Po czterdziestu latach fenomen „Solidarności” nazywany jest często, zwłaszcza przez młodych historyków i publicystów, a nawet byłych działaczy, ruchem społecznym, a okres, w którym „Solidarność” działała, karnawałem. Nie bardzo lubię tę nazwę. Bliższe mi jest określenie historyka dr Łukasza Kamińskiego, że wybór Polaka na Papieża i jego pielgrzymka do Polski zaowocowały tym, że niemożliwe stało się możliwe.
„Solidarność” można nazwać ruchem społecznym, ale tylko w pierwszym okresie, gdy po podpisaniu w Gdańsku porozumień już od pierwszych dni września spontanicznie zawiązywały się komitety założycielskie wolnych związków zawodowych w całej Polsce, w tym także na większości uczelni wyższych. Na Akademii Medycznej we Wrocławiu Komitet Założycielski NSZZ „Solidarność” powstał 3 września 1980 roku.
Jedynym dokumentem, jakim dysponowaliśmy 3 września, był komunikat Strajkowego Biuletynu Informacyjnego z 31 sierpnia, który zawierał projekt statutu. W punkcie 4. tego projektu informowano nas: Na Wybrzeżu Gdańskim tworzy się Międzyzakładową Organizację Związku zrzeszającą pracowników zakładów pracy z tego terenu. W jego skład wchodzą także pracownicy tych załóg pracowniczych, które zrzeszyły się w Międzyzakładowym Komitecie Strajkowym w Gdańsku. Rodziło to pytanie: co z nami?
We Wrocławiu strajki rozpoczęły się dopiero 26 sierpnia, a Dolnośląski Komitet Założycielski NSZZ „Solidarność” był w powijakach, niewiele można było się tam dowiedzieć. Postanowiliśmy udać się po wytyczne do źródła, czyli do Gdańska. W MKS skierowano nas do dr. Jana Niżnikiewicza, który reprezentował zespół do spraw kontaktów z uczelniami wyższymi i służbą zdrowia.
W tym czasie niechęć Lecha Wałęsy oraz jego doradców do tworzenia jednego ogólnokrajowego związku była tak duża, że przybywający do Gdańska delegaci komitetów założycielskich „Solidarności” różnych branż tworzyli ogólnopolskie komisje porozumiewawcze komitetów założycielskich „Solidarności” pracowników danej branży. Powstawały małe, skupiające po kilkanaście komitetów założycielskich, takie jak na akademiach medycznych, ale były i bardzo duże, liczące po kilkadziesiąt komitetów założycielskich, na przykład służby zdrowia czy oświaty. „Solidarność” rodziła się w bólach. Panował chaos. 5 września 1980 roku region mazowiecki uchwalił swój własny statut podobny do gdańskiego, który ograniczał związek terytorialnie i liczbowo do załóg strajkujących w rejonie. Środowiska naukowe też nie próżnowały. 10 września w Warszawie odbyło się zebranie nowego niepowiązanego z „Solidarnością” związku pracowników nauki i techniki, a w Hucie Katowice trwał nadal strajk.
Władze komunistyczne podpisały trzy pierwsze porozumienia w Szczecinie, Gdańsku i w Jastrzębiu w ciągu pięciu dni, a z Katowicami zwlekały prawie dwa tygodnie. Pierwsze trzy porozumienia nie przesądzały, jaką strukturę i zasięg będą miały związki, porozumienie katowickie gwarantowało prawo do powoływania niezależnych związków zawodowych o zasięgu krajowym. Był to moment przełomowy do powstania „Solidarności”.
W tym czasie już we wszystkich akademiach medycznych (AM) pracowały komisje postulatowe powołane przez komitety założycielskie „Solidarności”, a ich przedstawiciele w Gdańsku uzgadniali ostateczną wersje „Memoriału” w sprawie reformy struktury i funkcji AM w Polsce. Po dokonaniu uzgodnień, cały czas do 17 września trwały dyskusje delegacji z rożnych regionów Polski – co dalej? Udział Lecha Wałęsy w tych negocjacjach można spuentować jego anegdotycznym już powiedzeniem „jestem za, a nawet przeciw”. Do tego, że ma powstać jeden związek, a nie federacja związków, jak sugerował Jacek Kuroń, dość szybko przekonali uczestników obrad delegaci z dwóch regionów katowickiego pod przewodnictwem Andrzeja Rozpłochowskiego i wrocławskiego pod przewodnictwem Karola Modzelewskiego. Ciągle pozostawała nierozwiązana kwestia, jak w jednym związku zadbać o interesy mniejszych grup pracowniczych, żeby nie zostały zdominowane przez większe grupy.
Nasi przedstawiciele, z prof. Zbigniewem Chłapem z krakowskiej AM na czele, doskonale rozumieli ten problem. Akademie medyczne są placówkami naukowymi, dydaktycznymi oraz leczniczymi, od lat trwały dyskusje, czy mamy podlegać pod resort zdrowia czy oświaty i szkolnictwa wyższego. Powoli dochodzono do konsensusu. Kiedy 17 września delegaci z różnych regionów Polski przyjechali do Gdańska, Jan Olszewski zaapelował, żeby wszystkie ogniwa tego nowego związku zarejestrowały się jako jeden związek oparty na zasadach demokracji bezpośredniej, tak aby każdy członek związku miał wpływ na decyzje podejmowane przez władze związku. Jego przemówienie przyjęto z aplauzem, a 22 września zatwierdzono projekt statutu „Solidarności”. Jan Olszewski stworzył podstawy prawne do powstania najbardziej demokratycznej struktury związku zawodowego. Pracownicy jednego lub kilku zakładów pracy mogli się zrzeszać w podstawową komórkę organizacyjną związku, wybierając komisję zakładową działającą w interesie swoich członków. Ponadto komisje zakładowe, na zasadzie dobrowolności, mogły się łączyć z innymi komisjami, organizując zarówno struktury regionalne, jak i branżowe, do których wysyłały swoich delegatów, aby tworzyć tzw. komisje porozumiewawcze o zasięgu regionalnym i krajowym.
Zaczęła się mozolna praca komitetów założycielskich. W pierwszej kolejności przystąpiono do tworzenia tzw. kół związkowych. Pracownicy należący do „Solidarności” mieli zupełną swobodę, pod warunkiem jednak, że koło nie mogło liczyć mniej niż dziesięcioro członków. W listopadzie przystąpiono do wyborów przewodniczących kół oraz delegatów na Zakładowe Walne Zebranie Delegatów (jeden delegat na dziesięcioro członków związku). Grudzień to był miesiąc demokratycznych wyborów uczelnianych Komisji Zakładowych „Solidarności” na większości uczelni w Polsce. Na Walnych Zebraniach Delegatów, wybierano przewodniczącego Komisji Zakładowej i członków Komisji Zakładowych oraz Komisji Rewizyjnych. W dniu wyborów kończyły swoją działalność Komitety Założycielskie NSZZ „Solidarności”, a zaczynały działać Komisje Zakładowe. Każda struktura organizacyjna „Solidarności” była dostosowana do potrzeb pracowników i wielkości zakładu pracy, na przykład na Politechnice Wrocławskiej liczba członów liczyła ponad 6500 na 7500 zatrudnionych, więc tworzono jednostki pośrednie między kołami a Komisjami Zakładowymi, tzw. organizacje oddziałowe. W naszej Akademii Medycznej do „Solidarności” przystąpiło ponad 1200 pracowników na 2000 zatrudnionych i takiej potrzeby nie było.
Komisja Zakładowa utworzyła pięć zespołów roboczych, których przewodniczący wchodzili w skład Prezydium Zespół do spraw socjalno-bytowych zajął się porządkowaniem uczelnianego podwórka, natomiast zespół do spraw odnowy uczelni włączył się w ogólnokrajową akcję szeroko rozumianego świata nauki – wysyłał swoich delegatów do regionalnej (wrocławskiej) i krajowej Komisji Porozumiewawczej Nauki. Natomiast zespół do spraw kontaktów ze Służbą Zdrowia współpracował z regionalną i ogólnokrajową Komisją Porozumiewawczą Służby Zdrowia. W taki sposób tworzyła się sieć powiązań branżowych, w których każda grupa zawodowa mogła rozwiązywać własne problemy zawodowe, a każdy z członków „Solidarności” w swoim kole związkowym brać czynny udział, wyrażając swoją opinię przez system referendalny lub ankietowy, które były powszechnie stosowane w „Solidarności”.
System ankiet był stosowany przez OKPN przy tworzeniu solidarnościowego projektu ustawy o szkolnictwie wyższym. Ważne referendum wewnątrzzwiązkowe władze związku przeprowadziły w marcu 1981 roku, gdy doszło do pobicia działaczy „Solidarności” w Bydgoszczy. Sposób przygotowywania się do strajku generalnego dobrze świadczy o organizacji struktur związkowych. W wyniku referendum zdecydowana większość (90 proc.) związkowców opowiedziała się za strajkiem generalnym. Komisje Zakładowe przekształcono w Zakładowe Komisje Strajkowe, a ich członkowie wyznaczyli swoich zastępców na wypadek aresztowań. Moim zastępcą został Zdzisław Ojrzyński kolega z katedry biochemii. Wyznaczono 24-godzinne dyżury. Związkowcy służby zdrowia przygotowali zaplecze medyczne na wypadek pacyfikacji strajkujących zakładów pracy. Krajowa Komisja Porozumiewawcza ogłosiła czterogodzinny strajk ostrzegawczy na 27 marca, a na 31 marca strajk generalny w wypadku braku porozumienia. Atmosferę gotowości strajkowej wzmacniało bardzo duże poparcie społeczne, stanęła cała Polska.
Odwołanie strajku generalnego przez grupę negocjującą z Wałęsą na czele, bez uzgodnienia z Krajową Komisją Porozumiewawczą, podzieliło związkowców. Na znak protestu Karol Modzelewski złożył rezygnację ze stanowiska rzecznika KKP. Została złamana podstawowa zasada obowiązująca w „Solidarności”: żadnemu działaczowi związkowemu nie wolno było się wypowiadać, a tym bardziej podejmować decyzji w imieniu swojej macierzystej komórki związkowej. Ta zasada była bardzo dobra dla nas, działających na uczelniach. Zabezpieczała nas przed różnego typu naciskami czy wręcz szantażami i ograniczała wpływ konfidentów. Taki tryb działania wymagał od nas dużego zaangażowania, wypracowywania wspólnego stanowiska. Ta hiperdemokracja, jak nazywają ją niektórzy historycy (ja nazwałabym ją jawnym i kolegialnym podejmowaniem decyzji,) odróżniała „Solidarność” od innych organizacji działających w zakładach pracy, takich jak PZPR czy CRZZ.
Po marcu „Solidarność” już nigdy więcej nie zmobilizowała tak mocno swoich członków.