TRZYNASTEGO NIE W PIĄTEK – Natalia Rybak

No nie da się ukryć, jest 13 grudnia. Kiedyś już okolicznościowo o tym pisałam i nadal pod tamtym tekstem podpisuję się obiema rękami. Mogłabym więc zająć się jakimś innym tematem, czy w ogóle nieliterackim zgoła zajęciom czas poświęcić, ale jakoś tak głupio… Głupio, choćby wobec własnej pamięci.

0
698

Moi rodzice wówczas byli młodsi niż ja teraz. Co czuli? Czy się bali? Z całą pewnością tego dnia spali rano dłużej i to, że coś tu nie gra i nie ma Teleranka odkryłam ja (standard w moim pokoleniu). Co myśleli dziadkowie mieszkający przy ulicy, która z racji nagromadzenia zakładów przemysłowych stała się na ładnych parę lat główną areną wydarzeń w mieście? Nie wiem. Wiem, że dziadkowie po wojnie profilaktycznie spalili wszystkie dokumenty, które mogłyby świadczyć o akowskiej przynależności dziadka. Nie żeby byli realnie zagrożeni, raczej ostrożni, zachowawczy. Chyba o tę zachowawczość właśnie wybuchały tradycyjne kłótnie przy stole między dziadkiem a jego synem, moim ojcem. I ci zachowawczy dziadkowie kolportowali bibułę (oboje pracowali jeszcze zawodowo). Przychodziła do nas babcia, albo my do niej, i skądsiś pojawiały się takie małe książeczki na szarym papierze, ktoś wyciągał pieniądze, następowały rozliczenia, babcia robiła na kartce jakieś zapisy w rubryczkach tym swoim pięknym kaligraficznym pismem.

Pamiętam to, taki mam obrazek przed oczami. Sporo tych obrazków, tak jak zdjęć w rodzinnym albumie, i tych publikowanych teraz wspominkowo z TAMTEGO czasu, jest czarno-białych. Bo też i czarno-biały był pejzaż wtedy, w tym śniegu… Co nie jest bynajmniej wstępem do wniosku, że wobec tak spolaryzowanej rzeczywistości było łatwiej! (no, mnie było łatwiej, bo miałam 6 lat) I Bogu dziękować, że oszczędził nam tamtych, nierzadko dramatycznych wyborów. A i nie tylko Bogu – lecz tym wszystkim, dzięki którym możemy sobie dziś wieść – umówmy się, mimo wszystko dosyć komfortowe życie. Takie jak gdzie indziej na świecie, a nawet o wiele lepsze niż w niektórych częściach globu. Możemy się uczyć, podróżować, robić interesy, czytać piękne książki, mówić, co myślimy, zakładać stowarzyszenia, mamy co jeść, czym jeździć, w co się ubrać i jest nam ciepło, a ilość metrów kwadratowych na osobę znacząco się jednak zwiększyła. Czujemy się częścią większej całości, nie rezerwatem za żelazną kurtyną.

Dziękuję – Tato, Mamo, Babciu, Romku, Heleno, Andrzeju, Adamie, Halino, Bogusiu, Olku, Stachu, Władku, Józefie, Mirku, Janku, Profesorze, pani Krysiu… i wielu, wielu innym. Dziękuję.

I, jako osoba z pokolenia „bez Teleranka”, czyli jednak już przytomny świadek (w odróżnieniu od tych młodszych ode mnie) – chciałam Wam obiecać, że ja będę pamiętać, jak było, nie dam sobie wcisnąć kitu.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię