2.3 C
Warszawa
niedziela, 8 grudnia, 2024

POLSKA UŚMIECHNIĘTA… SZCZERBATYM UŚMIECHEM

26,463FaniLubię

Wielu twierdzi, że najwięcej prawdy o sytuacji w kraju można się dowiedzieć, przy okazji wyświadczania nam swoich usług, od taksówkarzy i fryzjerów.

Ja w dostępie do tych źródeł wiedzy jestem nieco upośledzony. Korzystać z taksówek zdarza mi się bowiem rzadko, więc i opowieści ich kierowców nieczęsto do mnie trafiają. Z fryzjerami jeszcze gorzej, bo od lat na mojej głowie coraz trudniej odnaleźć się da cokolwiek do strzyżenia. Dość regularnie bywam jednak u stomatologów. Stąd pozwalam sobie wyrazić przypuszczenie, że gabinety dentystyczne mogą być co najmniej tak dobrymi źródłami informacji, jak taksówki czy salony fryzjerskie. Wiedza czerpana z gabinetów stomatologicznych wydaje mi się nawet bardziej obiektywna, gdyż mając buzię wypełnioną różnymi instrumentami czy opatrunkami człowiek nie ma możliwości wypowiadania jakichkolwiek własnych sądów. Tym samym jest się słuchaczem chłonącym czystą, w najmniejszym stopniu nie zasugerowaną, obiektywną informację. Treści, których się słucha, pochodzą bowiem nie z konwersacji z nami, ale z wymiany poglądów i wiadomości między pracownikami (częściej: pracownicami) tego samego gabinetu. Pragnąc się więc czegoś dowiedzieć o sytuacjo w swoim kraju najlepiej wybierać gabinety, w których pracuje przynajmniej dwóch stomatologów (płci dowolnej, ale ci płci żeńskiej zwykle mówią więcej). Zwykle też jednak wystarczy, że pani dentystka ma asystentkę.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Jakie informacje o sytuacji w Polsce zdołałem uzyskać w czasie ostatniej wizyty? Otóż – cały szereg. I strumień tych treści informacyjnych zaczął się już na etapie telefonicznego umawiania się na spotkanie. Zaskoczony bowiem propozycją terminu tak wczesnego, jaki się wcześniej nie zdarzał a do tego wyborem kilku najbliższych dni i różnych pór dnia w sposób jakby niekontrolowany zapytałem: „Aż tak szybko?” A moja telefoniczna rozmówczyni jakby równie automatycznie, czyli szczerze, odpowiedziała: „Ostatnio mamy mniej pacjentów”. Zdanko to zaniepokoiło mnie. Pomyślałem, że może w tym gabinecie kogoś ostatnio skrzywdzono, albo „poszła fama po pacjentach”, że zęby zaczęli tam naprawiać gorzej, że po plombowaniu jeszcze bardziej bolą albo wypadają? No ale byłem już umówiony, więc uzbrojony w dodatkową czujność przyszedłem na wizytę. W poczekalni – ludzi mniej, niż zwykle, więc i szybciej znalazłem się na stomatologicznym fotelu. Strumień informacji o sytuacji w kraju pojawił się już po chwili. Asystentka bowiem odbierała telefon kogoś, kto potrzebował „pomocy zespolonej”, czyli takiej we współpracy z technikiem dentystycznym. „Będzie dostępny dopiero za tydzień” – mówiła do słuchawki. A kiedy ją odłożyła kontynuowała temat słowa swoje kierując do pani dentystki (czymś tam właśnie operującej w moich ustach): „Mniej ma zleceń, więc wziął urlop”. „Czyli u innych podobnie, jak u nas?” – westchnęła pani stomatolog. „Nie ma się czemu dziwić, pani doktor, wszyscy boją się tych nowych rachunków, więc zęby dla nich teraz mniej ważne.” Światło dentystycznej lampy świeciło mi w oczy, żadnej więc nie mogłem zobaczyć odpowiedzi w oczach osoby właśnie zacementowującej mój ubytek w dolnej piątce. Dostateczną jednak odpowiedzią była długa i, jak mi się wydawało – smutna, cisza.

Po powrocie do domu zasiadłem do komputera w nadziei znalezienia w Internecie jakichś informacji mogących wyjaśnić, czy zmniejszanie się liczby pacjentów prywatnych gabinetów stomatologicznych to zjawisko incydentalne, terytorialne, czy też może ma skalę szerszą. I już po chwili trafiłem na strony, z których dowiedziałem się, że zawężanie się grupy korzystających z prywatnych usług stomatologicznych nasila się z miesiąca na miesiąc i generalnie dość powszechnie, na obszarze całego kraju. A jak wszystkim wiadomo – dla bardzo szerokiego spectrum świadczeń dentystycznych prywatne gabinety alternatywy żadnej nie mają. Bo od początku transformacji ustrojowej publiczna służba zdrowia na tzw. NFZ leczy tylko niektóre zęby i to w ograniczonym zakresie ich dolegliwości.

Mamy więc w Polsce dość gwałtowny spadek konsumpcji szerokiej gamy produktów. Najgłębszy, pomimo nadchodzącej zimy, w nabywaniu odzieży i butów. Jak się okazuje – także w leczeniu zębów. W rządzonej przez Tuska Polsce ludzie po prostu biednieją, więc tną wydatki swoich domowych budżetów. I coraz bardziej boją się o to, czy będzie ich stać na zapłacenie rachunków za prąd i gaz i czy w ogóle za kilka miesięcy będą mieli pracę. Coraz powszechniejsze zaciskanie pasa już się odbija na kolejnych branżach, na kolejnych sektorach usług. Ktoś by beztrosko na to odpowiedział, że oszczędzanie jest cnotą. Owszem, ale w przypadku lękliwego odkładania coraz większego grosza na czarną godzinę mamy do czynienia z oszczędzaniem recesjo – gennym. Nie jeden kryzys gospodarczy spowodowany był przede wszystkim obawami ludzi o swoją przyszłość. Przestawali kupować, skutkiem czego producenci cięli koszty zmniejszając zatrudnienie. A kiedy rosło bezrobocie – tym więcej spadała sprzedaż. Tak, że firmy, jedna po drugiej, zaczynały bankrutować.

I taką nam Tusk ze swoją Platformą wykreował „uśmiechniętą Polskę”. Uśmiechniętą – coraz bardziej szczerbatym uśmiechem.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
266SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content