W kręgach rzezimieszków z ust do ust przekazywany był kiedyś pewien zestaw „zasad” pod wspólnym tytułem „Prawa Łoma”.
Nazwa ta, rzecz jasna, była żartobliwym nawiązaniem do praw Georga Simona Ohma – niemieckiego odkrywcy zasad dotyczących elektryczności, głównie rezystancji czyli – oporu. Z tej przyczyny wymyślone przez żartownisiów – kryminalistów „Prawa Łoma” też dotyczyły spraw oporu. Czyli – jak spowodować, by osoba, lub osoby, z którymi jest się w konflikcie, które zamierza się podporządkować swojej woli lub obrabować – skutecznie zaniechały oporu. Podstawowych „Praw Łoma” było tyle samo, co praw fizyka Georga Simona Ohma, czyli trzy. Pierwsze: „Nie wychodź z doma bez łoma”. Drugie: „Cięższy łom – szybszy zgon”. I trzecie: „Ciało uderzone łomem traci przytomność oraz zawartość portfela”.
Rzecz jasna cały kształt świata, wyłaniający się z tego rodzaju „katalogu zasad”, był prosty. Funkcjonujący wg takiego etosu przyjmowali, że jedynym prawem naprawdę obowiązującym jest prawo dżungli. Zwycięża w nim ten, kto jest silniejszy. Stąd i wszystkie reguły ustanawia w nim ten, kto znajdzie się u władzy. Pozostali muszą się albo podporządkować albo zginąć. Deklarujący lojalność, podporządkowujący się gorliwie, składający uniżone hołdy a przy tym użyteczni – mieli szanse awansu w hierarchii ustalanej łomem (lub innymi narzędziami czy atrybutami siły).
„Prawa Łoma” poznałem w latach mojego dzieciństwa, będąc uczniem szkoły podstawowej stanowiącej istny socjologiczny fenomen. Jego przykładem może być moja szkolna klasa, składająca się m.in. z dzieci najbardziej znanych wrocławskich dziennikarzy, aktorów, naukowców oraz kilkuosobowego narybku z kręgów świata przestępczego. Dobre relacje z tym drugim zespołem zapewniało mi wyświadczanie mu pewnej przysługi. Usługi, której jakość w moim wykonaniu zawsze owe grono „kryminałków” oceniała bardzo wysoko. Świadczeniem tym było pisanie w ich imieniu listów do kolegów osadzanych w poprawczakach (Zakładach Poprawczych, czyli więzieniach dla młodocianych przestępców). Każdy owoc tej mojej twórczości epistolograficznej (powstającej pod ławką w czasie nudniejszych lekcji) wprawiał moich zleceniodawców w eksplozję dobrego humoru. Nasza współpraca polegała więc na tym, że ja uprawiałem „satyrę korespondencyjną” a oni zarykiwali się śmiechem, po czym podpisywali się pod tą moją pisaniną i wysyłali kolejny list do kolejnego kolesia osadzonego w penitencjarnym zakładzie dla mniej subordynowanej młodzieży. Bywało też, że jako ich „skryba” unikałem łomotu od kolesiów „kontrolujących parafię”. A „parafia” stanowiąca okolice Podwala, Włodkowica, św. Antoniego i wszystkich tamtejszych podwórek i skwerków to był świat nie ustępujący standardom wrocławskiego „Trójkąta Bermudzkiego” (w przeliczeniu na metr kwadratowy wódy wychlewano, portfeli konfiskowano i zębów wybijano tam wówczas chyba nawet więcej). Od tych, na których zlecenie pisałem listy do kolesiów osadzonych w poprawczakach, zdobywałem też cenną wiedzę o życiu, w tym i o nocnej przedsiębiorczości. Tej polegającej na handlu materiałami budowlanymi, co polegało na kierowaniu oferty do zbłąkanego przechodnia: „Kup pan cegłówkę za stówkę! No kup pan, bo zaliczysz nią pan w główkę!” Dbając o poziom mojej wiedzy, niezbędnej do pisania listów, zapoznali mnie też z kodeksami takimi, jak wspomniane wyżej „Prawa Łoma”.
Kodeks ten przypomniał mi się kilka dni temu, w czasie wypowiedzi na temat prawa, jaką uraczył nas Donald Tusk. Przede wszystkim zauważyć trzeba, że zapowiedź Tuska o dalszym jego podążaniu drogą łamania paragrafów Konstytucji i kodeksów prawa, w przeciwieństwie do rzeczników „Praw Łoma”, została ogłoszona publicznie. A nawet z mojego powyższego wspomnienia wynika, że użytkownicy „Praw Łoma” posługiwali się swoim potajemnie, we własnym kręgu wtajemniczenia a schwytani i stawiania przed sądami nigdy nie przyznawali się nie tylko do praktykowania, ale i do samej znajomości użytkowanych przez nich zasad. Tymczasem premier stwierdził wprost: „Będę łamał prawo”. I co na to wszyscy, jakże przez niedawne osiem lat głośni i krzykliwi rzecznicy prawa, praworządności, demokracji? Jeszcze tak niedawno najdrobniejsze naciągnięcie reguł, każde sprawa w najmniejszym nawet stopniu dyskusyjna czy budząca wątpliwości – uruchamiała powszechne wzmożenie wszystkich możliwych uczelnianych wydziałów prawa, sądów, prokuratur, przeróżnych jurystycznych stowarzyszeń i autorytetów. A gdzie, w odpowiedzi na jakże jednoznaczną deklarację Tuska, są dziś ci wszyscy profesorowie, sędziowie sądów najwyższych, komitety obrony demokracji, autorytety prawnicze? Szef rządu ogłasza: „Teraz będzie u nas obowiązywało prawo buszu” a wszystkie jakże niegdyś jazgotliwe autorytety prawnicze, najbardziej utytułowani mentorzy niezliczoną ilość razy oburzający się, demonstrujący, całymi seriami protestów grzmiący (bez względu na to, czy jakiś rzeczywisty powód był czy go nie było) teraz – milczą!
„Prawo Łoma” wypełzło z przestępczych melin i publicznie, przez szefa rządu, zostało namaszczone na obecnie obowiązujące a z całego świata prawniczego wydobywa się więcej oklasków, niż pisków nawet nie protestu, lecz zdumienia. Jakże wiele to nam mówi o stanie prawniczych elit państwa szumnie zwanego Trzecią Rzeczpospolitą…
Artur Adamski