2.3 C
Warszawa
niedziela, 8 grudnia, 2024

Filmu historycznego kłopoty z prawdą – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Dzieła filmowe, literackie czy plastyczne mają moc formowania wiedzy i poglądów milionów odbiorców, czasem wręcz całych pokoleń. Nie ma wiele przesady w powszechnie znanym stwierdzeniu, że Jan Matejko czy Henryk Sienkiewicz to wręcz organizatorzy historycznej wyobraźni Polaków. O ich sposobie widzenia tych momentów naszych dziejów, które stały się tematem ich twórczości, można dyskutować. Każdy z nich wyrażał w niej swój pogląd i posługiwał się własną metodą. Z kart „Trylogii” wiemy, że jej autor jedne postacie XVII – wiecznej Rzeczpospolitej darzył sympatią, inne oceniał surowiej. Nasze zdanie może być inne, ale trudno Sienkiewiczowi zarzucić mijanie się ze znaczącymi faktami. Z kolei wiele obrazów Matejki nie jest wiernym odwzorowaniem namalowanych na nich wydarzeń. Np. na płótnie zatytułowanym „Unia Lubelska” znajdujemy postacie, które w doniosłym wydarzeniu z roku 1569 nie uczestniczyły choćby z tego powodu, że nie było ich już wtedy wśród żywych. Zamysłem malarza było jednak oddanie prawdy nie o samym akcie zawarcia unii realnej. Tworząc swoje dzieła nie miał on zamiaru wchodzenia w rolę fotografa, uwieczniającego dany moment historii po odbyciu podróży w czasie. Ilustrując nasze dzieje starał się oddać nawet nie kluczowe ich momenty, lecz ukazać procesy, które do nich doprowadziły. W przypadku wspomnianej „Unii Lubelskiej” wśród jej twórców umieścił więc także tych, którzy samego wydarzenia nie dożyli, ale wielką część swego życia poświęcili temu, by do niej doszło. Natomiast wierność wszelkiego rodzaju realiom przedstawianego czasu zawsze u Matejki dochowana była z wprost niezwykłą pieczołowitością. Fundamentem jego warsztatu były szkicowniki zawierające dziesiątki tysięcy detali właściwych dla danego miejsca i czasu. Skutkiem tego nigdy nie znajdziemy w jego malarstwie nie tylko w najmniejszym stopniu ahistorycznego stroju czy oręża, ale nawet zapinki czy bodaj guzika. Zarówno Matejko, jak i Sienkiewicz, mieli swoje subiektywne poglądy na postacie i wydarzenia, jakie stawały się przedmiotami ich twórczości. Przy ich ukazywaniu posługiwali się też osobistą, indywidualną metodą. Zasadą, nad którą żaden z nich zapewne nawet się nie zastanawiał, była jednak elementarna uczciwość wobec faktów. Można być wręcz pewnym, że tendencyjne ich naginanie, przeinaczanie czy mijanie się z nimi w ich dziełach zaistnieć nie mogło. Znając biografie tych artystów wiemy, że w ich przypadku zamysł taki narodzić się nie mógł, gdyż byłby sprzeczny z elementarnymi zasadami etyki, zwykłą uczciwością czy tradycyjnie rozumianym honorem.

Opowieść coraz dalsza od rzeczywistości, o której opowiada

Standardy, stanowiące oczywistość dla luminarzy polskiej kultury, nigdy jednak nie zaistniały w sumieniach wielu innych, głównie późniejszych twórców. Sergiusz Eisenstein znany jest jako jeden z największych artystów w dziejach kina, ale temat historyczny był w jego rękach tworzywem, służącym do formowania treści nie mających najmniejszego związku z faktami. Na zlecenie stalinowskiego reżimu powstawały więc skrajnie zafałszowane obrazy zdobycia władzy przez bolszewików czy eposy o heroicznych zwycięstwach średniowiecznej Rusi. Przedstawiane jako historyczne w istocie były jedynie wytworami wyobraźni reżysera i jego mocodawców. Beztroskie stawianie na głowie elementarnej prawdy o wydarzeniach czy nawet przedstawianie historycznych ofiar w roli katów i na odwrót nierzadko zdarza się także twórcom z Zachodu. Ekranizując powieść Wiliama Styrona „Wybór Zofii” Alan Pakula architekta holocaustu odnalazł wśród polskich profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Edward Zwick, w równie gwiazdorsko obsadzonym filmie wojennym pt. „Opór” bandziorów odpowiedzialnych za ludobójstwo w Nalibokach i bestialskie napady na inne wioski nobilitował na wielkich bohaterów wojny partyzanckiej. W tych i im podobnych utworach temat historyczny traktowany jest albo jako polityczne narzędzie szerzenia dezinformacji, albo też jako równorzędne z baśniami w rodzaju „Gwiezdnych wojen” tworzywo do wyrobu produktów stricte rozrywkowych. Krzywdy, wyrządzane rzeczywistym ludziom, którym kłamliwie przypisywane są najgorsze cechy a nawet najpodlejsze zbrodnie, sumieniom autorów zdają się w ogóle nie dolegać.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Polska kinematografia ma w dorobku obrazy takie, jak „Westerplatte”. Wprawdzie relacje ujawnione długo po nakręceniu tego filmu mogą budzić wątpliwości na temat rzeczywistej roli, jaką odgrywali mjr Henryk Sucharski i kpt Franciszek Dąbrowski, ale dziełu Stanisława Różewicza nie sposób zarzucić jakiejkolwiek nierzetelności. Mimo, że zmierzyć mu się przyszło z tematem otoczonym legendą wyjątkowego bohaterstwa, szacunek dla faktów nakazał mu przedstawić całe spectrum żołnierskich emocji, do których również w załodze Wojskowej Składnicy Tranzytowej należały oczywiście i przerażenie i kryzysy wiary w celowość kontynuowania obrony. Nie tylko ze wspomnień utrwalonych na kartach książek, ale też z opowieści pana Stanisława Salwiraka, zaprzyjaźnionego z moimi dziadkami jednego z obrońców Westerplatte dowiadywałem się, jak bliskie prawdy i tym samym jak ważne było zawarcie w tej filmowej opowieści o prawdziwych wydarzeniach także takich właśnie wątków.

Pokusa, by historyczną prawdę odrealnić, mocno dała o sobie jednak znać także w polskiej kinematografii. W jakiejś mierze było to zapewne efektem reżyserskiej potrzeby artystycznej kreacji. Rolę niewspółmiernie większą grało tu jednak dążenie do nadawania filmom wymowy przez PRL-owskie władze pożądanej. Nikt posiadający elementarną wiedzę o tamtych czasach nigdy przecież nie uwierzy, że kiedy w grę wchodziły tematy takie, jak walka o niepodległość czy II Rzeczpospolita, funkcjonariusze reżimu pozostawiali twórcom wolną rękę w sposobie ich przedstawiania. A jeśli już to takim, co do których mieli pewność, że efekty ich pracy będą ściśle odpowiadały polityce partii sprawującej władzę w nie polskim imieniu.

Jednym z najdonioślejszych zjawisk naszej kinematografii była powstała w połowie lat pięćdziesiątych Szkoła Polska, w ramach której działali twórcy bez wątpienia wybitni a zarazem mający wolę podejmowania tematyki historycznej. Niektórzy z nich zasłynęli jako rzecznicy deheroizacji tradycji niepodległościowej. Cel ten mógłby być przyczynkiem do wartościowych dyskusji, gdyby nie metoda, praktykowana przy pokazywaniu walki o polską wolność. Polegała ona bowiem nie tylko na bezceremonialnym szyderstwie, ale i żonglowaniu ewidentnymi przekłamaniami. Na najbardziej trywialne pozwolił sobie Andrzej Wajda, którego ekranizacja „Lotnej” Wojciecha Żukrowskiego wzbudziła oburzenie widowni historyczną prawdę znającej z osobistego doświadczenia. Najbardziej znamienne sceny tego filmu nie tylko pokazywały bowiem to, co nigdy nie miało miejsca, czyli ułańską szarżę na niemieckie wojska pancerne. Autor filmu wyposażył nawet agresora w czołgi rozmiarów tak monstrualnych, jakich cały świat w tamtych latach nie znał, do tego z armatami w swych wieżach, o jakich nikomu się wówczas nawet nie śniło. We wrześniu 1939 znikoma jedynie część niemieckich czołgów posiadała artylerię a jeśli już to niewielkich kalibrów. Większość stanowiły uzbrojone wyłacznie w dwa karabiny maszynowe wozy bojowe Panzerkampf I o rozmiarach dwa metry na cztery i wysokości 172 cm. Wajda film swój kręcił 14 lat po wojnie, kiedy posłużenie się sprzętem odpowiadającym historycznym faktom nie stanowiło żadnego problemu. Zamiast wierności realiom postawił jednak na maksymalne spotęgowanie upiornej groteski. „Jak można było wykoncypować tak niesmaczną bzdurę?” – zapytywał Stefan Kisielewski dodając, że Wajda „lubuje się w karykaturowaniu polskości”.1 Na pytanie, jak tak pokazana polskość odbierana jest przez obcokrajowców, pochylił się Jerzy Robert Nowak, który przetłumaczył recenzje życzliwych Polsce filmoznawców węgierskich, m.in. Istvana Nagykorusaga, który o „Lotnej” pisał, że „dowodzi ona daremności i bezmyślności polskiej nacjonalistycznej pychy. Historia wypowiedziała swój wyrok na ten nacjonalizm a tragiczne jest tylko to, że wykonanie tego wyroku historia powierzyła niemieckiej armii”.2 Uprawiający twórczość filmową powinni chyba uwzględniać zagraniczną recepcję ich dzieł, gdyż często są one tymi nielicznymi informacjami o Polsce, które w ogóle docierają do obcokrajowców. Doceniając wysoką klasę artystyczną niektórzy zwracają też uwagę na jej, pod względem troski o prawdę, przeciw skuteczność. „Twórczość taka bowiem wyrządza bowiem szkody narodowej samowiedzy Polaków”3. A dzieje się tak tym bardziej, im przedstawione obrazy bardziej są atrakcyjne, im mają wyższą artystyczną jakość i im twórca jest bardziej utytułowany: „Urzeczenie artyzmem powoduje przymykanie oczu na ukryte w filmach wyjątkowo wyrafinowane zafałszowania”.4

Z protestami spotkał się też film Andrzeja Wajdy – „Samson”, przez Andrzeja Kijowskiego oskarżany o „skrajne przejaskrawianie ciemnoty, chciwości i zbrodni kosztem prawdy o heroicznych Polakach”.5 Z kolei doceniając wysoką klasę artystyczną „Zezowatego szczęścia” Andrzeja Munka Kijowski nie mógł się pogodzić ze skalą fałszu, jaką reżyser posługiwał się przedstawiając międzywojenne realia. W swojej ocenie stwierdził, że film ten „jest doskonały, ale zarazem obrzydliwy i głupi”6. Podsumowując dokonania twórców Szkoły Polskiej Kijowski orzekł: „Jeśli rzeczywiście takie są cele Szkoły Polskiej – to niech piekło pochłonie taką szkołę!”7

Mając w pamięci bolesny wstrząs, jakim było dla mnie pierwsze spotkanie z „Popiołami” Andrzeja Wajdy sam skłonny jestem apelować o elementarną odpowiedzialność tych, którzy mają przywilej kreowania historycznej świadomości młodego pokolenia. Potworne sceny, w których odgrywany przez Bogusława Kierca Krzysztof Cedro dosłownie tarza się u stóp wyniosłego i zimnego jak lód Napoleona naprawdę śniła mi się po nocach. Podobnie, jak widok marnie ginącego w śniegach Rosji, granego przez Daniela Olbrychskiego drugiego z bohaterów eposu – Rafała Olbromskiego. Nie wiem, czy można liczyć na to, że liczni jedenastolatkowie (film nie miał ograniczeń wiekowych) tak jak ja przebrną potem przez powieść Żeromskiego by dowiedzieć się, że film Wajdy to nie ekranizacja, lecz karykatura literackiego pierwowzoru. I że domyślą się, że pieniądze na kosztowną superprodukcję PRL-owskie władze znalazły raczej nie powodowane troską o narodowe dziedzictwo, ale z zamiarem przemycenia wraz z urzekająco odmalowanymi obrazami przekonania o bezcelowości relacji z Zachodem i niechybnej śmierci, jaką oznaczać musi próba wyrwania się spod rosyjskiej kurateli.

Absolutnie wszystko dozwolone?

O tym, jak bardzo od czasów Sienkiewicza i Matejki zmieniły się etyczne standardy sięgania do tematyki historycznej świadczy choćby wypowiedź Olgi Tokarczuk. Pisarka ta, w niefrasobliwym posługiwaniu się wydarzeniami i postaciami z dziejów Polski nie znająca żadnej miary stwierdziła: „Nawet gdyby to była nieprawda to ja mam prawo to mówić. Żyję w wolnym kraju i mam prawo wygłaszać swoje poglądy.”8 Zdaniem najbardziej utytułowanej osobowości naszej współczesnej literatury prawo do głoszenia fałszu ma więc już rangę obywatelskiej wartości, na straży której stać powinno państwo prawa. Konsekwencją takiego stanowiska jest to, że wielu twórców filmowych temat historyczny zaczęło traktować jako obszar, na którym wyprawiać wolno wszystko a rzetelną ekspercką konsultację uznaje za całkowicie zbędną. Przykładem tego rodzaju działalności są „Orlęta. Grodno’39”. Fabularny film historyczny to w ostatnich dziesięcioleciach naszej kinematografii zjawisko rzadkie a tematycznie związany z sowiecką agresją na Polskę to unikat, jaki witać by należało z nadzwyczajną życzliwością i – nadzieją. Rozwiewać się ona zaczyna jednak już w pierwszej minucie, kiedy z pojawiającego się na ekranie napisu dowiadujemy się, że Grodno to miasto na… Kresach. Już w tym momencie staje się więc jasne, że zaczynamy oglądać dzieło stworzone przez ludzi nie znających znaczenia elementarnych pojęć. A może miejsce akcji zaliczono do Kresów właśnie po to, by zamanifestować swój stosunek do historii? Stosunek polegający na tym, że zdaniem twórców jest ona tworzywem, z którym robić wolno wszystko? O tym, że tak właśnie jest, widzowi choć trochę świadomemu realiów przedstawianego miejsca i czasu przychodzi przekonywać się do momentu, w którym ekran wypełni lista autorów często skądinąd znakomitych kreacji i niezłego warsztatu. Panorama przedwojennego Grodna obrazami skrajnie przerysowanymi przebija chyba wszystko, co pokazywały nacechowane „antysanacyjną” propagandą produkcje z czasów PRL-u, ale i najbardziej zakłamane sowieckie agitki. Mistrzowie sowieckiej propagandy mieli bowiem świadomość małej skuteczności przekazu zakłamanego w stopniu nadmiernym. Stokroć lepiej rolę swą spełniały obrazy potrafiące przyciągnąć tym, co było zgodne z prawdą a cel swój realizując przemycanymi do świadomości odbiorcy niuansami. Agitacja nazbyt toporna – często kończyła się przecież fiaskiem. Z własnego dzieciństwa pamiętam powszechne ubolewanie starszego pokolenia, świetnie mającego w pamięci przedwojenne czasy. Nawet ci, którym w II RP wiodło się marnie i którzy nie byli zwolennikami ówczesnych porządków oglądając „Karierę Nikodema Dyzmy” czy „Pamiątkę z Celulozy” powszechnie ubolewali powtarzając: „Jak oni mogą tak tę naszą Polskę pokazywać? Żadnego już sumienia nie mają, tak strasznie o niej kłamiąc!” Czy to, że pamiętających przedwojenne Grodno prawie już nie ma, pozwala malować je jako tonącą w błocie mieścinę skleconą z nędznych ruder, w wielkiej części wypełnioną mieszkańcami gros swych życiowych aktywności sprowadzającymi do kolejnych napadów na narodowe mniejszości? Nawet najbardziej oddani komunistycznej propagandzie, w trosce o choćby minimum własnej wiarygodności, nie posuwali się do umieszczania w swych filmach scen, w których np. policjant do chłopca spotkanego późną porą krzyczy „Stój bo strzelam!” Ahistoryczne przejaskrawienia, jakby stawiające znak różności między pewnymi aspektami życia w II RP i w Polsce pod okupacją, jakiś czas temu skutkowałyby utratą wiarygodności twórcy zdolnego posuwać się do posługiwania tak przerysowanymi obrazami. Wielu uznałoby to też za obrazę nie tylko przedwojennej Polski, ale i inteligencji wiza. Jestem pewien, że gdybym taką scenę zobaczył w kinie jakieś czterdzieści lat temu, usłyszałbym po niej trzask wielu foteli widzów rezygnujących z dalszego oglądania. A przecież „Orlęta. Grodno’39” pełne jest niedorzeczności dużo bardziej ewidentnych. Bo jakiś podły policjant oczywiście mógł się zdarzyć i jeśli ktoś chce opowieść o Polsce tkać z takich ewenementów to jest to już sprawa jego stosunku do Polski i tonacji, w jakich ma ochotę o niej opowiadać. Jednak pomysły takie, jak wprowadzanie postaci kolporterów komunistycznej prasy, niemal rzucających się w objęcia nadchodzącej władzy sowieckiej nie uwzględniają przecież oczywistości takiej, że ci wszyscy członkowie KPP czy KPZB, którzy rok wcześniej z tą właśnie władzą się spotkali, zostali przez nią, co do jednego, rozstrzelani. A podobnych niedorzeczności w „Orlętach” spotykamy niestety więcej.

Czym w ogóle jest dziś film zwany historycznym? Wg niektórych twórców współczesnego kina angielski dwór w czasach Tudorów opierał się na czarnoskórych przybyszach z Afryki. Autorzy „Malowanego ptaka” czy „Naszych matek, naszych ojców” upierając się, że ich dzieła mają rangę historycznych świadectw, beztrosko zamieniają rzeczywiste role katów i ich ofiar. Dając wiarę filmom o klasztorze Szaolin musielibyśmy przyjąć, że ludzie nabywali w nim sztukę latania a dzisiejszym obrazom bitwy pod Termopilami, że toczona ona była z monstrami przybyłymi z kosmosu. Nie jest daleka od tych standardów spora część i polskiej kinematografii, którą zakwalifikować należy już nie jako kino historyczne, ale coś w rodzaju „historical fantasy”.

Artur Adamski

1 S. Kisielewski Dzienniki, W-wa 1996, s 311

2 J.R. Nowak Żeby Polska…, W-wa 1999, t.1 s.53

3 tamże

4 A. Kijowski Anty – Wajda, Przegląd Kulturalny, W-wa 1961, nr 38

5 A. Kijowski Polska szkoła masochizmu, Przegląd Kulturalny, W-wa 1960, nr 17

6 tamże

7 tamże

8 http://kurierrumski.pl/2017/11/22/tokarczuk-w-rumi-kwestia-pogromow-jest-sprawa-oczywista-leszek-zebrowski-odpowiada/

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
266SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content