14.1 C
Warszawa
czwartek, 1 maja, 2025
Strona głównaPolska i ŚwiatJESTEŚMY DZIEDZICAMI „PIERWSZEGO KRÓLESTWA”

JESTEŚMY DZIEDZICAMI „PIERWSZEGO KRÓLESTWA”

Data publikacji

spot_img

O Bolesławie Chrobrym napisano już sporo, ale jeśli ktoś nie znający najnowszej książki profesora Wojciecha Polaka przypuszcza, że o pierwszym w naszej historii królu wie już wszystko, ten jest w dużym błędzie.

Świetnym pomysłem, zastosowanym w księdze zatytułowanej „Pierwsze królestwo” jest szeroka perspektywa dziejowa. Dzięki przedstawieniu drogi, na której formował się nasz naród i powstawało nasze państwo tym większymi okazują się być wręcz niebywałe osiągnięcia naszych przodków sprzed dziesięciu – jedenastu stuleci. Sukces ten jest tym bardziej oszołamiający, gdy przymierzy się go choćby do ówczesnych Czech, kulturowo od nas przecież starszych a usytuowanych w miejscu o wiele bardziej od Polski bezpiecznym. Pomimo okoliczności trudniejszych od tych, z jakimi borykać się musieli nasi południowi sąsiedzi, nasi monarchowie swoje państwo budowali w tempie dużo szybszym, czyniąc je bardziej rozległym a niezależną strukturę kościelną (o znaczeniu dla państwa wówczas fundamentalnym) tworząc całe stulecia przed Czechami. Ważna jest też świadomość tego, że gdyby nie postacie takiego formatu, jak Mieszko I, mogliśmy podzielić los mówiących wówczas niemal takim samym jak nasz językiem, zachodnich Słowian zamieszkujących między Odrą a Łabą (i nawet jeszcze dalej). Równie cenna jest zaprezentowana przez profesora Wojciecha Nowaka perspektywa dziedzictwa dokonań Bolesława Chrobrego. A w niej wręcz uderzające jest to, jak bardzo nasze problemy z Niemcami w wieku XI są podobne do doświadczanych przez nas w wieku XXI. Z czego wynika oczywisty wniosek, że Niemcy w postaci zjednoczonej nie są zdolne do funkcjonowania wyzbytego pasożytnictwa drogą całej gamy form eksploatowania Polski. Trudno nie dostrzec, że zasadniczym problemem, de facto naczelną zakałą Europy (nie nazywa tak tego prof. Polak, ale to przecież oczywiste) Niemcy nie są tylko wtedy, kiedy stanowią archipelag państewek pozbawionych istotnego potencjału. Zjednoczone – natychmiast dążą do skrajnie egoistycznej dominacji, o ile nie do totalnej eksterminacji w największej mierze wycelowanych w nasze właśnie państwo i nasz naród. Przypomnijmy, że w 1938 Polska miała ponad 35 milionów obywateli a spis powszechny z 1946 roku wykazał grubo poniżej 24 milionów. Mijają więc stulecia, a nawet całe tysiąclecie potrafi upłynąć, a pewne kultury polityczne, kody kulturowe czy mentalnościowe – wykazują zdumiewającą trwałość.

Okładka książki „Pierwsze królestwo. Mocarstwo Bolesława Chrobrego” – niezwykła opowieść o pierwszym królu Polski i jego epoce.

Książkę profesora Wojciecha Polaka warto czytać dokładnie i nie opuszczać w niej także odsyłaczy. Dowiadujemy się z nich, że jakże boleśnie nam znany, od kilku dekad praktykowany na ogromną skalę proceder „kupowania sobie przez Niemcy polskich historyków” dotyczy nie tylko badaczy, nauczycieli akademickich czy autorów książek zajmujących się wiekiem XX czy XIX. Niemieckie granty licznym polskim historykom płaci się nie tylko po to, żeby kiedy mowa o niemieckich zbrodniach zamiast „Niemcy” używali oni słowa „naziści” a kiedy tematem są ofiary to naczelne wśród nich miejsce przeznaczali niemieckim „wypędzonym” czy zabitym w czasie bombowych nalotów na Trzecią Rzeszę. Z książki profesora Wojciecha Polaka dowiadujemy się, że nie tylko za peany na cześć Niemiec, za udział w nagłaśnianiu spraw takich, jak zbrodnia w Jedwabnem czy sugerowanie polskiego sprawstwa holocaustu – płaci dziś niektórym polskim historykom niemieckie państwo. Płaci ono także wielu polskim mediewistom i historykom specjalizującym się w pradziejach ziem polskich. Chodzi tu o to, że do dziś nie ma pewności, jakie ludy zamieszkiwały ziemie między Wartą a Łabą przed VI – VII wiekiem po Chrystusie, od kiedy to dzisiejsze wschodnie Niemcy, Dolny Śląsk i Pomorze ponad wszelką wątpliwość były ojczyzną Słowian Zachodnich, w dużej mierze – późniejszych Polaków. Jednoznacznie bowiem zachodniosłowiańska, niemal polska, jest etymologia dzisiejszych nazw miejscowych takich, jak Lubusza, Kopanica, Berlin, Chociebuż, Budziszyn i setek innych. Jednak śladów wcześniejszych, złożonych z cmentarzysk i pozostałości grodów, narodowościowo zidentyfikować nie sposób. Ziemne wały czy gliniane garnce zdobione za pomocą sznura lub wstęgi – równie dobrze mogłyby być germańskie, jak i słowiańskie. Choć ten drugi wariant zdaje się być prawdopodobny bardziej, zważywszy że następnym etapem były na tych ziemiach rzeki, osady, gródki i grody noszące jednoznacznie słowiańskie czy wręcz prapolskie imiona. Okazuje się jednak, że RFN płaci dziś nawet i za to, by polskich studentów i polskich czytelników nauczać, że pradzieje zachodniej Polski wcale nie były prapolskie czy słowiańskie, lecz – germańskie. Bo po co Polakom taka świadomość, że od wielu wieków mieszkają – u siebie? Możemy być przy tym pewni tego, że kto jak kto, ale Niemcy nie „płacą na bezdurno”. Od wieków do ich narodowych specjalności należy wynaradawianie swych sąsiadów i osłabianie ich prowadzeniem wojny psychologicznej. Wmawianie Polakom, drogą wypłacania grantów autorom książek i wykładowcom, że mieszkając w swoim kraju nie są Polacy tak do końca u siebie, bez wątpienia ma swój konkretny, dalekosiężny cel.

Zaskakującym walorem książki profesora Wojciecha Polaka są zawarte w niej obszerne fragmenty kronik Thietmara z Merseburga, znanego niemieckiego dziejopisa. Ten biskup i historyk słynie z niechęci do Polski, co zapewne było pokłosiem i niemieckich porażek w starciach z naszym państwem i rodzinnej tradycji. Wszak ojciec Thitmara w 972 roku uczestniczył w niemieckiej klęsce pod Cedynią. Cennym w tej książce jest, że fragmenty tłumaczone z średniowiecznej łaciny dla współczesnego czytelnika są tu aż tak zrozumiałe i wręcz przyjazne. Nie wiem, czy taka była intencja autora książki, ale czytając kolejne kipiące emocjami relacje niemieckiego kronikarza na przemian puchłem z narodowej dumy lub niemal pękałem ze śmiechu. Thitmar bowiem nie szczędząc naszym przodkom jak najgorszych ocen w opisywaniu wydarzeń, których czasem był naocznym świadkiem i po prostu nie był w stanie ukryć własnego podziwu dla kreatywności, waleczności i stoickiego spokoju np. polskich obrońców dolnośląskiej Niemczy. Oburzając się też na rzekomo niezasłużone sukcesy i awanse Chrobrego i jego państwa nie dawał też rady ukryć własnego zdumienia a nawet fascynacji osiągnięciami Polaków. Tym natomiast, co polskiego czytelnika szczerze może rozbawić, są opisywane przez Thitmara przykłady przebiegłości, finezyjnych a czasem bezczelnych dyplomatycznych manewrów i skali szpiegowskiej działalności prowadzonej przez władcę naszego państwa. Od samego niemieckiego kronikarza dowiadujemy się bowiem, że kiedy tylko Chrobry zorientował się, że na Stolicy Piotrowej zasiada papież, który na pewno nie zgodzi się na koronację polskiego księcia, sprytnymi zabiegami wstrzymywał dostarczanie do Rzymu daniny zwanej świętopietrzem. A ponaglany przez Watykan potrafił skutecznie z tego obowiązku się wyłgać udając święte oburzenie na niemieckiego cesarza. „My z Polski wysyłamy, ale Niemcy po drodze napadają i kradną!” – taki komunikat docierał do papieża i to w taki sposób, że sam ojciec święty dawał temu wiarę. „Kuty na cztery nogi” Bolesław Chrobry piekł tym sposobem dwie pieczenie na jednym ogniu – oszczędzał pieniądze nie płacąc daniny tej postaci sprawującej godność głowy Kościoła, która nie była mu przychylna a zarazem psuł wizerunek i osłabiał pozycję swojego wroga. W tamtych wiekach osoby sprawujące godność głowy Kościoła zmieniały się często, o czym oczywiście Chrobry świetnie wiedział i – cierpliwie czekał. Należne Watykanowi pieniądze dostarczył dopiero wtedy, gdy papieżem został Jan XIX, który nie tylko w krótkim czasie Chrobremu wysłał królewską koronę, ale jeszcze wzmocnił polską strukturę kościelną ustanawiając kolejne biskupstwo, tym razem w Kruszwicy. Polskiego czytelnika jeszcze bardziej uradować i rozbawić mogą relacje Thitmara z narad prowadzonych w kręgu niemieckiego króla i cesarza. Biskup merseburski stwierdza ni mniej ni więcej, że niejednokrotnie najściślejsza elita niemieckiego państwa okazywała się działać w interesie… Bolesława Chrobrego i Polski! Być może byli to ludzie, których nasz książę pozyskał swoją przyjaźnią czy wizjami atrakcyjnych europejskich projektów politycznych. Thitmar fakty te interpretował jednoznacznie i dając upust swej złości pełnymi oburzenia wykrzyknikowymi zdaniami: „Znów złoto Polaków przeważyło!” Czytając „Pierwsze Królestwo” także za sprawą wybranych przez profesora Wojciecha Polaków cytatów z Thitmara nabrałem ochoty, by z całością tych kronik się zapoznać. Jest ich jednak w tej arcy – ciekawej książce na tyle dużo, by stosunek do Polski niemieckiego biskupa i dziejopisa zdefiniować. Moje wrażenie jest takie, że nad permanentną niechęcią do naszych przodków w duszy i umyśle Thitmara dominował najprawdziwszy respekt. Respekt – w stosunku do Polski. Ta jakże ważna w niemieckiej historii postać urągała Polakom, sukcesami Polski się oburzała gdyż uważał, że są one „niezasłużone”. Trudno jednak w jego relacjach (przynajmniej tych zawartych w księdze autorstwa profesora Wojciecha Polaka) doszukać się czegokolwiek z kategorii lekceważenia. Wręcz przeciwnie – Thitmar zdumiewał się polskimi triumfami, rośnięciem w siłę polskiego państwa. Jeśli miałbym zaryzykować odgadnięcie myśli, jaka na temat naszych przodków w głowie Thitmara pojawiała się najczęściej, to prawdopodobnie byłoby to: „Niesamowite skurczybyki! Oni naprawdę biorą nad nami górę!”

I czyż mogli w pierwszej ćwierci XI wieku Niemcy myśleć o nas inaczej, jeśli w trwającej z przerwami siedemnaście lat wojnie zbierali oni od Polaków ciężkie baty? Odbijali się od polskich grodów, wpadali w zasadzki, wykrwawiali się i, jak to stwierdzali kronikarze, „z niczym wracali”? Nawet, gdy w ostatniej fazie tej wielkiej wojny Polska wzięta została w dwa ognie i oprócz wyprawy niemieckiej na państwo Chrobrego ruszyli też od wschodu Rusini okazało się, że także współdziałanie dwóch takich potęg nie skruszy polskiego państwa, które było już wtedy najprawdziwszym mocarstwem. Do tego skala łomotu spuszczonego agresorom ze wschodu okazały się tak wielkie, że na wieść o tym cesarz Henryk II wraz z całą swoją armią postanowił wiać, gdzie pieprz rośnie. A ściślej rzecz biorąc, uciekać na południe, przez Czechy, by nie daj Boże nie być dogonionym przez zmierzającą na zachód armię Chrobrego. I wiedząc, że polski władca nie zatrzyma się wcześniej, niż w Budziszynie, wysłać tam swoich najwyższych rangą pełnomocników, arcybiskupa i biskupa, by ci w imieniu cesarza zawarli pokój na takich warunkach, na jakich tego sobie zażyczy nasz Bolesław Chrobry.

Czy my aby w Polsce doceniamy rozmiar sukcesu, jakim były rządy naszych pierwszych historycznych władców? Państwo Mieszka I powstało niemal jak eksplozja, zaraz po której piastowski książę swe córki wydawał za wielkich monarchów Europy. A Bolesław Chrobry stworzył już całe imperium z granicami niemal sięgającymi Łaby, z wpływami na Morawach a może i Słowacji, z podporządkowaną sobie Rusią Kijowską. Mając możliwość utworzenia trzech nowych biskupstw na ich stolice wyznaczył miasta leżące w sporej od siebie odległości, niemal na obrzeżach państwa, bo był to czynnik trwale wpływający na jego skalę. Na centrum jednego z tych biskupstw wybrał więc nadbałtycki Kołobrzeg a dwa kolejne ulokował w Krakowie i Wrocławiu. Zauważmy, że nawet gdy Wrocław wraz ze Śląskiem w XIV wieku odpadł od Polski – w jakiejś mierze trwał przy niej za sprawą Biskupstwa Wrocławskiego aż do XIX wieku podlegającego polskiej przecież Metropolii Gnieźnieńskiej. Tak wielką okazywała się być trwałość dokonań Chrobrego! Równocześnie dźwigające wielkie koszty wojen państwo krzepło wewnętrznie, powstawały świątynie i grody a do najdalszych zakątków Europy docierały wieści, które dzisiejszym językiem można by nazwać jako „soft – power”, czyli przekazy o wspaniałych polskich świętych, o nieprzebranym polskim bogactwie i o wielkich triumfach polskiego oręża. A jeśli były to triumfy nawet nad „kontynentalną siłą numer jeden”, czyli nad Cesarstwem, to profesor Wojciech Polak wyciąga z tego dla wielu być może zaskakujący, ale przecież oczywisty wniosek: w swoich czasach państwo Bolesława Chrobrego było największą potęgą całej ówczesnej Europy. Nie będzie miał co do tego wątpliwości nikt, kto przeczyta „Pierwsze królestwo”, bo wszystko w tej skarbnicy najściślejszych faktów prowadzi do takiego właśnie wniosku. Stąd i tytuł tej książki można interpretować na dwa sposoby. Pierwszy: bo pierwszym naszym królem był Bolesław Chrobry. I drugi: bo państwo Chrobrego było pierwszą potęgą ówczesnej Europy. Warto tę księgę przeczytać choćby tylko dla przeżycia tego jakże prawdziwego i jakże pokrzepiającego faktu. Wprawdzie kilka lat po śmierci pierwszego naszego koronowanego władcy doszło do wydarzeń zwanych kryzysem monarchii wczesnopiastowskiej, co polegało na równoczesnym ataku na Polskę z kilku stron, na pewien czas zepchnięciu z tronu króla Mieszka II i reakcji pogańskiej, ale pomimo strat terytorialnych i spustoszeń ówczesna Polska zdołała przez ten trudny czas przebrnąć i się odbudować. Profesor Wojciech Polak zauważa, że podobne wstrząsy przeżywało wiele państw średniowiecznej Europy. Nawet tych najpotężniejszych, bo doszło przecież także do rozpadu mocarstwa Karola Wielkiego. I to rozpadu takiego, po którym państwo Franków do poprzedniej potęgi już nie powróciło. W przypadku Polski jej kryzys zaniepokoił co najmniej kilka monarszych dworów kontynentu oraz Stolicę Apostolską. Monarchia Piastów znana już bowiem była jako ważny zwornik ładu środkowej Europy, jako wielki potencjał, który w realiach chaosu może przybrać nieobliczalną, groźną naturę. Stąd też wsparcie samego ośrodka cesarskiego, z którym pomimo wcześniejszych konfliktów Piastowie byli już związani najbliższymi więzami także rodzinnymi, dla szybkiej odbudowy zachwianej polskiej państwowości. Samo przezwyciężenie tegoż kryzysu, zdaniem profesora Wojciecha Polaka, też należy postrzegać jako owoc dokonań Bolesława Chrobrego. Świadoma swej tożsamości część mieszkańców naszego kraju żyła już wtedy bowiem w przekonaniu bycia depozytariuszem wielkiego dzieła politycznego, niebagatelnej tradycji państwowej, potęgi która ma trwać! Swymi dokonaniami Bolesław Chrobry udowodnił i sąsiadom i mieszkańcom własnego państwa, jaką potęgą może i powinno ono być. Sława pierwszego naszego króla jako niezwyciężonego wodza żyła nie tylko w naszej ojczyźnie, ale też daleko poza jej granicami. Pół wieku po jego śmierci na wieść o tym, że armia Bolesława znów kroczy w kierunku Kijowa, ruscy książęta i wojowie rzucali się do ucieczki. Mimo, że od czasów Chrobrego przeminęły pokolenia a wyprawę na Ruś prowadził całkiem inny już polski Bolesław.

Imponująca i bezbrzeżnie wręcz zdumiewająca jest klasa myśli politycznej, realizowanej przez Bolesława Chrobrego. Jak to w ogóle było możliwe, że drugi dopiero historyczny władca wciąż młodego przecież państwa dysponował tak solidną wiedzą, bez której nie mógłby wszak realizować polityki tak mądrej, tak zapobiegliwej, tak dalekosiężnej? Czy wystarczyły do tego wychowanie u boku Mieszka I, który też był niesłychanym wprost fenomenem i pobyt na dworze cesarskim? Czechy, których tradycja polityczna jest starsza, szybko zdryfowały w kierunku, którego Bolesław Chrobry za wszelką cenę starał się uniknąć. Jak to się stało, że jego przenikliwy umysł potrafił tak trafnie przewidzieć nieuchronne konsekwencje, które za swój bliski związek z Niemcami poniosą Czesi? Dołączając do Rzeszy weszli oni na ścieżkę ku zatracie podmiotowości i – tożsamości. Bolesław Chrobry, a w ślad za nim jego następcy, obrał kierunek całkowicie inny. Zdecydował, że jego państwo będzie w pełni samodzielne, niezależne. I świetnie rozumiał, że dla osiągnięcia takich celów – musi być prężne. Efekty takiej decyzji widzimy do dziś. W czasach Chrobrego Czechy były krajem o populacji większej od Polski. Potem, przez kolejnych tysiąc lat, zaznały jedynie promili tych nieszczęść, jakie stały się udziałem Polaków. A jednak dziś Polska terytorialnie i ludnościowo jest państwem ponad trzykrotnie większym od Czech! Politycznego, demokratycznego, republikańskiego i po prostu państwowego dorobku obydwu tych państw lepiej w ogóle nie porównywać. Byłoby to zestawianie ekstraklasy z ligą okręgową. Ten zwycięski kierunek wyznaczył dla nas – Bolesław Chrobry. Bez względu zresztą na to, jakie były przyczyny takich a nie innych decyzji tego wielkiego monarchy i jego następców jedno jest pewne: rola wybitnej jednostki u steru władzy może mieć dla dziejów danej zbiorowości znaczenie kolosalne. I takie właśnie, absolutnie fundamentalne, jest w naszej historii znaczenie osobowości tak niezwykłej, jak Bolesław Chrobry.

„Pierwsze królestwo” to lektura wspaniała, fascynująca a jej temat zaskakuje aktualnością. Po upływie tysiąca lat sytuacja geopolityczna Polski ciągle wykazuje sporo podobieństw. Wtedy też bywała „brana w dwa ognie”, ale potrafiła sobie poradzić nawet z takimi opresjami. Mądry mąż stanu u steru władzy, państwowa i wojskowa elita państwa nie znająca kompleksów sprawiały, że to nie my drżeliśmy przed Niemcami czy Rusinami, ale to oni spoglądali z trwogą w naszym kierunku. Polska Bolesława Chrobrego nie zwyciężała też samym tylko orężem. Przede wszystkim perfekcyjnie wykorzystywała wszystkie nadarzające się okazje. Takie, jakie przynosiła misja i męczeńska śmierć św. Wojciecha, dobre relacje z cesarzem Ottonem III, pojawiające się szanse lawirowania między kluczowymi w ówczesnej Europie ośrodkami, jakimi były dwory papieski i cesarski. Na tym drugim Chrobry potrafił nawet zbudować własne lobby, skutkiem czego dochodziło nawet do tego, że nasz zachodni sąsiad czasem działał bardziej w polskim a nie własnym interesie! Nie omieszkał też skorzystać ze sposobności odzyskania utraconych dwadzieścia lat wcześniej Grodów Czerwieńskich, do których należał i Lwów. Opanowując Morawy – sięgnął aż brzegów Dunaju. Wszystko to prowadzi do wniosku, że jeśli taka skala dokonań była możliwa wtedy, to dlaczego, choć w jakiejś części i oczywiście we współczesnym a nie średniowiecznym, czyli jakby „terytorialnym” pojmowaniu państwowej wielkości, nie mogłoby dziać się dzisiaj? Gdybyż współcześni Polacy zdołali wyłonić rządzących w polskim a nie obcym interesie, byli w tym profesjonalni i konsekwentni! Czyż taki fakt nie byłby najpiękniejszym oddaniem czci pierwszemu polskiemu królowi w tysiąclecie jego koronacji? A może właśnie to przede wszystkim powinniśmy zrobić, doprowadzając do leżącego w polskim a nie obcym interesie wyboru właściwego prezydenta w maju 2025?

To przede wszystkim dzięki Bolesławowi Chrobremu słowami Marii Konopnickiej możemy o sobie śpiewać „Królewski szczep Piastowy…” Tysiąclecie Koronacji! Czyż to nie jeden z największych polskich jubileuszy? Świetnym pomysłem jego uczczenia jest wejście w posiadanie księgi zatytułowanej „Pierwsze Królestwo” – edytorskiego majstersztyku pełnego wspaniałych ilustracji i wprost rewelacyjnego w czytaniu. Genialnej odtrutki na pedagogikę wstydu, którą wrogowie Polski od dziesięcioleci zatruwają nasz kraj. Każdy powinien tę książkę mieć i czytając ją nie tylko poznawać wspaniałą polską historię, ale i dzięki niej uświadamiać sobie, czym może być i czym być powinno nasze polskie państwo!

Artur Adamski

Najnowsze

STOSUNEK DO POLSKIEJ HISTORII JEST TYM SAMYM, CO STOSUNEK DO POLSKI I POLSKOŚCI

Kiedy w Parlamencie RP pojawiła się idea oddania czci Mieszkowi I Barbara Zdrojewska (senator!)...

„TARCZA WSCHÓD” CZYLI RZUCENIE POLSKI NA POŻARCIE

Bardziej przenikliwi zachodni komentatorzy już dawno odgadli istotę stosunku Donalda Trumpa do Europy: „Nie...

NIEMIECKIE MARIONETKI FAŁSZUJĄ HISTORIĘ BOLESŁAWA CHROBREGO I JEGO KORONACJI

Tysięczna rocznica jednego z kilku najważniejszych wydarzeń w całych dziejach Polski powinna mieć skalę...

ZAMACH NA POLSKOŚĆ

Taki tytuł ma najnowsza książka wydawnictwa Biały Kruk, w której kilkunastu wybitnych naukowców, kapłanów,...

Powiązane

Stowarzyszenie Niezłomni ostro krytykuje rząd Donalda Tuska: „To powrót do czasów stalinowskich”

Wrocławskie Stowarzyszenie Niezłomni, skupiające byłych więźniów politycznych i działaczy niepodległościowych z okresu PRL, opublikowało...
00:12:28

Antypolonizm i kpiny z Boga. Ministerstwo kultury finansuje swoich.

Ministerstwo kultury – kultury oczywiście powinno się wziąć w cudzysłowie – rozdało dziś blisko...
00:22:45

ZEMSTA NA MICHALE KUCZMIEROWSKIM

Policyjno – propagandowa nagonka, rozpętana przeciw Michałowi Kuczmierowskiemu, dawno osiągnęła stadium, w którym odbiorcy...
Przejdź do treści