Obywatelska nieodpowiedzialność – Jerzy Pawlas

Pod sądami, pod Sądem Najwyższym, nie widać zwolenników reform w wymiarze sprawiedliwości. Nie ma ich też pod urzędami centralnymi, a przecież beneficjentów obecnej władzy nie brakuje. Nie było ich pod katowickim sądem, w którym nieznany z nazwiska ZOMO-wiec, oskarżony o strzelanie do górników, wywinął się zaledwie 3,5-rocznym wyrokiem.

0
780

Grzegorz Schetyna obiecuje przywrócenie ładu w sądownictwie. Jak na razie jego doświadczenia w tym przedmiocie sprowadzają się do głośnej akcji „Widelec”. Małgorzata Kidawa-Błońska odgraża się: – Pokonałam Kaczyńskiego, pokonam i Dudę. Zwielokrotnione medialnie majaczenia polityków nie mają sensu ani wiarygodności. Kto zostanie uwiedziony, komu medialny szum zaburzy zdroworozsądkowe rozumowanie, będzie sam sobie winien.

Jeżeli biurokracja brukselska, zauroczona chorowitym dziewczęciem i bajaniami quasi-naukowców o kryzysie klimatycznym, wydaje rozporządzenie, które zaważy na losach ludności kontynentu (ktoś będzie musiał zapłacić za tzw. neutralność klimatyczną), to powinno być przeprowadzone referendum. Niech obywatele brukselscy – traktowani podmiotowo, wypowiedzą się na temat proponowanych rozwiązań polityki klimatycznej (bo przecież nie handlu CO2 czy czystym powietrzem).

Kasta i politycy

Na coraz mniej licznych demonstracjach przeciwko reformie sądownictwa pojawiają się esbecy i milicjanci (czyli tzw. emeryci mundurowi), wielbiciele KOD-ziarstwa i PRL, sędziowie i ich podsądni. Sędziowie zabawiający się w polityków to żałosne widowisko, tym bardziej, że jeden z nich, który chciał weryfikować innych, sam nie tylko wbrew prawu puścił z torbami rolnika, w czasie jazdy przekraczał dozwoloną prędkość, a nawet choć zarabiał 13 tys. zł miesięcznie wykłócał się z byłą żoną o 500+.

Wiadomo, że Trybunał Konstytucyjny zorganizowała junta Jaruzelskiego w stanie wojennym w 1986 roku. W tej fasadowej instytucji zasiadali politycy, agenci, sędziowie stanu wojennego – i to już nie jest powszechnie znane. Izbą Pracy i Ubezpieczeń Społecznych kieruje Józef Iwulski oficer wojskówki, orzekający w stanie wojennym. I ta Izba nieprawnie kwestionuje działanie Krajowej Rady Sądownictwa i Izby Dyscyplinarnej. Sędzia Stefania Słubicka-Groszyk wydała wyrok na odtatniego żołnierza niezłomnego Józefa Franczaka, zastrzelonego przez UB w 1963 roku. Nie poniosła żadnych konsekwencji. A jej mąż – Henryk Groszyk (ZSL) orzekał w TK, że uchwała lustracyjna z 1992 roku jest niezgodna z Konstytucją. Niech żyją agenci.

Niewątpliwie trudno żyć i korzystać z pełni praw obywatelskich w kraju, w którym większość mediów znajduje się o obcych rękach, a wszystkie one są antyrządowe. Społeczeństwo jest podmiotem brutalnej dezinformacji i manipulacji. Komunikacja mediów publicznych między władzą a społeczeństwem jest wciąż zakłócona przez media polskojęzyczne. Po demokracji ludowej, grubokreskowej i liberalnej nadeszła demokracja medialna.

Co rusz pojawiają się wydmuszki medialno-biznesowe (wejście na scenę polityczną wymaga przecież pewnego kapitału). Był Janusz Palikot i wulgarny antyklerykalizm, był Ryszard Petru i jego słynne bo moty. Teraz Szymon Hołownia głosi otwarty postępowy katolicyzm i religię ekologiczną (dekarbonizacja). Marionetki na scenie politycznej mogą wszakże odgrywać destrukcyjną rolę. Ruch Kukiza odebrał część elektoratu PiS-owi, a teraz ci „antysystemowy” wpisali się w „obrotową” koalicję ZSL-owskiej proweniencji.

Daleko posunięta tolerancja elektoratu kreuje tak kuriozalnych polityków, jak europoseł Sylwia Spurek – specjalistka od krów mlecznych, czy Róża Thun, nieustannie atakująca kraj, który reprezentuje w Parlamencie Europejskim. Czy elektorat rzeczywiście podziela poglądy swych wybrańców? A może wykorzystano jego naiwność? Tego nie badają naukowcy post-peerelowskich uczelni, tym bardziej że ta, którą prowadził Jarosław Gowin (prywatna, korzystała z niskich opłat za wynajem lokalu) po prostu zbankrutowała.

Informacja i pamięć

U narodzin pogrubokreskowych partii politycznych czy polityków nieozmiennie stały służby specjalne i zagraniczny kapitał. Od moskiewskiej pożyczki Leszka Millera (teraz na brukselskiej synekurze), przez hojność niemieckich fundacji (Kongres Liberalno-Demokratyczny przewodniczącego europejskich ludowców), do „kredytów” Ryszarda Petru i nierozliczonych „darowizn” dla Roberta Biedronia. Co do służb, to pomijając PO, wystarczy „założycielskie” zdjęcie Jacka Cichockiego, koordynatora służb specjalnych, z Szymonem Hołownią.

Zatem tradycji stało się zadość, bo tajemnicza wiedza o spec-służbach wciąż towarzyszy grubokreskowej demokracji. Nie zawsze znał ją elektorat. Czy mógł zatem podejmować odpowiedzialne decyzje wyborcze? – to pytanie retoryczne. W każdym razie obowiązywała tajemnica jak transformacyjna arka przymierza. Bo były też kłamstwa. Agenturalna przeszłość Lecha Wałęsy, czy brak wykształcenia Aleksandra Kwaśniewskiego, nie mówiąc o jego papierach w IPN.

Noblista Henryk Sienkiewicz zapewne przewraca się w grobie, gdy jego prawnuk po antypolskiej prowokacji podczas Marszu Niepodległości (podpalenie budki przy ambasadzie rosyjskiej), jakby nigdy nic, zasiada w ławach poselskich. Można utyskiwać na krótką pamięć wyborców, ale też media nie przypominały przed wyborami wyczynów obecnego parlamentarzysty. Czy można oczekiwać, że będzie wypełniał rzetelnie obowiązki posła? – trzeba wątpić. Raczej będzie zasługiwał się w antypolskiej opozycji.

Mogłoby się wydawać, że peerelowsko-pezetpeerowcy pogrobowcy znikną wreszcie ze sceny politycznej, a tu zaroiło się od lewactwa w sejmowej sali plenarnej. Jedni za prawami kobiet (czyli aborcja na życzenie), inni za rozdziałem państwa od Kościoła (przeszkadza im krzyż w miejscach publicznych i religia w szkołach), jeszcze inni za „prawami LGBT” i prawami zwierząt.

Można zrozumieć, że nierozliczona komuna i bezkarność moskiewskich namiestników, zachęciła ich wiernych zwolenników do wyborów (a może też wspomniana już krótka pamięć elektoratu). Niemniej lewacka kontrrewolucja weszła do sejmu – jak można sądzić – nie bez poparcia opozycji (Schetyna wyciągnął z szafy czerwone trupy, umieszczając je w Brukseli i w Warszawie). Media publiczne realizując zasadę pluralizmu, eksponowały nad miarę lewicę (n.b. znacznie częściej,niż tzw. skrajną prawicę).

Pomocniczość samorządowa

Gdy szkoły przestają być instytucjami zaufania społecznego (grasują w nich partyzanci gender i misjonarze religii ekologicznej), samorządom pozostaje albo przypatrywanie się „tęczowym piątkom” i „strajkom klimatycznym” i – w konsekwencji – tolerowanie obniżania się poziomu nauczania, albo przeciwdziałanie (nawet wyręczając agendy państwowe). Coraz więcej gmin ogłasza się terytoriami wolnymi od ideologii LGBT. Niespodziewanie zareagował rzecznik praw obywatelskich – to dyskryminacja mniejszości seksualnych.

Tak więc, jeżeli elektorat samorządowy wybrał swoich przedstawicieli, przeciwnych deprawowaniu dzieci, to jest piętnowany przez rzecznika. Jeżeli wybrał reprezentantów promujących ideologię LGBT, to jest chwalony za postępowość i otwartość. Mniejsza o dzieci. Elektorat dużych miast jezt z reguły antyrządowy, mniejsza o standardy życia mieszkańców rozsypującej się Łódzi i nękanej awariami stolicy. Cóż, taka demokracja.

Czy jednak wybór „anty-PiS-owy” musi kojarzyć się z tolerancją alkoholizowania społeczeństwa – nie wiadomo. W każdym razie, im dłużej obowiązuje ustawa o wychowaniu w trzeźwości, tym więcej pojawia się punktów sprzedaży alkoholu, a wszelkie próby ograniczenia godzin nocnej sprzedaży są zaskarżane do sądów administracyjnych.

Już łatwiej można zrozumieć, że „czerwona stolica” będzie broniła pałacu kultury przed rozbiórką, choćby była ona mniej kosztowna, niż długotrwały remont sali kongresowej. Będzie to czyniła z równą konsekwencją, jak broni komunistycznych nazw ulic. Na 100-lecie Bitwy Warszawskiej zadowoli się „łuczkiem triumfalnym”, jak poprzestała na „panteoniku” Żołnierzy Niezłomnych na Powązkach. W końcu można by powiedzieć – jaki elektorat, takie władze samorządowe. To prawda, która nie mówi o odpowiedzialności obywateli.

Demokracja oddolna

W domach spółdzielczych mieszka kilkanaście milionów ludzi, choć nie wszyscy uświadamiają sobie, czym są organizacje spółdzielcze i jakie prawa mają ich członkowie. Otóż każdy z nich ma jeden głos na walnym zebraniu i decyduje o losach spółdzielni.

W praktyce członkowie spółdzielni nie wykorzystują swych prerogatyw, oddając władze w ręce zarządu i rady nadzorczej. Z braku zainteresowania członków, te ostatnie umożliwiają wybór prezesów, ci zaś – pozmieniawszy statuty – stali się dożywotnimi beneficjentami bezwolności członków spółdzielni.

W ten sposób peerelowska skamielina przetrwałą transformację, stając się dla zarządzających dożywotnimi synekurami. Członkowie spółdzielni dają się wykorzystywać, opłacając coraz wyższe koszty zarządzania. Choć mają takie możliwości, nie kontrolują wydatków. Biurokracja spółdzielcza to rezultat nieodpowiedzialności członków.

W ostatnim czasie pojawiło się kilkaset organizacji promujących LGBT, lobujących za homozwiązkami i homoprzywilejami. Finansowanie pozostaje w dużej mierze ich tajemnicą. Jeżeli pochodzi z zagranicy, tym bardziej powinno być kontrolowane. Obywatele mają prawo wiedzieć, kto kształtuje świadomość społeczną.

Objawieniem społeczeństwa obywatelskiego były w swoim czasie organizacje pozarządowe. Były przykładem godnym naśladowania dla wszystkich aktywnych. Z czasem stały się dobrym miejscem zarobkowania, także dzięki nieodpowiedzialnej hojności obywateli.

Pasożytowanie na darczyńcach, zdegenerowało te inicjatywy społeczne. Niektóre organizacje tak się wyspecjalizowały, że korzystając z funduszy budżetowych, prowadzą działalność antyrządową.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię