30 września minęły trzy lata od śmierci założyciela i przewodniczącego „Solidarności Walczącej”, marszałka Kornela Morawieckiego. Człowieka, którego rola w odzyskaniu niepodległości jest wciąż za mało doceniana, a jego poglądy niedostatecznie rozpowszechniane.
Trudno mi podsumować w formie wspomnień choćby wycinka życia Kornela, gdyż w przeciwieństwie do jego bliskich współpracowników miałem niewiele okazji, by się z nim spotkać i dłużej porozmawiać. Właściwie widziałem go tylko raz w 1985 r., a później, po latach kilka razy na uroczystościach rocznicowych oraz kiedy otrzymałem Krzyż „Solidarności Walczącej”. O życiu i działalności Kornela Morawieckiego ukazało się wiele publikacji, wywiadów, artykułów, a nawet książek napisanych przez jego przyjaciół i współpracowników. Nie sposób nie wymienić tu wspomnień Marty Morawieckiej, Hanny Łukowskiej- Karniej czy współautora jego autobiografii Artura Adamskiego. Oczywiście wiele osób zaangażowanych w latach stanu wojennego w działalność „Solidarności Walczącej” relacjonujących tamte wydarzenia wielokrotnie wymienia nazwisko Kornela Morawieckiego jako przywódcę i symbol oporu. Przykładem jest tu też książka Krzysztofa Bieżuńskiego „Zdarzenia…”. ja jednak chciałbym nawiązać do wywiadu, jakiego dwa lata temu udzielił Jerzemu Jachowiczowi redaktor naczelny „Gazety Obywatelskiej” Albert Łyjak. Ze względu na ograniczenie objętości tekstu Albert ledwie dotknął kilka istotnych aspektów o przekonaniach i światopoglądzie przewodniczącego. Kornel głosił ideę solidaryzmu, która w powszechnym odbiorze mogła być utożsamiana ze zwykłą międzyludzką solidarnością. A ja mam wrażenie, że Kornelowi chodziło o coś więcej, o solidarność ściśle połączoną z odpowiedzialnością na poziomie relacji międzyludzkich oraz na szczeblu organizacyjnym, administracyjnym i narodowym. Chodziło mu też o solidaryzm międzypokoleniowy, przekazywanie odpowiedzialności i kompetencji, wiedzy i bogactwa materialnego, tradycji i nowych idei wybiegających w przyszłość. Stąd jego powiedzenie nawiązujące do słów papieża św. Jana Pawła II, że człowiek nie jest tylko sam dla siebie, ale przede wszystkim dla innych i że trzeba, aby „jedni drugich brzemiona nosili”. Albert przypomniał też, że Kornel, choć radykalny antykomunista, jak mało kto zdawał sobie sprawę z niedoskonałości systemu kapitalistycznego i jego niebezpiecznych tendencji w kierunku koncentracji bogactwa w nielicznych globalnych trustach monopolizujących nie tylko gospodarkę, ale też przekaz medialny, narzucających tzw. poprawność polityczną i związaną z nią nieformalną cenzurę. Uważał, że solidaryzm mógłby „spłaszczyć” te nierówności, co byłoby z pożytkiem dla demokracji.
Nie mają racji ci, którzy zarzucają Kornelowi drogę pośrednią, że niby próbował „zlepić” swój solidaryzm, łącząc kapitalistyczną efektywność z „socjalistyczną wrażliwością” i powszechnością socjalnych dobrodziejstw. Taki eklektyczny konstrukt, zresztą postulowany przez zwolenników tzw. konwergencji, od dawna jest sprzeczny z Kornelową wizją opisaną w książce „Kierunek” ze wstępem Artura Adamskiego.
Albert uważa, że Kornel nie był rewolucjonistą, a raczej ewolucjonistą. Uważał, że świat należy ciągle poprawiać. Ciągle, to znaczy zawsze. Myślę, że był antyutopistą, nie wierzył w stworzenie na ziemi idealnego świata, uważał, iż sensem istnienia jest działanie, a nie zadowolenie z dokończonego dzieła, które w wykonaniu ludzkim nigdy doskonale być nie może. Wiele osób zastanawia się nad – jak to czasem się określa – dualistyczną postawą Kornela Morawieckiego w różnych fazach działalności. Z jednej strony bezkompromisowy, niepodległościowy bojownik z jasno określonym celem – obalenie narzuconej przez wschodniego sąsiada władzy – a z drugiej zgodnie też z jego charakterem łagodny, dążący do jedności narodowej polityk, co wyraził w swoim pamiętnym wystąpieniu w Sejmie jako marszałek- senior. Jego światopogląd był oparty na fundamentach europejskiej cywilizacji, greckiej filozofii, w której prawda obiektywna jest wartością najwyższą i nierelatywną. Dlatego podtytuł założonej przez niego „Gazety Obywatelskiej” brzmiał: „Tylko prawda jest ciekawa”. Na tych wartościach opierało się też rzymskie prawo, które miało służyć ludziom, a nie panować nad nimi. Kornel często odwoływał się do chrześcijańskich zasad, był człowiekiem głęboko wierzącym. Wielu ludzi sądzi, że fizycy i ogólnie ludzie wyedukowani w naukach ścisłych są niedowiarkami skoncentrowanymi na świecie materii, poszukującymi rozwiązań opartych na matematycznych zależnościach, w których nie ma miejsca na duchowe rozterki. Tymczasem właśnie wśród fizyków można znaleźć wielu wyznających wiarę w Boga. I jest to wiara jak najbardziej racjonalna. Odkryte przez fizyków fundamentalne prawa są niezmienne i uniwersalne, im jest poddany cały wszechświat i życie. Skąd jednak wzięły się te prawa i dlaczego są takie, a nie inne? Na to nauka nie ma odpowiedzi. Dlatego właśnie fizycy twierdzą, że musi istnieć transcendencja – Bóg. Kornel Morawiecki jako naukowiec miał wiele pokory wobec otaczającej nas rzeczywistości, odwrotnie niż wielu znanych ludzi kreujących się na wszystowiedzących, przypisujących sobie boskie przymioty. Charyzma Kornela brała się z jego niewzruszalnych poglądów, zdolności podejmowania szybkich decyzji, ogromnej pracowitości, cierpliwego słuchania innych. Czy jego decyzje były zawsze słuszne? Zdania są podzielone. Wiadomo, że bojkot „częściowo wolnych” wyborów w 1989 r. wzbudza do dziś kontrowersje. Z perspektywy czasu widać jednak, że obawy Kornela były profetyczne i niestety postkomunistyczne tzw. elity wyrządziły ogromne szkody krajowi odzyskującemu z wielkim trudem niepodległość. Kornel wybiegał naprzód ze swoimi ideami, wyobrażając sobie kraje sąsiadujące z Polską jako wspólnotę współpracującą ze sobą i żyjącą zgodnie, bez wykluczania nawet naszych odwiecznych wrogów Rosjan i Niemców. I tu znów warto zauważyć, że choć miał w pamięci obrazy straszliwie zniszczonej rodzinnej Warszawy, a także sowieckie zbrodnie, choć prowadził zdecydowaną walkę z dyktatem komunistycznym, nie było w nim nienawiści do tych dwóch narodów, a raczej nadzieja na przyszłe pokojowe współistnienie. Kornel był człowiekiem praktycznym, wiedział, jak działać skutecznie, jak wykorzystywać tę „papierową amunicję”, o której mówił Albert we wspomnianym wywiadzie. „Biuletyn Dolnośląski” pod jego redakcją stał się jednym z najważniejszych miesięczników wydawanych regularnie poza cenzurą. Przywiązywał ogromną wagę do słowa pisanego. Sławna „fraktalna” struktura wydawnicza Solidarności Walczącej okazała się tak skuteczna, że SB była wobec niej bezradna. Dlatego też wielkim wysiłkiem przy pomocy niewielu osób, w tym i obecnego redaktora naczelnego Alberta Łyjaka, założył w 2011 r. „Gazetę Obywatelską”, która miejmy nadzieję będzie trwałą kontynuacją jego myśli. Kornel Morawiecki walczył ze złem. Jego postawa świadczy o tym, że tak jak Tomasz z Akwinu uważał, że zło jest brakiem dobra, czyli niebytem, i w konsekwencji dobro musi zwyciężyć. Przypomnijmy, że filozofia Edyty Stein, którą Kornel był zafascynowany, inspirowała się właśnie poglądami św. Tomasza z Akwinu. Przede wszystkim jednak Kornel Morawiecki był po prostu człowiekiem dobrym.
Prawie 2500 lat temu chyba największy filozof Platon napisał: Dobry człowiek nie ma żadnego powodu, by były w nim zawiść, strach, gniew i nienawiść.