Urzędowe perturbacje wokół zatrucia ryb w Odrze nakazują zapytać, czy powolność działań funkcjonariuszy publicznych w sprawach ekologii, to był tylko nieszczęśliwy zbieg okoliczności, czy też sprawa nie jest incydentalna. Oto przypadek, który śledzę od kilku miesięcy.
Chodzi o drzewa, o których pięknie pisał poeta Myśliwski, że są „okruchem wieczności”, a Leopold Staff zachwycał się ich urodą: „O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa,/ W brązie zachodu kute wieczornym promieniem”.
Od wieków drzewo to symbol bezpieczeństwa i dostatku. Bywa też świadkiem wydarzeń, towarzyszem człowieka. Aby to docenić, nie wystarczy jednak ustawa o ochronie przyrody. Potrzebna też jest wrażliwość, której często brakuje urzędnikom.
Boleśnie się o tym przekonał pan Jan Ś. rolnik z województwa mazowieckiego. Rzecz się dzieje w powiecie siedleckim, w gminie Skórzec.
Z działki rolnika zniknęły drzewa
15 maja ubiegłego roku pan Jan, wracając do domu po załatwieniu spraw w mieście, ze zdumieniem stwierdził, że wycięto drzewa na jego działce, a drewno jest załadowane na ciężarówkę. Wokół kręcili się strażacy, którzy wyjaśnili panu Janowi, że działają na polecenie władz. Pan Jan nie wydawał zgody na wycinkę (w myśl ustawy usunięcie drzew z prywatnej działki wymaga zgody właściciela), wezwał policję, zawiadamiając o kradzieży mienia. Po przyjeździe funkcjonariuszy drewno rozładowano do wyjaśnienia i zrzucono na działkę. Policja wszczęła postępowanie.
Co ustaliła policja?
10 marca we wsi S. odbyło się zebranie wiejskie, na którym byli obecni sołtys, wójt i radna gminy, a także prezes Ochotniczej Straży Pożarnej z O. Na zebraniu mieszkańcy zdecydowali, że trzeba wyciąć drzewa w pasie drogi gminnej. Podjęto uchwałę: strażacy OSP otrzymają pieniądze z funduszu sołeckiego wsi na cele remontowe i wytną drzewa i krzewy z drogi obok posesji pana Jana. Pozyskane drzewo miało zostać przekazane do szkoły podstawowej w G.D.
15 maja strażacy wycięli 11 drzew. Prezes OSP wyjaśnił, że był przekonany, że drzewa stanowią własność gminy. 27 czerwca 2021 r. policja umorzyła postępowanie. Z treści postanowienia wynika, że było ono prowadzone tylko pod kątem kradzieży, a do kradzieży nie doszło, gdyż strażacy działali w zamiarze nieumyślnym. Wartość drewna wyceniono na 771 zł. Śledczy sugerowali, że pan Jan może dochodzić swoich roszczeń na drodze cywilnej.
Zastanawiające, że policja nie prowadziła śledztwa pod kątem zniszczenia mienia i że jego wartość oceniono tak rażąco nisko. Wśród drzew znajdowały się dwie cenne stuletnie akacje. Dendrolog, zatrudniony prywatnie przez pana Jana, same akacje oszacował na kwotę ponad 30.000 zł.
Pan Jan zaskarżył policyjne postanowienie. Sąd nie uwzględnił zażalenia, zajmował się tylko zarzutem kradzieży drewna. Stwierdził, że strażacy działali w dobrej wierze, byli przekonanymi, że drzewa rosną na drodze gminnej, a przywłaszczenie drewna ostatecznie nie nastąpiło. Sąd zasugerował też, że skarżący może dochodzić swoich roszczeń na drodze cywilnej.
Zlekceważone próby polubownego załatwienia sprawy
Pan Jan, mimo że poniósł duże straty i wyrządzono mu rażącą krzywdę, dążył do polubownego załatwienia sprawy. 16 czerwca zwrócił się do prezesa OSP o pocięcie drewna na opał i uprzątnięcie terenu, a nadto o symboliczne odszkodowanie w wysokości 5.000 zł. Żądanie to było skromne wobec zniszczenia. Akacja ma dużą wartość ekologiczną, a drewno akacjowe jest cennym materiałem budowlanym. W piśmie z 20 czerwca prezes OSP odpowiedział, że działał na zlecenie oraz że gotów jest do porozumienia z panem Janem pod warunkiem, że przystąpią do niego władze gminy.
Niestety wójt gminy uchylał się od odpowiedzialności. Twierdził – mimo przeciwnych ustaleń policji i zeznań świadków – że nie było żadnego porozumienia między nim i strażakami, a za szkodę odpowiada wyłącznie OSP. 3 września 2021 r. wydał decyzję o wymierzeniu strażakom kary administracyjnej w wysokości 12.700 zł za wycięcie bez zezwolenia dwóch akacji z działki pana Jana. Nb. w decyzji zaniżono liczbę wyciętych drzew. Decyzja ta nie stanowiła żadnego zadośćuczynienia dla pokrzywdzonego, a była tylko karą w związku z naruszeniem interesu publicznego.
Strażacy nie odwołali się od tej decyzji, a kara nie została – mimo dwutygodniowego terminu – uiszczona. 27 października Rada Gminy orzekła, że skarga na działalność wójta jest bezzasadna.
To orzeczenie to jakieś kuriozum. Strażacy – zgodnie z ustawą o ochronie przyrody – nie mogli wystąpić o zezwolenie na wycięcie drzew, gdyż nie byli właścicielami gruntów, na których one rosły. O takie zezwolenie i to do starosty mogła wystąpić tylko gmina, jako zarządca drogi, i to tylko wówczas, gdyby drzewa rosły na działce gminnej. We wniosku musiałyby być przedstawione liczne dane, m.in. wykaz drzew do usunięcia (wraz z numerami drzew na mapie, obwodami pni i przyczyną ich zamierzonego usunięcia), a także oświadczenie o posiadanym tytule do władania nieruchomością, mapa określającą usytuowanie drzew, ewentualny plan nasadzeń zastępczych, etc.
Gmina nie zebrała takich danych i nie wystąpiła o zezwolenie. Działanie „na rympał” spowodowało, że wycięto drzewa z działki prywatnej bez wiedzy i zgody właściciela. Wójt nie może obarczać winą strażaków, gdyż nie poinformował ich o tym, że nie wystąpił o niezbędne zezwolenie do starosty, a nadto dał strażakom gminny samochód do przewiezienia drewna do szkoły podlegającej gminie (nb. jej dyrektorem jest jego bratowa), co sugeruje, że o żadne zezwolenie nie zamierzał się ubiegać.
Wójt uchylił się od odpowiedzialności, obarczył winą strażaków, w końcu odrzucił wniosek pana Jana o pozasądowe porozumienie. Takie stanowisko wyraził w piśmie z 27 kwietnia br. Przewodniczący rady gminy w ogóle nie wypowiedział się w tej sprawie.
Kto jeszcze kryje wójta?
Prokuratura i policja w sposób oczywisty mataczą. 30 marca br. pan Jan złożył wniosek do prokuratury o uzupełnienie śledztwa. Zwrócił uwagę, że dotychczasowe postępowanie było prowadzone tylko pod kątem ewentualnej kradzieży drewna, natomiast nie zbadano czynu zniszczenia mienia, w tym cennego starodrzewia. Nie zbadano też, czy władze gminny nie dopuściły się czynu przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków.
6 kwietnia 2022 r. prokuratura rejonowa pismem (a nie postanowieniem) stwierdziła, że nie uzupełni śledztwa, gdyż nie ma w nim żadnych nowych okoliczności. Jest to zdumiewające, gdyż kradzież i zniszczenie mienia, to są dwa różne przestępstwa. Poza tym kwestia zniszczenia mienia nie mogła być nawet badana w poprzednim postępowaniu, gdyż jest to przestępstwo ścigane na wniosek, a takiego wniosku policja się nie dopatrzyła,
17 maja br. prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa, twierdząc, że wójt wykonał wszystkie czynności zmierzające do wyjaśnienia sprawy, ponieważ ukarał OSP karą administracyjną. Organa śledcze nie dopatrzyły się żadnych nieprawidłowości w nałożeniu tej kary, mimo że to na gminie jako zarządcy drogi ciążył obowiązek uzyskania zezwolenia na wycięcie drzew, a strażacy działali na zlecenie gminy.
Postanowienie z 30 czerwca 2021 r. obarcza gminę odpowiedzialnością za błędne działanie OSP, ale postanowienie z 17 maja obwinia tylko strażaków. Jest to rażące i niezrozumiałe fałszowanie faktów w interesie byłego policjanta, a obecnie wójta gminy.
Także starostwo, pod kierownictwem syna ważnego posła T., nie ustaliło do tej pory winnego, mimo że bada tę sprawę już prawie od roku.
Z przykrością trzeba stwierdzić, że dobra ustawa o ochronie przyrody i przepisy cywilne promujące pozasądowe rozstrzyganie sporów, to tylko piękna idea, nieznajdująca odzwierciedlenia w praktyce. Urzędnicy mają czas, by przewlekać sprawy oraz dysponują publicznymi pieniędzmi, by się sądzić. We wrześniu wydział karny sądu rejonowego rozpatrzy zażalenie pana Jana na postanowienie prokuratury.