Jedną z największych tragedii w polskiej historii, a na pewną tą z największych najmniej znaną, była przeprowadzona w latach 1937 – 38 Operacja Antypolska NKWD. Stalinowski reżim podjął bowiem decyzję o likwidacji mniejszości polskiej zamieszkującej tereny przedrozbiorowej Rzeczpospolitej, które nie zostały przez Polskę odzyskane po uwieńczonej Pokojem Ryskim wojnie z lat 1919 – 21.
Na wschód od granicy wytyczonej w roku 1921 na konferencji w Rydze nadal zamieszkiwały wielkie, zwarte grupy polskiej narodowości. Bolszewicka Rosja dążyła do ich zsowietyzowania, czemu służyć miało m.in. utworzenie okręgów zwanych Marchlewszczyzną i Dzierżyńszczyzną. Po kilkunastu latach moskiewski reżim doszedł jednak do wniosku, że wynaradawianie i przerabianie Polaków na ludzi radzieckich nie przyniosło zadowalających efektów – nadal posługiwali się oni ojczystym językiem, pielęgnowali narodowe tradycje i pomimo zamykania kościołów pozostawali wierzącymi katolikami. Polaków uznano za zbiorowość odporną na indoktrynację, nie poddającą się zniewoleniu, codzienną gospodarczą aktywność i zapobiegliwość łączącą z powszechnym oporem w stosunku do narzuconego porządku.


W roku 1937 sowiecka satrapia podjęła jedną z najbardziej ludobójczych decyzji w dziejach świata: Polacy zamieszkujący Związek Sowiecki mają przestać istnieć! Wg niektórych historyków rosyjskich i sowieckich powodem miała być zbliżająca się wojna, w czasie której na zapleczu frontu Armia Czerwona nie powinna mieć „elementu niepewnego”. Sowieccy ludobójcy „problem” ten postanowili rozwiązać zsyłając na Syberię polskie kobiety, dzieci i osoby w wieku starszym. Wszystkich natomiast polskich mężczyzn młodych i w sile wieku rozkazali – rozstrzelać! Z podpisanym przez Stalina „Rozkazem Jeżowa nr 00485” związana jest imienna lista ponad 111 tysięcy Polaków zamordowanych w ramach tej zbrodni. Nie zawiera ona jednak wszystkich rozstrzelanych w okolicach Winnicy i na Żytomierszczyźnie. Wszystko wskazuje na to, że pełna liczba zamordowanych w latach 1937 – 38 przekraczać może dwieście tysięcy.
Ta straszliwa zbrodnia długo skazywana była na całkowite zapomnienie. Pierwszymi, którzy zajęli się jej badaniem, byli historycy i publicyści działający w Solidarności Walczącej: Mateusz Morawiecki i Romuald Lazarowicz. Temat podejmowany na organizowanych przez nich debatach i na łamach gazet w pookrągłostołowej Polsce spychanych na margines – w tzw. „głównym nurcie” był skazywany na zamilczenie. Działo się tak pomimo publikacji naukowych autorstwa kolejnego działacza Solidarności Walczącej, pochodzącego z Brześcia profesora historii Mikołaja Iwanowa, który w roku 1991 wydał książkę pt. „Pierwszy naród ukarany. Polacy w Związku Radzieckim w latach 1921 – 1939” a w 2014 „Zapomniane ludobójstwo. Polacy w państwie Stalina. Operacja Polska 1937 – 38”. Sprawa zaczęła być powszechniej znana dopiero po objęciu funkcji premiera przez Mateusza Morawieckiego. W polskim Sejmie odbyła się wtedy międzynarodowa konferencja z udziałem historyków z kilku krajów. Aktywnie uczestniczył w niej m.in. marszałek senior Kornel Morawiecki i przedstawiciele najważniejszych organizacji upamiętniających ofiary sowieckiego ludobójstwa. Dzięki przychylności rządu Mateusza Morawieckiego ukazały się kolejne publikacje, temat zaczął być obecny w mediach. Mimo niesprzyjających okoliczności takich, jak np. pandemia Covid 19, prac nie przerywał Społeczny Komitet Budowy Pomnika Ofiar Operacji Antypolskiej NKWD. Kontynuowane były badania, ukazywały się kolejne artykuły i książki (także w postaci albumowej) i trwały konsultacje na temat lokalizacji i kształtu pomnika, który miał stanąć w Warszawie. Jeden z rozważanych wariantów tego monumentu miał postać długiego muru z wyrytymi na nim imionami i nazwiskami wszystkich Polaków zamordowanych w ramach Operacji Antypolskiej, z miejscami oczekującymi na wyrycie tych imion i nazwisk, które nie zostały jeszcze ustalone. W tej koncepcji pomnika łączyłby się on z drugim, podobnym, poświęconym zamordowanym w Zbrodni Katyńskiej, stanowiącej przecież kontynuację Operacji Antypolskiej.
Jesienią 2023 prace mające na celu budowę pomnika oraz związane z nim inne działania upamiętniające były już bardzo zaawansowane. Rząd Mateusza Morawieckiego na cel ten przeznaczył środki ze znajdującej się w dyspozycji premiera Rezerwy Ogólnej. Podstawowa treść tej decyzji ma brzmienie: „Społeczny Komitet Budowy Pomnika Ofiar Operacji Antypolskiej NKWD. Budowa Pomnika Ofiar Operacji Antypolskiej NKWD 1937 – 1938 i Zagłady Nadberezyńców. Dotacja: 891 197, 01 PLN”.
Właśnie się okazało, że Donald Tusk dotację tę w całości – skreślił! Z powyższej kwoty ani na pomnik ani na jakiekolwiek prace upamiętniające ludobójstwo dokonane na naszych rodakach – nie trafi ani jedna złotówka!
Ta decyzja wymierzona w polską historię, w naszą narodową pamięć – jest kolejną z długiej serii dyktowanych identycznymi intencjami i których nie sposób definiować inaczej, jak wrogich Polsce i Polakom. Należy do nich cała seria aktów likwidacji instytucji działających na rzecz udostępniania, krzewienia i promowania w szerokim świecie unikatowego dziedzictwa polskiego państwa i narodu, bezprecedensowego dorobku polskiego prawa i republikanizmu, dziedzictwa polskiej myśli, nauki, kultury. Komu przeszkadzał Instytut Myśli Narodowej po raz pierwszy od czasów międzywojennych wydający książki prof. Wincentego Lutosławskiego, wg których „Polakiem można być bez względu na pochodzenie i kolor skóry”. Za bardzo prawda ta nie pasuje do oszczerstw, w jakich zanurzana jest prawda o polskiej historii? Czyż nie z tej samej przyczyny unicestwiono Instytut de Republica, którego naukowe publikacje dowodzą, że około połowy aktów prawnych w dziejach świata najważniejszych dla praw obywatela i podmiotowości osoby ludzkiej powstało w kraju nad Wisłą? Czy aż tak bardzo niemieckiej wersji historii, wg której komunizm obalili Niemcy kruszący Mur Berliński, przeszkadzał zlikwidowany przed rokiem Instytut Literatury upowszechniający świadectwa historycznej roli polskiej Solidarności? I czyż prawdę o polskiej historii będzie miał na celu nowy dyrektor Instytutu Pileckiego, znany postulator „wyceny niemieckiego mienia przejętego przez Polskę po II wojnie światowej”? Czyż te i bezlik innych decyzji nie służą jednoznacznie temu, by szeroki świat i samych Polaków można było utwierdzać w przekonaniu wygłoszonym już przez ministra edukacji rządu Tuska, że „obóz w Oświęcimiu zbudowali polscy naziści”? Coraz potężniejsze siły robią dziś przecież wszystko, by Polaków przesunąć z kategorii bohaterów i ofiar do rzędu najpodlejszych sprawców i – katów. A po której stronie w tych zmaganiach może być Donald Tusk, który z radością przyjął od władz Niemiec wyróżnienie imienia jednego z najzacieklejszych wrogów Polski i Polaków – Medal Walthera Rathenaua? Tegoż właśnie nie ukrywającego, że nigdy nie pogodzi się z istnieniem niepodległej Polski twórcy Paktu w Rapallo? Tego właśnie, zawartego z sowiecką Rosją Paktu, który Polskę miał „wziąć w dwa ognie” i którego dopełnieniem okazał się być Pakt Ribbentrop – Mołotow?


W tym temacie nie może być miejsca dla eufemizmów, owijania w bawełnę czy chowania głowy w piasek. Donald Tusk permanentnie dostarcza nam dowodów na to, że 13 grudnia 2023 miejsce rządu kierowanego przez premiera znającego swój fach jak mało kto a zarazem – patriotę i państwowca zajął osobnik zdecydowany konsekwentnie wyrządzać Polsce i Polakom jak najbardziej wyniszczające szkody.
Artur Adamski