Prace filologów zajmujących się komparatystyką literacką, czyli badaniami porównawczymi nad piśmiennictwem różnych narodów, prowadzą między innymi do jednego, moim zdaniem arcyważnego wniosku.
Okazuje się bowiem, że rodzaj opowieści, na których się wychowują młode pokolenia ma wpływ ogromny, o ile nie przesądzający o tym, czy dany naród będzie zbiorowością skłonną i zdolną do odnoszenia wielkich sukcesów, czy też godzącą się z narzucaną mu podrzędnością. Od czasów starożytnych wiedzę tę wykorzystują tyranie osiągające swe cele nie tylko kajdanami, ale i służącymi ich interesom narracjami. Opowieściami, historycznymi przekłamaniami, manipulacjami, przemilczeniami – wrogowie narodów i atakowanych państw dążą do tego, by zwalczane zbiorowości słabły a podbite ludy pogodziły się ze swym losem. Praktyki tej Polacy doświadczali za sprawą wszystkich najeźdźców, zaborców, okupantów czy wrogów dążących do podporządkowania i eksploatowania naszego kraju i narodu.
Od dawna stanowią też one sedno praktykowanej także w okresach pokoju wojny psychologicznej. Jej istota zawsze polega na przekonywaniu ludzi należących do sił przeciwnika, że stoją oni po stronie wartości niegodnych obrony. To dlatego w szkołach ruskich, pruskich i austriackich zaborców polskie dzieci i młodzież nauczano, że polska tradycja narodowa to jedno wielkie pasmo nienormalności i bylejakości. Uczniowie dowiadywali się w nich, że w całej swej historii Polacy zachowywali się niemal wyłącznie podle, że wszystko co dobre zawdzięczali obcym elitom i cudzym władcom, że z samej istoty rzeczy Polska i polskość zawsze była podrzędna, marginalna, ciemna, zacofana, godna pożałowania i wstydu. Wszystkie też dokonania chwalebne, w rodzaju wielkich triumfów wojennych, były kwestionowane w sposób analogiczny do działań tzw. „głównego nurtu mediów” od 1989 roku podważających historyczną rolę Kazimierza Pułaskiego czy Tadeusza Kościuszki, „odbrązawiające” wszystkich po kolei polskich bohaterów narodowych, tradycję polskiej tolerancji religijnej nazywających fałszywym mitem, kreujących polską historię jako rzekomą otchłań ucisku, barbarzyństwa, zbrodni i wszystkiego, co nikczemne. Z pierwszych stron pewnej znanej gazety dowiadywaliśmy się więc, że warszawscy powstańcy zajmowali się mordowaniem Żydów albo że nieprawdą jest, iż klasztor jasnogórski został w czasie szwedzkiego Potopu obroniony, gdyż jak stwierdzali historycy „głównego nurtu” przeor Kordecki poddać miał częstochowską twierdzę najeźdźcom. I od razu dowiadywaliśmy się – dlaczego. Otóż, wg owych mędrków, szwedzcy żołdacy reprezentować mieli wyższe standardy moralne od krańcowo zdemoralizowanej polskiej szlachty. Za jednym takim „propagandowym zamachem” uprzywilejowani posiadaniem potężnych mediów dekonstruktorzy polskości jakby unieważniali dużą część naszej narodowej literatury. Np. mówiącą o obronie Jasnej Góry inwokację „Pana Tadeusza” czy trylogię Henryka Sienkiewicza. O tych arcydziełach naszej narodowej literatury niejaka Weronika Markusz w jednym z organów tego nurtu potrafiła stwierdzić wprost: „żenujący chłam!” A tabun jej podobnych zawtórował o rzekomej podrzędności, niskości, wtórności naszej narodowej kultury. A o tym, że główny nurt naszych dziejów to ciąg żenady i fałszywych mitów, bez przerwy nadają dyżurni „eksperci” zainstalowani w gazetach, stacjach radiowych i telewizyjnych, portalach internetowych, instytutach, muzeach czy różnego rodzaju placówkach kultury. Skutkiem tego mamy w Polsce ciągle nowe filmy o szumowinach wykreowanych na bohaterów oraz najwspanialszych postaciach naszej historii ukazanych w sposób kłamliwy, o ile nie upodlający. To, co najlepsze w naszej literaturze znika z list lektur a najbardziej znamienne fakty z narodowych dziejów – z podręczników historii. Pomniki postawić można kreaturom, ale nie sposób w podobny sposób oddać czci np. zwycięzcom wojny roku 1920. Tablicami pamiątkowymi obwiesza się domy, w których żył kiedyś jakiś trzeciorzędny twórca niemiecki, ale w ogłoszonym przez Sejm RP Roku Józefa Wybickiego nie da się umieścić analogicznej tablicy na kamienicy, w której spędził niemałą część swego życia.
Podobnych przykładów można by wymieniać setki. Największego kalibru historyczne oszczerstwa głoszone są bezczelnie i bezkarnie, gdyż wielka część działających w Polsce nie tylko historyków, ale całych instytucji zajmujących się historią, pamięcią i dziedzictwem kulturowym funkcjonuje za pieniądze tych, którzy „płacą i wymagają”. Stąd o niektórych instytutach zajmujących się dziejami naszej ojczyzny prof. Bogusław Wolniewicz mówił i pisał, że są to „centralne wytwórnie oszczerstw antypolskich”.
Polska i Polacy byli, są i zapewne nadal będą zwalczani ciągle produkowanymi i na ogromną skalę upowszechnianymi opowieściami stawiającymi naszą ojczyznę w jak najgorszym świetle. Jeden ze znaków nie tylko naszych czasów, jakim jest antypolska „pedagogika wstydu” ma na celu utwierdzanie Polaków w poczuciu ich podrzędności. Tylko w ostatnich dziesięcioleciach przyniosła ona bardzo dotkliwe żniwo w wyniszczaniu wśród Polaków postaw patriotycznych i propaństwowych, w masowych wyborczych decyzjach na swoją zgubę. Zaszczepianie Polakom kompleksu niższości ułatwiło grabież narodowego majątku – rozkradanego i wyprzedawanego za grosze. Finansowanie „wytwórni oszczerstw antypolskich” i generowanie „pedagogiki wstydu” jest więc biznesem bardzo opłacalnym. A na dłuższą metę zmierzającym w stronę finału analogicznego z tym, do którego doszło w końcu XVIII wieku.
Prawda o Polsce, rzetelna wiedza historyczna – są więc Polsce i Polakom orężem niezbędnym. Koniecznym jak powietrze szczególnie od tego czasu, gdy ledwie dwa lata po uruchomieniu okrągłostołowej ustrojowej transformacji postkomunistyczno – esbeckie władze zlikwidowały w polskich szkołach połowę lekcji historii. Co jednoznacznie należy zdefiniować jako jeden z akordów wojny wypowiedzianej Polsce, Polakom i polskości. Upośledzanie świadomości historycznej – to wręcz znak firmowy rządów kalekiego tworu zwanego Trzecią Rzeczpospolitą, choć zasługującego na miano UBekistanu.
Kiedy zwalcza się polską historię, kiedy oducza się Polaków bycia Polakami – bezcenna i niezastąpiona jest rola historycznej wiedzy. Praca rzetelnych historyków, rzetelnie napisane książki o polskiej historii – mają wagę złota. Do narodowych obowiązków należy wtedy takich historyków popierać i słuchać, ich książki mieć i czytać a prawdziwej ojczystej historii – uczyć w swoich domach, w kręgach rodzinnych i środowiskowych. W kręgach – otwartych dla wszystkich.
Bogu dzięki mamy w Polsce może niezbyt licznych, ale swą jakością najznakomitszych, największych historyków. I mamy wydawców publikujących najrzetelniejsze, najdoskonalsze i zarazem najbardziej atrakcyjne w lekturze książki o polskiej historii. A że jak pisał Jan Lechoń „Któż ma historię tak piękną jak Ty?” dzieje Polski są najpiękniejsze to i zawiera się w nich bezlik opowieści wspaniałych, budujących a zarazem – najprawdziwszych. I z tego skarbca wątków, faktów i tematów czerpie prof. Andrzej Nowak. Każda jego kolejna książka to kolejny skarbiec polskości. Każda to skarbiec prawd mających moc formowania nowych roczników w pokolenia indywidualnego i zbiorowego sukcesu. Książki profesora Nowaka mają moc budowania Polski jako narodu i państwa zdolnego oprzeć się każdym opresjom. Czytajmy więc te książki sobie, swym dzieciom, wnukom i wszystkim. Czytajmy książki profesora Andrzeja Nowaka!
Artur Adamski