Na pamiętnym wiecu w Tbilisi prezydent Rzeczpospolitej Polskiej prof. Lech Kaczyński wypowiedział pamiętne słowa: „Dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie a potem być może przyjdzie i czas na mój kraj, na Polskę”.
O prawdopodobieństwo takiego właśnie scenariusza zapytany został prof. Marek Kornat, zdecydowanie najwybitniejszy historyk środkowoeuropejskiej dyplomacji XX wieku, znakomity ekspert od polityki rosyjskiej. Zwrócił on uwagę na pewien dość fundamentalny fakt, nakazujący modyfikację scenariusza, jaki w broniącej swej niepodległości Gruzji wyraził prezydent Lech Kaczyński. Prof. Marek Kornat zgodził się z opinią, wg której po ewentualnym podboju Ukrainy nie trzeba byłoby długo czekać na kolejną wojnę, rozpoczętą przez Rosję. Wielki historyk i politolog zadał jednak pytanie o to, z jakiej przyczyny pierwszym celem ataku miałyby być Litwa, Łotwa czy Estonia? Moskwa musiałaby przecież się spodziewać, że skutkiem ekspansji, skierowanej wówczas w tym kierunku, byłaby maksymalna mobilizacja Polski. To, że wkrótce także ona zostanie napadnięta, dla wszystkich byłoby wtedy przecież więcej, niż pewne. Z punktu widzenia Rosji taki „maksymalny alert” Polski i jej sojuszników byłby ostatnią rzeczą, jakiej Moskwa by chciała. Zdaniem prof. Marka Kornata rosyjski scenariusz byłby więc inny i polegałby na zaatakowaniu w pierwszej kolejności właśnie – Polski. Mamy już zresztą pewną historyczną i nie tak dawną analogię. W ładzie wyłaniającym się po Pierwszej Wojnie Światowej Litwa, Łotwa i Estonia swoje istnienie zawdzięczały przede wszystkim istnieniu Polski. Bez względu na to, jak wyglądały stosunki Kowna z Warszawą pozostaje przecież niezaprzeczalnym faktem, że to właśnie II Rzeczpospolita zabezpieczała Litwę przed bolszewickim najazdem. Nie inaczej w przypadku Łotwy i Estonii, które bez polskiego sąsiedztwa swych niezawisłości by nie utrzymały. Z tej też przyczyny wydarzenia roku 1939 i 1940 potoczyły się tak, jak się potoczyły. Stalin w pierwszej kolejności nie uderzył na państwa bałtyckie, lecz wraz z Hitlerem dokonał rozbioru i likwidacji państwa polskiego. A wyeliminowanie naszego państwa sprawiło, że Litwa, Łotwa i Estonia straciły jakąkolwiek szansę przetrwania. Wszelki też opór, stawiany agresorowi sowiecko – rosyjskiemu w tych małych krajach uważany był za daremny. Po unicestwieniu Polski bolszewicka Rosja łup ten wzięła wiec sobie niemal „za darmo”. Tym razem fatalny scenariusz potoczyłby się więc zapewne tak samo. W pierwszej kolejności łupem Rosji paść by musiała Polska. Im bardziej byłaby rosyjską agresją zaskoczona – tym dla ruskich hord lepiej. A Litwę, Łotwę i Estonię Putin (czy któryś z jego następców) bez żadnego wysiłku wziąłby sobie zaraz po zajęciu Warszawy.
- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-
Zdaniem prof. Marka Kornata ten bieg zdarzeń jest na kremlu dobrze pamiętany jako bardzo skuteczny oraz politycznie i militarnie tani. Stąd nie należy mieć złudzeń, że jeśli po (nie daj Boże!) pokonaniu Ukrainy rosyjscy satrapowie będą chcieli kolejnego podboju, to jego pierwszym celem nie będzie ani Litwa ani też Estonia czy Łotwa. Kacapskie orki w pierwszej kolejności rzucą się wtedy – na Polskę.
Warto zdawać sobie sprawę z prawdopodobieństwa scenariuszy, które przeciw nam są kreślone. I w tym kontekście oceniać decyzje Berlina i Brukseli o zablokowaniu należnych Polsce pieniędzy. Oczywiście – wraz z działalnością pochodzących z Polski eurodeputowanych, opowiadających się za sankcjami przeciw Polsce. A także z procederem ośrodków propagandowych, politycznych i tzw. „społecznych” dążących do osłabienia granicy z Białorusią. Uświadamiać to nam też powinno rangę konsekwentnego pasma decyzji władz Republiki Federalnej Niemiec, nie mogących przecież mieć na celu niczego innego, jak tylko rosyjskie pokonanie Ukrainy.