6,4 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia, 2024

Niepodległość cenniejsza od innych, bo kosztująca więcej – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Janina Broniewska zapisała w swoich wspomnieniach wydarzenie z pierwszych dni sierpnia roku 1944. Mieszkała wtedy w nomenklaturowej dzielnicy Moskwie, a przyszła do niej zapłakana Wanda Wasilewska mówiąc: „Stalin mi powiedział, że Polska nie jest godna, by ją przyłączyć do Związku Sowieckiego”.

Nawet powątpiewający w wiarygodność tej relacji nie kwestionują kilku zbieżnych z nią faktów. Równocześnie z dokonywaną w roku 1940 eksterminacją polskich elit Stalin planował bowiem utworzenie „polskich” sił zbrojnych, złożonych wyłącznie z ludzi bez reszty oddanych Sowietom. Ich zalążkiem była grupa rekrutowana w podmoskiewskiej „willi szczęścia” przez agenta NKWD Zygmunta Berlinga w tym samym czasie, w którym byli mordowani oficerowie dotąd więzieni w Starobielsku, Ostaszkowie i Kozielsku. Przyjęte kryterium oznaczało, że planowana jednostka wojskowa nie mogłaby być liczna, ale bez wątpienia celem jej sformowania byłoby dołączenie do atakującej Europę Armii Czerwonej oraz zaprowadzenie bolszewickiego terroru na ziemiach zamieszkanych przez Polaków. Z ich części zapewne miała powstać struktura administracyjna, w postaci niewielkiej polskiej republiki sowieckiej. Czy te plany uległy zasadniczej zmianie po wybuchu wojny niemiecko- sowieckiej? Wiadomo, że osobą polskiej narodowości, mającą ze Stalinem najbliższe relacje, była właśnie Wasilewska i nie ulega też wątpliwości, że Polską jej marzeń był nasz kraj w postaci kolejnej republiki Związku Sowieckiego. Fakt, że tak się nie stało, renegatka ta przeżyła tak ciężko, że po wojnie nie wróciła do Polski i do śmierci w roku 1964 była członkiem różnych sowieckich gremiów, m.in. deputowaną do Rady Najwyższej ZSRS.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Pewną orientację w planach, jakie Stalin miał w sprawie Polski w latach 1942–44, może dać działalność sowieckiej agentury w Wielkiej Brytanii i USA. Odnosiła ona duże sukcesy na polu propagandy, przedstawiającej Związek Sowiecki i Stalina w niesłychanie korzystnym świetle przy równoczesnym oczernianiu Polski jako rzekomego niemieckiego kolaboranta i główny czynnik destrukcyjny koalicji antyhitlerowskiej. Hollywood produkował filmy o bohaterskiej Armii Czerwonej, a miesięczniki w rodzaju „National Geographic” opisywały piękno Związku Sowieckiego, zaliczając do jego terytoriów wszystko, co znajdowało się na wschód od linii w 1939 roku wyznaczonej paktem Hitler-Stalin. W Białym Domu największy wpływ na zdziecinniałego Roosevelta miał sowiecki agent Harry Hopkins. Prawdopodobnie z jego działalnością należy wiązać fragmentarycznie zachowane szkice granicy Polski, do jakich Waszyngton przymierzał się po konferencji w Teheranie. Roosevelt i Churchill zaakceptowali wtedy zachowanie przez Stalina nabytków terytorialnych, jakie ZSRS zyskał w sojuszu z Niemcami, oraz ideę „pewnych rekompensat terytorialnych dla Polski kosztem Niemiec”. Z waszyngtońskich szkiców jednak wynika, że na początku 1944 roku rozważano tam „rekompensatę” ledwie symboliczną. Według wszystkich wariantów z zachowanych szkiców granica Polski z Niemcami miała być krótka i na mapie wyglądała jak prostopadła kreska zaczynająca się w okolicach Kołobrzegu lub Słupska i kończąca na Odrze. Oznaczać to więc mogło, że nawet duża część Wielkopolski (z licznymi powiatami przedwojennego województwa poznańskiego!) znalazłaby się w Niemczech. Według każdej z tych koncepcji terytorium Polski liczyłoby znacznie poniżej 200 tys. km, a wcale nie ma pewności, czy autorzy tych powstających w Białym Domu „rysowanek” mieli na myśli Polskę jako byt w jakikolwiek sposób odrębny czy też jedynie – kolejną sowiecką republikę. Jedno można jednak przyjąć jako niemal pewne: na przełomie 1943 i 1944 roku wszyscy członkowie „wielkiej trójki” zakładali, że rozmiar powojennej Polski będzie ponad dwukrotnie mniejszy od przedwojennej. Co więc się wydarzyło w późniejszych miesiącach roku 1944?

Melchior Wańkowicz w książce o Monte Cassino podkreśla, że wiadomości z tego właśnie miejsca przez wiele miesięcy stanowiły jeden z tematów numer jeden całej prasy Zachodu. I że decyzja gen. Andersa, by przyjąć propozycję marszałka Alexandra w sprawie zdobywania przez Polaków punktu skupiającego uwagę świata, miała na celu właśnie mocne przypomnienie sprawy naszego państwa i narodu. Zdaniem Wańkowicza śledzącego i media, i bieg politycznych wydarzeń, ten cel przynajmniej w jakiejś mierze został wówczas osiągnięty. Z dużo późniejszej książki Evena McGilvraya „Marsz czarnych diabłów” dowiadujemy się, że dość podobną rolę odegrały wówczas wyczyny jednej z najlepszych dywizji pancernych całej II wojny światowej dowodzonej przez gen. Maczka. Bohaterstwo i finezja, z jaką Polacy wyzwalali belgijskie miasta, nie narażając ich na zniszczenie, w podobny sposób przypominały o Polsce i jej prawach. A także o tym, że te dokonania Polaków nie były pojedynczymi epizodami, lecz częścią ofiary ogromnej, nadzwyczaj chwalebnej, dla wielu narodów dobroczynnej. Polscy marynarze (wykrwawiający się w obronie niezliczonych konwojów), lotnicy (amerykańskie wyprawy bombowe żądały obstawy polskich myśliwców, bo żadne inne nie broniły ich tak zaciekle) też zadawali kłam propagandowej furii Stalina, według której „faszystowscy Polacy przeszli na stronę Hitlera”. A co by było, gdyby nie wielki zbrojny czyn walczących w kraju? Czy można było liczyć, że niepodjęcie walki w Warszawie ocaliłoby jej ludność i zabudowę? Bo jakimś cudem miasto nie podzieliłoby losu podobnie zrównanych z ziemią Mińska czy Budapesztu? Z sowieckich rąk zginęło niewiele mniej Węgrów niż w Warszawie Polaków z rąk niemieckich? Powstrzymanie się Polaków od walki zostałoby wykorzystane przez Stalina jako dowód, że poza jego prosowiecką Armią Ludową żadna inna antyniemiecka siła zbrojna w okupowanej Polsce nie istniała. I nikt równie dobitnie, jak on, nie potrafiłby udowodnić takiego „faktu” metodami, stanowiącymi kwintesencję jego specjalności. Armia Krajowa, która zbrojnym czynem dobitnie nie udowodniłaby swego heroizmu i swojej wielkości, zginęłaby w śniegach Sybiru i dołach nowych Katyniów. Ci zaś, którzy w tak wyniszczonej Polsce marzyliby jeszcze o jej niepodległości, nie wzrastaliby na świadomości dziedziczenia bohaterskiej tradycji, ale w udręce moralnego obciążenia, jakim byłby historyczny spadek w postaci haniebnej rejterady i rezygnacji z ostatniej szansy.

Trudno ocenić, jaką wagę miał argument, że „za spaloną stolicę Niemcy muszą zapłacić Wrocławiem”, podniesiony po unicestwieniu Warszawy, po zagładzie dokonanej w następstwie jednej z największych bitew II wojny światowej, jaką było przecież Powstanie. Nie zapominajmy też, że nie była to jedynie bitwa, lecz działająca jawnie od 1 sierpnia do 5 października polska państwowość z legalnymi przedstawicielami rządu (m.in. pierwszym wicepremierem), siłami zbrojnymi, kulturą, mediami (ostatnią audycję powstańczego Radia Błyskawica wyemitowano 4 października) i innymi atrybutami niepodległego bytu. Wiele jednak wskazuje na to, że tak jak na konferencji wiedeńskiej w roku 1815 Polakom, potężnie manifestującym wolę istnienia w dobie napoleońskiej, przyznano namiastkę państwową w postaci Królestwa Polskiego, tak czyn zbrojny roku 1944 też przyniósł pewne skutki. Przede wszystkim skłonił mocarstwa zachodnie do przychylniejszego ustosunkowania się do terytorialnej rekompensaty, zwanej Ziemiami Odzyskanymi. Zarazem relacja Janiny Broniewskiej wydaje się wiarygodna, gdyż wydarzenia tego roku ostatecznie mogły Stalinowi uświadomić, że bezpieczniejsza dla niego będzie Polska nie jako kolejna republika, ale jako kraj w rzeczywistości przez ZSRS zdominowany, lecz posiadający atrybuty państwa. Sowiecki satrapa sprecyzował i przeforsował też wtedy swoją koncepcję zachodniej rubieży Polski, w której znalazł się Szczecin, a upierając się przy granicy na Nysie Łużyckiej, a nie Kłodzkiej, dołączył do naszego kraju nie tylko Wrocław, ale też Zieloną Górę, Kłodzko i Wałbrzych. Oczywiście jak zawsze jego intencje i tym razem były z piekła rodem. Dając Polsce więcej ziem wcześniej należących do Niemiec, spodziewał się, że sam lęk o ten stan posiadania będzie zmuszał Polaków do oddawania się pod opiekę Związku Sowieckiego. Per saldo – i rezygnacja ze sprowadzenia naszej ojczyzny do statusu republiki sowieckiej, i lepsze granice na zachodzie – były jednak dla Polski korzyściami ogromnej miary.

Powtórzę, że powyższa interpretacja wydarzeń, z których kluczowe było Powstanie Warszawskie, oparta jest na źródłach ledwie szczątkowych oraz wnioskach, które uważam za bardziej uprawnione od tych, jakimi posługują się przeciwnicy czynu zbrojnego, podjętego w roku 1944. A oczywistością niepodważalną jest to, bezprzykładnie dużo krwi musieli wylać nasi ojcowie za każdą piędź polskiej ziemi i za najmniejszy nawet okruch polskiej wolności. Tym większą jesteśmy im za to winni wdzięczność, pamięć i cześć. I tym bardziej powinniśmy pilnować skarbu niepodległości.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content