Kłamstwo jest immanentną cechą Donalda Tuska. Pod tym względem osobnik ten przebija wszystkich, o których zwykło się mówić, że „w całym swoim życiu słowa prawdy nie powiedział”. Każdego dnia Tusk dostarcza kolejnych dowodów na to, że łgarstwo to dla niego czynność równie oczywista i równie stała jak oddychanie. Wykonuje ją jednak z pełną świadomością, spontanicznie i z premedytacją, ale przecież zdawać sobie musi sprawę, że tak kolosalna masa krytyczna wytwarzanych przez niego oszczerstw w końcu doprowadzić musi do skutków gwałtownych i o skali przynoszącej następstwa z kategorii najbardziej zasadniczych. Nikczemnik ten idiotą nie jest, więc oczywistość ta jest mu znana. Dlatego właśnie zasadne jest pytanie o powody, z których bez względu na to, czy trzeba czy nie trzeba, tak uparcie i permanentnie posługuje się on tym, co wg powszechnie znanej ludowej prawdy, długich nóg nigdy nie ma.
Słynne „Sto konkretów na pierwszych sto dni” było klecone bez oglądania się na jakiekolwiek realia, bo i nigdy nikt nie zamierzał czegokolwiek z tego wdrażać. Kiedy np. Tusk mówił o kwocie wolnej od podatków miał trudności z wyartykułowaniem tej liczby. W końcu wydukał, że chodzi o sześćdziesiąt tysięcy. Co było bez najmniejszego znaczenia. Równie dobrze mógłby palnąć, że sześćset, bo i tak przecież ani przez sekundę nie zakładał zwiększenia ulgi dla podatników choćby o jedną złotówkę. Mechanizm miotania słowami bez najmniejszego związku z rzeczywistością to najbardziej zasadnicza cecha retoryki Donalda Tuska. Kiedy przyjdzie mu odpowiadać na temat reparacji bez wahania rzucić potrafi oskarżenie pod najbardziej nawet absurdalnym adresem. Ad hoc zdolny jest też zarzucić dokonaną rzekomo przez poprzedniego premiera kradzież stu miliardów złotych, czyli piątej części budżetu. I mimo, że stwierdzenie to należy do kategorii imbecylizmów najbardziej skrajnych to potrafi dodać jeszcze zapewnienie, że całość tej kwoty odzyska i odda obywatelom. Indywiduum tak patologiczne, jak on, po prostu tak ma – skala jego pogardy żywionej do słuchających jego słów jest tak bezbrzeżna, że do najpierwszych jego zasad należy nie liczenie się z tym, co odbiorca może myśleć. A także to, co może odczuwać i przeżywać. Kiedy bowiem miotał oszczerstwo, wg którego „z Putinem spotkał się tyle samo razy, co Lech Kaczyński” to doskonale wiedział przecież, że najbardziej zapamiętany obraz trzech osób, o jakich w tej historii mowa, to wizerunek jego postaci wraz z kacapskim satrapą stojących nad zwłokami zabitego pod Smoleńskiem prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej.
Jeśli więc Tusk potrafi kłamać równie systematycznie, jak oddychać a przy tym wytwarzać w swej nieszczęsnej głowie całe serie oszczerstw najobrzydliwszych z obrzydliwych to zasadne jest postawienie paru pytań. Przede wszystkim o to, z jakich przyczyn Tusk jest aż tak pewien swej bezkarności. Oraz – z jakiej przyczyny nastawiony on jest na działanie tak bardzo krótkoterminowe. Bo przecież społeczność najbardziej nawet udebilniona Tuskowym aparatem propagandy w końcu będzie musiała mieć dość nie kończącego się obrażania jej inteligencji. Nawet jeśli jest to inteligencja leminga w stanie embrionalnym.
Za pierwszy pewnik przyjąć więc należy to, że Tusk wziął sobie do serca słynną wypowiedź swego wielkiego rodaka, który osiemdziesiąt pięć lat temu stwierdził: „Nikt nie będzie pytał zwycięzcy o to, czy mówił prawdę czy nie”. Tusk jest więc pewien zwycięstwa. Rychłego i ostatecznego. Takiego, po którym nigdy ma nie rozliczać go nikt. Zwycięstwa dającego mu miejsce, w którym nie dosięgną go żadne niewygodne pytania.
Cóż może być zwycięstwem o takim właśnie kształcie? Niestety, ale nasuwająca się odpowiedź prowadzi nas w kierunku sytuacji, w której państwa polskiego już nie ma. I niestety, ale wariant taki znajduje potwierdzenie w kształcie kierowanego przez Donalda Tuska rządu, który jest ekipą nie tylko zwijania Polski, ale upartej i bardzo szybkiej dewastacji wszystkiego, co na naszą ojczyznę się składa. Tusk uważa, że kłamać może ile chce, bo w następnym etapie nie ma już być podmiotów mogących go w jakikolwiek sposób z jego oszczerstw rozliczyć. Zarówno czyny, jak i słowa Tuska dowodzą coraz dobitnej, że jego rzeczywista rola – to rola likwidatora państwa polskiego.
Artur Adamski