty Morawieckiego”. Kiedy szliśmy do szkoły po syna i mijaliśmy rodziców jego koleżanek i kolegów, oni demonstracyjnie się od nas odwracali. Opowiedziałem później Kornelowi o tej historii, Kornel się tylko uśmiechnął, miał znacznie poważniejsze sprawy do załatwienia. Ale trzeba i o takich, na pozór mniej ważnych sprawach pamiętać, bo one pokazują, jak się kształtowała pierwsza scena polityczna po 1989 r. i jakie nastroje wtedy panowały. Morawieckiego należało tępić. Na szczęście, idei „Solidarności Walczącej” nie da się wytępić. Nasz syn dzisiaj jest już dojrzałem młodym człowiekiem, ale tamto zdarzenie odbiło się na jego psychice. Głupia dyrekcja odebrała mu, jako dziecku, radość tworzenia własnej inicjatywy. Zniszczyła dobrą atmosferę w klasie. I zaszkodziła młodej wtedy i ambitnej wychowawczyni klasy, która stanęła po stronie uczniów. Jak widać, walka polityczna i takie miała oblicze.

Ocalajmy pamięć Kornela.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię