5,5 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia, 2024

Był sobie kandydat – Marek Bober

26,463FaniLubię

Polityka, wzorce społeczne, ludzkie reguły i wybory zmieniają się szybko. Często wystarczy jedno, może dwa pokolenia i wszystko zostaje wywrócone do góry nogami. Zacznijmy od historii, skończymy na Joe Bidenie.

Był sobie polityk, bardzo zdolny, nawet z dużymi szansami na prezydenturę USA. Był członkiem Partii Demokratycznej, ale tej dawnej, utożsamianej choćby z Johnem F. Kennedym.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Urodził się w 1936 r. w Kansas, czyli w stanie jeszcze dzisiaj uchodzącym za konserwatywny. Jak należało – skończył studia, a jakże, prawnicze na Uniwersytecie Yale. Ożenił się w 1958 r. z Olethą „Lee” Ludwig (zmarła w 2021 r.), mieli dwoje dzieci.

To Gary Warren Hart, o nim mowa. Na dobre rozpoczął karierę polityczną w 1975 r. jako senator ze stanu Kolorado i był senatorem do roku 1987. Wcześniej dał się poznać jako szef kampanii prezydenckiej George’a McGoverna (przegrał z republikaninem Richardem Nixonem, 1972 r.).

Gary Hart miał jednak większe ambicje. Na początku lat osiemdziesiątych postanowił uzyskać nominację Partii Demokratycznej w wyborach prezydenckich i wystartował w prawyborach jako kandydat na stanowisko prezydenta USA. W lutym 1983 r. zgłosił swoją kandydaturę, nominację jednak nieznacznie przegrał w 1984 r. z Walterem Mondalem (wiceprezydentem w administracji Jimmyego Cartera). Przypomnijmy, że w styczniu 1985 r. na stanowisko prezydenta na swoją drugą kadencję został zaprzysiężony bliski Polakom, republikanin Ronald Reagan, to on bowiem wygrał wyścig do Białego Domu.

Gary Hart nie ustępował. Zrezygnował w 1986 r. z ubiegania się o fotel senatora, myśląc dalej o prezydenturze. Swoją kandydaturę na to stanowisko zgłosił oficjalnie 13 kwietnia 1987 r. Kiedy jego potencjalnie najgroźniejszy rywal, popularny gubernator stanu Nowy Jork Mario Cuomo oświadczył, że nie będzie się starał o nominację Demokratów, Hart był zdecydowanym faworytem.

Ale jego problem zaczął się nieco wcześniej. 20 grudnia 1986 r. opuścił stację radiową, w której wystąpił, aby zaprezentować stanowisko Partii Demokratycznej wobec cotygodniowego radiowego wystąpienia prezydenckiego (wtedy był to Reagan). Podążył za nim prywatny detektyw, który później stwierdził, że Hart udał się do domu pewnej kobiety, został sfotografowany, a budynek opuścił rankiem dnia następnego.

Media, a w tamtym czasie była to przede wszystkim prasa (w tym brukowa), podchwyciły temat – temat rzekomego romansu poważnego kandydata na stanowisko prezydenta USA. Hart zaprzeczał, że miało go cokolwiek intymnego wiązać z jakąkolwiek kobietą poza żoną (ta ostatnia cały czas wierzyła mężowi i było tak – przynajmniej oficjalnie – aż do jej śmierci). Plotkom nie było jednak końca, tematem zajęły się poważniejsze gazety, jak na przykład „New York Times” czy „Washington Post” i w maju 1987 r. Hart wycofał się z wyścigu. Owszem, przedstawiano jakieś fotografie, pojawiło się nawet nazwisko rzekomej kochanki – Donna Rice. Ona wszystkiemu zaprzeczała, tak samo czynił Hart, twierdząc, że jedyne, co go z nią łączy, to sprawy służbowe, pracowała bowiem w jego sztabie wyborczym.

Nasz bohater jeszcze raz włączył się w kampanię, w grudniu 1987 r. Powiedział, że jednak startuje, ale słupki popularności zaczęły spadać, w dodatku pojawiły się jakieś oskarżenia finansowe z pradawnych czasów. Wspomniany wcześniej Mario Cuomo powiedział nawet, że u każdego da się coś znaleźć, bo „u każdego w szafie można znaleźć jakieś szkielety”. Po dość słabych wynikach w pierwszych prawyborach, Hart w marcu 1988 r. ostatecznie wycofał się i kandydatem Partii Demokratycznej został Michael Dukakis (przegrał wybory z Georgem H. W. Bushem starszym).

Gary Hart wycofał się z polityki, wrócił do praktyki adwokackiej, zrobił doktorat z filozofii na Oxfordzie, zaczął wykładać, występował z odczytami i napisał kilkanaście książek, w tym wiele ciekawych. Na chwilę wrócił do polityki, ale tej niższego szczebla, znalazł się bowiem w administracji prezydenta Baracka Obamy (jako wiceszef Rady Doradczej ds. Bezpieczeństwa Wewnętrznego i specjalny wysłannik ds. Irlandii Północnej).

Po co o tym piszę? Po to, aby uświadomić, jak bardzo zmieniły się czasy i podejście do polityków, do tego, jakich się wybiera, jak ocenia i jakim kryteriom podlegają. Jeśli Gary Hart popełnił błąd z kobietą, co nigdy nie zostało udowodnione, to owszem – w kategoriach moralnych należało go źle oceniać, ale w końcu jakiejś wielkiej zbrodni nie popełnił. Dekadę później wybuchła sprawa Moniki Lewinsky i prezydentowi Billowi Clintonowi włos z głowy nie spadł. Mało tego, pomimo próby impeachmentu, dokończył swoją kadencję, nadal działa politycznie, wskazując, kogo należy popierać, i prawi morały jak nieskazitelny mędrzec.

Teraz w Ameryce, ale także w inych krajach, do polityki wchodzą ludzie, którym nie wolno wypominać, z kim śpią, dlaczego w przeszłości kogoś oszukali finansowo (w tym urząd podatkowy) lub dlaczego obcięli sobie jakąś część ciała, aby stać się „kobietą”. Polityczna poprawność, tzw. progresywizm i inkluzywność zapędziła ludzkość w kozi róg. Okazuje się bowiem, że stanowiska polityczne muszą być piastowane – w duchu nowych czasów – przez jakichś dziwaków, a w rzeczywistości intelektualne zera, mówiąc wprost, często na poziomie debili. Zamiast nazywać się komunistą, trzeba być progresywnym socjalistą.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content