WŁADIMIR BUKOWSKI

Władimir Bukowski był potomkiem patriotów rosyjskich i patriotów polskich. Deklarował tożsamość rosyjską, ale nigdy nie odżegnywał się od swoich także polskich korzeni. Tym bardziej, że jego pradziadek, powstaniec listopadowy, walczył pod hasłem „Za wolność waszą i naszą”. Prawdopodobnym autorem tego zawołania był w XIX wieku Joachim Lelewel. Wyszyto je na sztandarach, które warszawscy demonstranci w styczniu roku 1831 nieśli ulicami polskiej stolicy, upominając się o walczących o swą wolność Rosjan. Słowa „Za wolność waszą i naszą” wskazywały na wspólnotę losu narodów, zniewolonych tym samym samodzierżawiem. Były jak dłoń, wyciągnięta do zgody i braterstwa. Były więc jak dłoń Władimira Bukowskiego – Rosjanina, który kochając swoją ojczyznę, całe swe życie poświęcił sprawie wolności. Wolności Rosjan, wolności Polaków, wolności każdego narodu i każdego człowieka, którego prawa były gwałcone.

0
1165
Władimir Bukowski (fot. REUTERS - Sergei Karpukhin)

Władimir był wielkim przyjacielem Polski i zarazem – sumieniem Rosji. W czasach, w których imperialne zapędy i jakże liczne krzywdy oddalały od siebie nasze narody, on był najpierwszym dowodem na to, że między naszymi zbiorowościami możliwe jest nie tylko pełne zrozumienie, ale też prawdziwa bliskość, szczera przyjaźń, obopólnie korzystna współpraca.

Przyjaźń, współpraca, szacunek dla wspólnych wartości, dostrzeganie wspólnoty celów – owocowały w bardzo wymierny sposób. Władimir Bukowski był członkiem rzeczywistym organizacji Solidarność Walcząca. To na łamach podziemnych wydawnictw Solidarności Walczącej ukazała się znakomita część jego świetnej publicystyki i zdumiewających swą przenikliwością politycznych analiz. Solidarność Walcząca drukowała i rozpowszechniała jego znakomite książki: „I powraca wiatr”, „Listy rosyjskiego podróżnika” czy „Pacyfiści kontra pokój”. Dla zrozumienia mechanizmów, rządzących ówczesnym, ale i współczesnym nam światem, są to lektury bezcenne.

Władimir Bukowski był bowiem nie tylko gotowym na każde poświęcenie nieustraszonym bojownikiem, nie tylko niemożliwym do złamania więźniem, osadzanym za kratami karcerów, za drutami obozów czy murami szpitali psychiatrycznych, zaprzężonych do służby totalitarnej władzy. Dziedzictwem Władimira są także bezcenne prace literackie, analityczne i dokumentacyjne. Do tych ostatnich należy „Moskiewski proces” – owoc charakterystycznej dla niego skutecznej brawury. Wiele razy Władimir dał się bowiem poznać jako autor dokonań teoretycznie niemożliwych. Jednym z nich było wydobycie z najtajniejszych posowieckich archiwów mnóstwa dokumentów, pozwalających na prześledzenie i właściwe zrozumienie szeregu najdonioślejszych faktów z najnowszej historii Polski. Podobnego dokonania nie miał w swym dorobku nikt przed nim i mimo, że od tego czynu minęło już 27 lat, nikt po nim.

Na zawsze pozostaną w mojej pamięci spotkania z Władimirem i rozmowy z nim. W czasie pierwszej rozmowy miałem 22 lata. Jechaliśmy jednym samochodem z Wrocławia do Warszawy, wtedy taka podróż trwała długie godziny. Ostrzegał wówczas Polaków przed skutkami triumfu nad komunizmem, który jego zdaniem w dużej mierze mógł się okazać sukcesem częściowym. Uważał, że do zachodzących przemian elity komunistycznego reżimu są przygotowane niewspółmiernie lepiej od społeczeństwa i jego przedstawicieli. Przewidywał, że cały ciężar ustrojowej transformacji spadnie na szerokie rzesze obywateli a rzeczywistym beneficjentem przemian okaże się być błyskawicznie przepoczwarzona w kapitalistów kasta partyjnej nomenklatury, której bezkarność zapewni nietknięte jakąkolwiek reformą postkomunistyczne sądownictwo.

Przestrzegał mnie też przed nadmiernymi nadziejami, pokładanymi przez nas w państwach Zachodu. Twierdził, że niczego nie dostaniemy za darmo, a wszystko, co będzie nazywane pomocą, większą korzyść będzie oznaczało dla tych, co dają, a nie tych, którzy przyjmują. Wiele razy przychodziło mi potem przekonywać się do trafności jego przewidywań.

Do ostatnich swych dni był też Władimir mądrym głosem przestrogi. Zawsze widział bowiem więcej, niż potrafili widzieć inni. Wskazywał na pojawiające się w Europie i świecie nowe źródła zagrożeń. Ostrzegał przed nowymi fałszywymi ścieżkami, przed drogami wiodącymi na manowce. Chyba nikt równie mądrze i poważnie jak on nie traktował przestrogi Alberta Camusa wyrażonej na kartach „Dżumy”. Podzielając sceptycyzm wielkiego francuskiego pisarza wskazywał, że zło jest na naszym świecie niestety zjawiskiem permanentnym. Stąd ludzkość zawsze musi mieć świadomość funkcjonowania w realiach, których część stanowią kolejne „uśpione bakcyle dżumy”.

Składając wielki hołd człowiekowi, któremu zawdzięczamy tak wiele, miejmy też więc zawsze w pamięci to, co pragnął nam przekazać. Pragnął, by nasz świat był światem szczęśliwych, wolnych ludzi. Nigdy nie miał złudzeń, że cel ten będzie łatwy do osiągnięcia. Przeciwnie – podkreślał konieczność wysiłków i ofiarności. Najlepszym, a zarazem najbardziej twórczym wyrazem pamięci o naszym wielkim przyjacielu, o człowieku, któremu tak wiele zawdzięczamy, będzie nasza pamięć i nasze czyny.

Premier Mateusz Morawiecki

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię