13,6 C
Warszawa
czwartek, 28 marca, 2024

Widmo globalnego lewactwa – Jerzy Pawlas

26,463FaniLubię

Wbrew deklarowanym wolnościom gospodarczym, brukselscy biurokraci chcą decydować, jakie towary firmy mają produkować i gdzie je składować. Ma to zapewnić płynność gospodarki i łańcuch dostaw. Niepodporządkowanie się grozi wielkimi karami finansowymi. W ten sposób wprowadza się interwencjonizm brukselski, wzorowany na chińskim kapitalizmie państwowym. To propozycja równie szkodliwa dla rynku jak połajanki eurokratów pod adresem nieposłusznego elektoratu, który wybiera konserwatywne rządy. Bo przecież o demokracji decydują unijni biurokraci, a nie obywatele.

Ekologiści tak się zapędzili w swej zielonej demagogii, że nie zauważyli rzeczywistości. Oto forsowanie OZE wymaga przecież równoczesnego rozwoju stabilnych źródeł energii, bo co będzie, gdy wiatr ustanie, a słońce pokryją chmury. Niezrażeni tym urzędnicy, nie zamierzają likwidować spekulacji emisjami EU ETS, jakby chcieli wykazać, że energia z węgla musi być droższa od zielonej.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Tymczasem kryzys energetyczny sprawia, że w wielu krajach reaktywuje się elektrownie węglowe (Austria, Holandia, Niemcy, Włochy). W dodatku embargo na rosyjski węgiel powoduje, że trzeba go importować. Zwiększeniu wydobycia w krajach brukselskich sprzeciwiają się ekologiści i brukselscy biurokraci, bo przecież obowiązuje dekarbonizacja.

Partyzantka ideologiczna

Jak podaje CBS News, 65 proc. ankietowanych Amerykanów oczekuje maksymalnego ograniczenia wykonywania aborcji, zaś 31 proc. chce prawa do niej we wszystkich przypadkach. To może wywołać zdumienie, ale okazuje się, że mozolna indoktrynacja środowisk lewackich i feministycznych ma swoje granice. Nie pomogły burzliwe demonstracje i nachalna propaganda, gdy dla przeciętnego obywatela ważniejsza jest kondycja gospodarki (24 proc. ankietowanych) niż walka o tzw. prawo do aborcji (7 proc.).

Kontrastuje to ze świadomością obywateli brukselskich, dla których podstawowym prawem człowieka jest aborcja (na życzenie nawet dla małolatek) i eutanazja. Tak ostatnia popularna w Belgii i Holandii. Francuski prezydent też zapowiada – in vitro dla wszystkich, eutanazja dla każdego.

To paradoks, że w kraju chrześcijańskim powstał tylko jeden taki ośrodek medialno- akademicki, jak w Toruniu. Jednak i to dla ambitnych progresistów z Watchdog Polska za wiele. Przez trzy lata nękali środowisko toruńskie po sądach pod pretekstem nieudzielania informacji publicznej. Jego wizerunkowe straty są oczywiste, ale pozywający nagłośnili się w swej walce z katolickimi mediami. Co z tego, że prawem i lewem.

I nawet klasykę – „Toskę” Giacomo Pucciniego – można „przepracować” jako chrystianofobiczną agitkę, przebrawszy spektaklowe czarne charaktery w sutanny katolickich duchownych i – żeby nie było wątpliwości – zakładając koloratkę jednemu z nich – jak to uczyniła postępowa Opera Wrocławska. Zyskała poklask lewicowoliberalnych mediów za ten „atak na państwo kościelne”.

Podczas gdy wspólnota brukselska nie przejmuje się kryzysem wartości chrześcijańskich (jak wiadomo dla niej konstytutywnych), co więcej instytucje katolickie traktuje się jako zagrożenie dla demokracji – KE mianuje się strażnikiem traktatów i praworządności. Gdy społeczeństwa są wpisywane w alternatywne rzeczywistości medialne (w naszym kraju przodują nadawcy polskojęzyczni) progresizm szerzy się jak zaraza. Eurokratów nie interesuje bezpieczeństwo przestrzeni informatycznej. Tak więc promocji lewicowo-liberalnej federalizacji brukselskiej towarzyszy propaganda neomarksizmu kulturowego. W tej sytuacji Donald Tusk dzielnie walczy o „europejską Polskę”.

Prawa człowieka

Mogłoby się wydawać, że ludzkość nie ma innych problemów, jak aborcja, homoseksualizm, czy płeć społeczno-kulturowa. Zgromadzenie Ogólne ONZ uchwaliło rezolucję, która kwalifikuje aborcję jako prawo człowieka. Dostęp do „legalnej aborcji” powinny zapewnić rządy krajów członkowskich, chociaż to sprzeczne z ustaleniami Zgromadzenia Ogólnego ONZ z 1994 roku, kiedy pozostawiono to zagadnienie dla rozstrzygnięć krajowych. Tymczasem ostatnia rezolucja ONZ promuje– oprócz „bezpiecznej aborcji”– także ideologię gender, transpłciowość. Niemniej nie ulega wątpliwości, że komuniści nawet nie śnili, by neomarksizm kulturowy miał światowy zasięg.

Triumfują feministki – wyzwolone od „dominacji prokreacyjnej mężczyzn”, od „zniewolenia macierzyństwem” – którym nie przeszkadza fakt, że z powodu selektywnej aborcji giną miliony dziewczynek. Manifestują swoje „prawo do decydowania o swoim ciele”, choć Karta Praw Podstawowych UE gwarantuje ochronę życia. Niezrażone tym, nie ustają w walce przeciw rodzinie, małżeństwu, macierzyństwu, tradycyjnym wartościom, religii. Chcą wolności pojmowanej jako wybór orientacji seksualnej czy płci. Opowiadają się za konwencją stambulską, która dekonstruuje tradycyjną rodzinę i wartości i zwalcza religię.

W pogrążaniu się ludzkości w cywilizacji śmierci istotną rolę odgrywa wymiar sprawiedliwości, gdy sędziowie nakazują przerwanie zabiegów ratujących życie ludzkie. Chcą uczynić eutanazję takim prawem człowieka, jak aborcja. Wspomagają ich postępowi artyści, promując samobójstwo i eutanazję jako „dobrą śmierć”. Poznański Teatr Nowy prezentuje spektakl „Wolny wybór”, opowiadający się za prawem do samodzielnego samobójstwa, z pomocą samorządowych funduszy.

Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu ujął się za esbeckimi prawami do uprzywilejowanej emerytury. Przyznaje funkcjonariuszom odszkodowania, powołując się na przewlekłość polskiego postępowania sądowego (TK bada konstytucyjność ustawy dezubekizacyjnej). Jak widać, lewicowego ukąszenia doświadczają nie tylko polscy transformacyjni reformatorzy, relatywizujący dekomunizację, ale także strasburscy sędziowie. W dodatku lekceważący uczucia religijne wierzących, gdy uznają bluźniercze wypowiedzi piosenkarki jako „frywolny i barwny język”. Wolność słowa sprowadza się do antyreligijnych manifestacji, a tolerancja do bezkarności bluźnierców. I stąd obywatelska inicjatywa ustawodawcza „W obronie chrześcijan”, którą poparło już ponad 100 tys. ludzi.

Z kolei Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zajmuje się tzw. białoruskimi uchodźcami, zatrzymywanymi przez polską straż graniczną. Powinni być azylowani w naszym kraju. Takie orzeczenie może wydawać tylko zlewicowany funkcjonariusz, nieznający realiów wojny hybrydowej. Niezależnie od tego, krajowa i brukselska jurokracja wchodzi w kompetencje władzy ustawodawczej. Pretekstem była polska zgoda na ingerencję w nasz wymiar sprawiedliwości, co umożliwiło eurokratom pozatraktatowe oddziaływanie na kraje członkowskie, także w sferze ideologii. Nie ustają też podchody polityków, kontynuujących idee Altiero Spinellego, zmierzające do realizacji komunizującego superpaństwa brukselskiego pod niemieckim przewodnictwem. Nie przeszkadza im nawet wojna rosyjsko-ukraińska.

Gospodarka kontrolowana

Spekulacje na rynku ETS są korzystniejsze (zyski z handlu CO2) niż inwestowanie w akcje giełdowe. W ostatnim roku ceny prądu wzrosły o kilkaset procent. Dlatego brukselscy biurokraci są tak niechętni reformie systemu ETS. Zielona rewolucja jest ważniejsza od racjonalnej gospodarki. Zieloną śrubę dokręcają jeszcze wymogi „Fit for 55”. Brukselska gospodarka jest coraz mniej konkurencyjna na światowym rynku. Tym bardziej, gdy rozwój zielonych technologii oparty na micie „darmowej energii”, staje się dla niej obciążeniem. Nie bierze się przecież pod uwagę, że koszty wyrobu i recyklingu urządzeń OZE, kwestionuje ich opłacalność. Niemniej lobby zielonych biznesmenów (powołujących się na zieloną ideologię) jest tak silne, że we Francji zakazano reklamy paliw kopalnych.

Jak na razie brukselski przemysł motoryzacyjny jest bliski bankructwa. Nie tylko z powodu kryzysu i braku części, ale przede wszystkim z przyjęcia absurdalnych norm ekologicznych. To byłaby realizacja rojeń eurokratów, którzy chcą zlikwidować transport spalinowy do 2035 roku. Tymczasem samochody elektryczne bynajmniej nie są ekologiczne (potrzeba rzadkich metali, recyklingu baterii).

Koszty zideologizowanej energii duszą gospodarkę, ale lobby klimatyczno-biznesowe nadal dzielnie walczy z tzw. ociepleniem klimatu, choć amerykańskie raporty wykazują, że w badaniach nad nim przyjęto fałszywe dane. W tej sytuacji brukselscy biurokraci proponują samoloty elektryczne lub napędzane wodorem, zaś polskie media reklamują czystą energię, jaką przyniesie wiatr od morza. Dlaczego nie czyste technologie węglowe? – oto jest pytanie.

Zielona zagłada

Nie bacząc na bezpieczeństwo żywnościowe obywateli, brukselscy biurokraci forsują ograniczanie produkcji rolnej (ponoć szkodzi środowisku). Stosując terror ekologiczny, wprowadzili tzw. europejski zielony ład, zagrażający rolnictwu. Charakterystyczne, że zdołali już przekonać Ukraińców, by odbudowując swój kraj po wojnie, przyjęli wytyczne europejskiego zielonego ładu. Tymczasem unijni samorządowcy – dążąc do neutralności klimatycznej oraz obawiając się urbanizacji i związanej z nią komunikacji – traktują depopulację jako czynnik sprzyjający transformacji ekologicznej.

Zadziwia konsekwencja, z jaką brukselscy biurokraci zmierzają ku utopijnemu grzęzawisku, czyli walce z domniemanymi zmianami klimatycznymi. Chcą uratować planetę dla przyrody, a nie dla ludzi. To działalność bez sensu, gdy gospodarka europejska nie jest największym emiterem gazów cieplarnianych (dystansuje ją chińska, indyjska, brazylijska, rosyjska). Poza tym, gdy dwutlenek węgla nie jest szkodliwy, a ten produkowany przez ludzi wielokrotnie mniejszy od naturalnego pochodzenia – zielony komunizm nie ma racji bytu. Jak na razie konsekwencje ideologicznej dekarbonizacji ponoszą obywatele brukselscy, płacąc wyższe rachunki za prąd i ogrzewanie.

Tęczowe uwodzenie

Brukselska dyktatura ideologiczna, dzięki przychylności nauczycieli i samorządów, trafiła do szkół wbrew woli rodziców, zapisów konstytucyjnych i podstawie programowej nauczania. Grasują seksedukatorzy, feministki, transpłciowcy, także ekologiści, demoralizując młodzież. Zamiast nauczania – ideologizacja, elgiebetycko- genderowa demagogia, neomakrskistowska indoktrynacja. Co tam wartości patriotyczne czy katolickie, gdy trzeba kształcić oświeconego obywatela brukselskiego.

Trwa lewicowy marsz przez instytucje. Aktywność krakowskich radnych, którzy chcieli kształtować program nauczania i działalność dydaktyczną szkół, zastopował Naczelny Sąd Administracyjny, orzekając, że finansowanie z budżetu miasta edukacji seksualnej w szkołach jest bezprawne. Radni przekroczyli swoje kompetencje. Prawo oświatowe zabrania wchodzenia do szkół organizacjom, niemających do tego uprawnień. Nieznajomość prawa dyskwalifikuje ich jako przedstawicieli społeczeństwa.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content