Jeden z największych bohaterów nie tylko polskiej historii jeszcze kilkanaście lat temu był w swojej ojczyźnie skazany na całkowite zapomnienie.
Kiedy więc w roku 2007 Mateusz Morawiecki zwyciężył w zorganizowanym przez irlandzkich inwestorów konkursie na prezesa Banku Zachodniego WBK jedną z jego pierwszych decyzji było przykrycie bankowego gmachu ogromnym transparentem. Na kilkuset metrach kwadratowych płótna pokrywającego niemal wszystkie piętra potężnego biurowca górującego nas wrocławskim Starym Miastem umieszczony został wielki portret rotmistrza Witolda Pileckiego z napisem: „Ochotnik do Auschwitz”. Pierwszego dnia tej rzucającej się w oczy ekspozycji większość mieszkańców nadodrzańskiej metropolii nie wiedziała ani o co ani o kogo chodzi. I właśnie za jej sprawą po paru tygodniach niezwykłe dzieje człowieka, który nawet przez historyków anglosaskich zaliczany jest do najodważniejszych w czasach najpotworniejszych, znali już wszyscy.
Trudno nie dostrzec jakże jaskrawej różnicy między dwoma ostatnimi szefami rządów naszego państwa. Mateusz Morawiecki wiele lat przed tym, zanim został premierem, poczuwał się do oddawania czci bohaterom swojej ojczyzny. Nie należało to do jego zawodowych obowiązków – pracował w biznesie i to z większościowym udziałem nie polskim, lecz irlandzkim. A jednak kiedy tylko zyskał taką możliwość – natychmiast wykorzystał ją do zorganizowania wielkiej patriotycznej lekcji historii. Takiej, która trafić miała do setek tysięcy rodaków. Takiej, która przywróci pamięć o wielkim Polaku skazanym na zapomnienie. Która przypomni o nadludzkiej ofiarności, o konsekwentnie realizowanej decyzji służenia słusznej sprawie, o wielkim triumfie dobra nad złem. Zamieniając na kilka tygodni gmach banku w wielki edukacyjny banner, a może i quasi – pomnik, Morawiecki wyraził też mocny sprzeciw wobec tego, co w tzw. III RP się wówczas działo. Bo gigantyczny portret Pileckiego był też wielkim protestem przeciw pedagogice wstydu, przeciw oszczerczemu przyprawianiu Polakom gęby oprawców, przeciw konsekwentnemu upośledzaniu świadomości historycznej młodego pokolenia, przeciw coraz bardziej bezczelnym aktom fałszowania naszej historii. Przypomnijmy, że na państwowym urzędzie Mateusz Morawiecki znajdzie się dopiero pod koniec roku 2015. Na początku 2007 troska o polską pamięć narodową w żaden sposób nie należała do jego zawodowych zadań. A jednak do takiej powinności się poczuwał, niemałym trudem i kosztem swoje patriotyczne i obywatelskie powinności realizował. Obok bezliku innych – także powinność wydobywania z niepamięci postaci rotmistrza Witolda Pileckiego. Zapewne po prostu uważał to za swój obowiązek.
Dziś premierem jest Donald Tusk. Pod jego rządami właśnie zdecydowano o zmianach w gdańskim Muzeum II Wojny Światowej. Jedna z tych zmian polega na usunięciu wszystkich informacji na temat rotmistrza Witolda Pileckiego. W Polsce rządzonej przez Tuska wiedza o najwspanialszych postaciach narodowej historii jest po prostu – rugowana, wymazywana, eliminowana, skazywana na zapomnienie. Jeden z największych Polaków w naszych dziejach – Tuskowi i jego ludziom nie pasuje. Pod rządami Tuska rotmistrz Witold Pilecki znów jest – wyklęty.
Zastanówmy się nad tą jakże jaskrawą różnicą stosunku do postaci wielkiego polskiego bohatera. Bo jakże dobitnie świadczy ona także o diametralnie różnym stosunku do Polski i Polaków.
Artur Adamski