Początek chińskiej dominacji – Adam Maksymowicz

Pod względem gospodarczym ta dominacja jest już faktem. Pierwsza gospodarka świata, jaką jest USA, wyprzedza Chiny tylko w wielkości Produktu Krajowego Brutto (PKB).

0
716

Pozornie wydaje się, że ten wskaźnik, ilustrujący rozwój gospodarczy, jest wystarczającym kryterium oceny, która gospodarka jest bardziej rozwinięta. Ponieważ określa on wartość dóbr i usług wytworzonych w danym kraju, pomija skalę inwestycji i produkcji przemysłowej, a także jej najwyższej jakości, jaką jest rewolucja cyfrowa, internetowa, sztucznej inteligencji i nowej generacji przekazywania informacji w systemie 5G. Ten przestarzały system klasyfikacji gospodarczej premiuje Stany Zjednoczone, jako pierwszą gospodarkę świata. W minionym roku Chiny uzyskały 75 proc. (15 bilionów USD) wielkości PKB USA (21 bilionów USD). Tak to wygląda rachunkowo i statystycznie. Konkrety są już znacznie mniej optymistyczne.

Po pierwsze, w najbardziej newralgicznej dziedzinie światowych finansów cztery największe na świecie banki są chińskie: 1.Industrial and Comercial Bank of China (ICBC) – 4,027 bln USD, 2. China Construction Bank Corporation (CCBC) – 3,377 bln USD, 3. Agricultural Bank of China (ABC) – 3,287 bln USD, 4. Bank of China (BC) – 3.092 bln. Dopiero na szóstym miejscu znalazł się największy bank USA – JP Morgan – 2,727 bln USD. Amerykanów wyprzedził jeszcze na piątym miejscu japoński bank Mitsubishi UFJ Financial Group – 3,069 bln USD. To już powinno wystarczyć za wszystkie inne statystyki i odpowiedzieć na pytanie, która gospodarka jest największa na świecie.

Tak jak w popularnej anegdocie o Napoleonie Bonapartem, dalsze argumenty w tej sprawie nie są już potrzebne. Otóż pewnego razu cesarz Napoleon przejeżdżał przez francuskie miasto. Zdziwiony, że nie przywitały go salwy, pyta burmistrza: – Dlaczego nie strzelacie z armat na moją cześć? – Powodów jest dwadzieścia – odpowiedział burmistrz – po pierwsze nie mamy armat. Po drugie… – Dziękuję, to pierwsze wystarczy – odrzekł cesarz.

Politycy popierają Chiny

Coraz więcej komentatorów, polityków i analityków zauważa, że Stany Zjednoczone są opanowywane przez chińskie korporacje i polityków rodem z KPCh. Pisze o tym, w wydanej również w Polsce książce, Robert Spalding, doradca prezydenta Donalda Trumpa (Robert Spalding, „Niewidzialna wojna. Jak Chiny w biały dzień przejęły wolny Zachód”, Warszawa 2019). Bije on na alarm, nie ukrywając spraw kompromitujących historyczną i aktualną politykę USA wobec Chin. Książka już na samym wstępie ujawnia, że najwyższej rangi politycy USA udzielają poparcia komunistycznym Chinom. Wymienia tu republikańskiego lidera w Senacie Mitcha McConnella, którego rodzina jest ściśle powiązana z najwyższymi władzami Chin. Jego chińska żona Elanie Chao była sekretarzem Departamentu Pracy w gabinecie George’a Busha, a obecnie pełni funkcję sekretarza Departamentu Transportu. Jej ojciec James Chao jest przyjacielem byłego chińskiego pierwszego sekretarza KPCh – Jiang Zemina (1993-2003). Interesy z Chinami i otrzymywane „prezenty” liczone są w milionach USD.

Wśród innych polityków jest też obecny kandydat demokratów na stanowisko prezydenta USA – Joe Biden. Jego syn Hunter prowadzi chiński fundusz inwestycyjny w wysokości miliarda USD. Joe Biden od dawna jest fanem Chin. Tak rekomendował on chińską politykę w USA: „Jak Chiny mogą odebrać nam chleb? – Człowieku pomyśl! Nie potrafią nawet poradzić sobie z faktem, że mają taki wielki podział pomiędzy Morzem Chińskim a górami na zachodzie… To nie są źli ludzie. Oni nie są dla nas żadną konkurencją”.

Instytut Strategii Ekonomicznej USA ocenia, że w latach 2001-2017 na skutek chińskich machinacji zniknęło 3,4 mln miejsc pracy, z tego 2,5 mln w sektorze produkcyjnym. Deficyt handlowy USA z Chinami obniżył dochody amerykańskich pracowników w wysokości 34 mld USD rocznie! Ocenia się, że elity finansowe USA uważają transakcje z Chinami jako zwykłe działania na zasadzie konkurencji wolnorynkowej. Robert Spalding jednak naiwnie tłumaczy, że rzekomo nie zdawali sobie sprawy, iż KPCH prowadzi wojnę z USA, która od lat wygrywa. To łatwe wytłumaczenie. Zapewne prawda jest taka, na co pobieżnie Spalding zwraca uwagę, że elitami USA kieruje chciwość. I ona jest motorem wszystkich chińskich transakcji na szkodę tego kraju. Ostatnim tego rodzaju wydarzeniem jest zatrudnienie w chińskiej firmie konsultingowej gen. Jamsa Mattisa, byłego sekretarza obrony USA i sekretarza stanu do 1.1.2019 r.

Polskie doświadczenia

Tu kłaniają się polskie doświadczenia jeszcze z czasów upadku I RP. Szlachta i polska magnateria stanowiące elitę I RP nie ceniły własnego państwa. Ceniły swoje bogactwo, a państwo uważały za ciemiężyciela, który ściąga z nich podatki. Co innego było otrzymywać „dotacje”, „gratyfikacje” i inne „podarunki” od obcych przedstawicielstw, ambasadorów i królów. To był honor, być na zagranicznym utrzymaniu. Tym się szczycono, chlubiono i rywalizowano, kto otrzyma więcej pieniędzy z zagranicy. Kto tego nie czynił w powszechnej opinii uważany była za życiowego niedorajdę, który nic nie ma do zaoferowania obcym państwom robiącym interesy w naszym kraju. Dobrze wiemy, jak się to skończyło. Polska została rozebrana i skolonizowana przez trzy sąsiednie mocarstwa.

Teraz tą sama drogą idą Stany Zjednoczone, najbogatsze i największe gospodarczo państwo na naszym globie. Jego destrukcja polega na tym, że finansowe elity tego kraju są pozyskiwane przez chińskie mocarstwo. Zdrada elit USA na rzecz Chin jest łagodnie tłumaczona „niezrozumieniem”, bo niezrozumienie nie jest karalne, natomiast zdrajców się wiesza. To „niezrozumienie” czy „łatwowierność” mają zatuszować i usprawiedliwić zdradę, gwarantując sprawcom bezkarność.

Zerwać kontakty gospodarcze z Chinami

To apel gen. Spaldinga w sprawie zabezpieczenia kraju przed destrukcyjnymi działaniami ze strony Chin. Generał jednak nie zdaje sobie sprawy z niemożliwości zrealizowania tego postulatu. Przede wszystkim dlatego, że amerykański przemysł, aby dorównać chińskiej konkurencji, musi być odbudowany, co wymaga wielu lat, jeżeli nie dziesiątków lat, zanim stanie się on konkurencyjny. Amerykanie przywykli do tanich towarów z Chin, nie zaakceptują znacznie droższych. Postulat Spaldinga usiłuje zrealizować Donald Trump, nakładając wysokie cła na towary importowane z Chin. To niewiele pomaga, bo nawet przy tak wysokich stawkach zaporowych chińska produkcja, jako że jest tania, będzie nadal przynosić temu krajowi zyski. Zmniejszą się one tylko trochę.

Za to amerykański konsument zapłaci więcej, a że Chiny nie mają pod tym względem konkurencji, nie stracą klientów w USA.

Efektem już prawie dwa lata prowadzonej wojny handlowej, jest to, że deficyt USA nie uległ zmianie. Oczywiście Chiny chciałyby likwidacji ceł na swoje towary, tak jak było wcześniej. Zdają sobie sprawę, że tylko pokojowo mogą pokonać Stany Zjednoczone, dlatego zgadzają się na „rozmowy”, „rokowania” i „negocjacje”. To wszystko świadczy o tym, że USA nie mogą całkowicie zerwać kontaktów handlowych z Chinami, tak jak proponuje to gen. Spalding. Tym bardziej, że i USA wcale sobie tego nie życzą.

Pozory rokowań

Azjatyckie media dobrze zorientowane w chińskich priorytetach twierdzą, że jakiekolwiek trwałe porozumienie ze Stanami Zjednoczonymi nie jest możliwe. Przeczą temu wszelkie chińskie i amerykańskie całkowicie sprzeczne cele dotyczące zarówno spraw wojskowych, gospodarczych, kulturowych, jak i wykluczających się nawzajem tradycji politycznych. Dlaczego zatem rokowania są prowadzone?

Z azjatyckich relacji wynika, że Chiny zainteresowane są powtórnym wyborem Donalda Trumpa na prezydenta USA i zrobią wszystko aby jego reelekcja była możliwa. Pozornie jest to sprzeczne z tym, co widzimy w obustronnych oficjalnych oświadczeniach politycznych. Otóż, okazuje się, że polityka Trumpa prowadzenia bezwzględnej wojny z Chinami jest niezwykle korzystna dla tego państwa. Dlaczego? Wszak Amerykanie zaczynają się wrogo odnosić do Chin, a nawet spekuluje się, że możliwe jest wywołanie między nimi wojny militarnej. To wszystko bajki, bo jak ujawnia w swojej książce gen. Spalding Chiny opanowały już politykę wewnętrzna USA. Najbardziej zależy im, aby to ukryć. Chcą, aby głoszono, że USA to wolny kraj, którego najbardziej boją się Chiny. Dlatego rokują, porozumiewają się i sprzeczają. Im więcej będzie narzekań, tym lepiej dla Chin. Będzie to znak, że polityka cichego opanowania tego państwa się powiodła. To coś z przewrotnej opowieści o królu, który stale nakładał podatki. Dopóki mu złorzeczono, był spokojny o skuteczność swojej polityki. Kiedy zaczęto się naśmiewać z kolejnych jego podatków, zaniepokoił się i nakazał wycofać się z dalszego zaciskania pasa.

Ten teatr polityczny jest od dawien dawna ulubioną rozrywką chińskich elit politycznych.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię