4,6 C
Warszawa
środa, 24 kwietnia, 2024

Woda dla rolnictwa – Adam Maksymowicz

26,463FaniLubię

Susza dotknęła już piętnaście województw w kraju. Jest to kolejna katastrofa po suszy w 2018 r. Rolnicy mają dostać odszkodowanie za utracone plony. Produkty rolne i ogrodnicze wyraźnie drożeją. Na wolnym rynku jest to normalne. Droższa produkcja podnosi ceny.

To z jednej strony nic nadzwyczajnego, bo kto ma wpływ na taką, a nie inną pogodę? Nikt. Okazuje się, że z tym brakiem wpływu, to nie jest cała prawda. Chodzi o ocieplenie klimatu, które coraz mocniej zaznacza się na całym globie od przełomu XX i XXI wieku. Niektórzy usiłują z nim walczyć w skali światowej niczym szlachetny Don Kichot. Piękne apele, a nawet i kary za odprowadzanie dwutlenku węgla do atmosfery na razie nie przynoszą żadnych skutków poza wydawaniem miliardów dolarów na ten cel. Efektem ocieplającego się klimatu są wspomniane susze tak dokuczliwe dla produkcji żywności. Jeżeli będą się one powtarzać, co jest całkiem możliwe, to żywność nie tylko będzie coraz droższa, ale będzie jej coraz mniej. Jak wiadomo brak chleba zawsze był problemem politycznym i wywoływał zamieszki, zmiany rządów połączone często z wojnami w kraju lub zagranicą. Wystarczy przypomnieć powody rewolucji francuskiej czy konflikty Irlandczyków z Brytyjczykami. Z tych lekcji należałoby wyciągnąć wnioski i zawczasu zapobiegać podobnym następstwom braku żywności.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Powódź i susza

To dwa odwrotne procesy przyrodnicze. Technologia zapobiegania im jest prawie taka sama. Budowa na rzekach zbiorników gromadzących wodę w czasie ulewnych deszczów ma zapobiegać powodziom. Podczas suszy opróżnia się zbiorniki i zasila wyschnięte koryta rzek, aby umożliwi pobór wody dla innych celów. Niestety z tymi zbiornikami nie jest najlepiej. Jest ich za mało. Dlatego prawie każdego roku ulewne deszcze powodują powodzie, a następujące po nich susze degradują rolnictwo. Budowa zbiorników jest kosztowna, liczona w milionach i miliardach złotych. Ponadto najważniejsze zbiorniki są budowane w żółwim tempie. Wystarczy wspomnieć, że zbiornik przeciwpowodziowy „Racibórz” na Górnej Odrze mający chronić jej dolinę przed powodzią powstawał przez ponad dwadzieścia lat! Podobnie stopień wodny na rzece w Malczycach – jego budowa trwała tyleż samo lat. To skandal techniczny, finansowy, decyzyjny, a na koniec gospodarczy i polityczny. Budowa wielkich zbiorników wodnych na Wiśle i Odrze oraz na ich największych dopływach musi być realizowana z budżetu centralnego. Wszyscy potrzebujemy produktów żywnościowych, więc musimy też podzielać odpowiedzialność za wodę dla rolnictwa. Zarówno duże jak i małe opady trzeba przechwytywać i nie pozwalać im odpływać do morza, gdzie stają się słoną wodą nienadającą się do użycia. Rządowemu programowi budowy zbiorników wodnych na centralnych ciekach powinien odpowiadać gminny program budowy podobnych zapór na każdej rzece i strumieniu. Ich wykorzystanie należałoby połączyć z hydroenergetyką, co dawniej było standardem dla tego rodzaju inwestycji. Indywidualni właściciele ziemi też powinni zadbać o budowę stawów, hodowli rybnych i rezerwuarów wody dla własnej gospodarki. Im więcej będzie powierzchni wód śródlądowych, tym szybciej będzie też zmieniać się mikroklimat wskutek większego parowania i wilgoci w powietrzu. Tak samo jak dbamy o czyste powietrze, którym oddychamy, musimy zadbać o żywność i wodę, bez której nie przeżyjemy.

Wody podziemne

Są to najczystsze i najszlachetniejsze wody występujące w przyrodzie. Na początku naszego wieku, kiedy jeszcze wody zaliczano do kopalin użytecznych, informowano o ich stanie w „Bilansie złóż kopalin i wód podziemnych w Polsce”. Z tamtych informacji wiemy, że zasoby eksploatacyjne tych wód, czyli te, które możemy technicznie wydobywać, wynoszą ok. 2 miliony metrów sześciennych na godzinę! Tak się szczęśliwie składa, że ich największe zasoby znajdują się w województwach zwykle najciężej dotkniętych skutkami suszy. Na dobę wypada ponad 1 metr sześcienny na mieszkańca Polski. Z zastrzeżeniem, że te zasoby nie są równomiernie rozłożone i nie ma krajowej sieci wodociągowej, która wyrównywałaby istniejące różnice. Zasoby te są wykorzystywane lokalnie i to jest ich pierwszą wadą. Występujący w jednym miejscu nadmiar wody nie może być przesyłany już kilka kilometrów dalej, gdzie jest jej brak. Jednak i temu można choćby częściowo zaradzić, przy pomocy płytkich (do 100 m głębokości) studni wierconych i kopanych dla potrzeb poszczególnych wsi i lokalnych zakładów oraz dla potrzeb rolnictwa. Tego rodzaju inwestycje realizują wspólnoty np. Rodzinnych Ogródków Działkowych, które w ten sposób zyskują dużo tańszą i bardziej dostępną wodę dla celów ogrodniczych. Polska jest prawie na całym terenie od powierzchni pokryta utworami polodowcowymi, wśród których płytko zalegające warstwy piasku zawierają wody nadające się do picia i do celów gospodarczych. Dokładne mapy występowania tego rodzaju poziomów wodonośnych powinny być sporządzone dla każdej gminy w kraju. Ujęte z nich wody mogłyby skutecznie zapobiec wszelkim skutkom suszy. Tym bardziej, że jej skutki oddalone są w czasie dziesiątków lat.

Dlaczego podziemna woda nie jest kopaliną?

Prawo geologiczne i górnicze w art. 5 poz.1 stwierdza: Kopalinami nie są wody, z wyjątkiem wód leczniczych, wód termalnych i solanek. Następny artykuł tego prawa z punkcie 19. jest jakby sprzeczny z poprzednim zapisem. Podaje on definicję złoża kopaliny: Jest to naturalne nagromadzenie minerałów, skał oraz innych substancji, których wydobywanie może przynieść korzyść gospodarczą. Podział wód pitnych, bo o takie wody tutaj chodzi, na zwykłe, termalne i solanki jest naturalny. Jednak ich rozbicie na wody podlegające temu prawu i wyłączenie z tego prawa wód pitnych jest sztuczne. Zapewne w zrozumieniu tego prawa woda należy do innych substancji, których wydobywanie może przynieść korzyść gospodarczą. Ten zapis znacząco ogranicza jej wszechstronne właściwości i niezbędność nie tylko dla celów gospodarczych, ale w ogóle cywilizacyjnych, higienicznych i życiowych. Jeżeli chodzi o wody podziemne, to tak samo jak dla wszystkich innych kopalin oblicza się jej zasoby eksploatacyjne, a jej poszukiwania poniżej 100 metrów są objęte przepisami tego prawa. Jego twórcy nie przejmowali się sprzecznościami. Decydującym argumentem była dla nich wola polityczna ustawodawcy, co całą sprawę natychmiast stawiało poza wszelką dyskusją.

Nie ma problemu?

Kluczowym uzasadnieniem dla tego stanowiska było panujące w naszym społeczeństwie przekonanie, że woda pitna jest czymś powszechnym, łatwo dostępnym, czym nie warto sobie zawracać głowy. To, że spełnia ona wszelkie wymogi klasyfikacyjne dla kopaliny jest nieszczęściem, które ustawodawca koryguje w stanowionym przez siebie prawie. Ustawodawca nie chce zmienić swojego postanowienia, bo nie ma w tym żadnego interesu. Dlaczego? Ano dlatego, że z wodą pitną na ogół samorządy radziły sobie bez większych kłopotów na podstawie istniejącego prawa. Branie zasobów wodnych pod ochronę prawa górniczego i geologicznego uznawano za jeszcze jedną komplikację w stosunkowo łatwym dostępie do wody pitnej. Koronnym dowodem dla tak pojmowanego stanowiska była dotąd postawa każdego, kto po odkręceniu kranu czerpał zdatną do picia wodę. Uważano, że nie ma potrzeby stwarzać nowych regulacji, nowych decyzji o ochronie jej zasobów, jej ewidencjonowania, bilansowania i oceniania. Słowem nie widziano potrzeby takiego działania jak w przypadku uważanych za dużo cenniejsze kopaliny choćby takich, jak rudy miedzi, surowce energetyczne, budowlane, chemiczne i wszelkie inne.

Jednak ostatnie zjawiska w przyrodzie pokazują, że tę sprawę trzeba jeszcze raz dobrze przemyśleć, bo źle się dzieje z zasobami wody dla rolnictwa i produkcji żywności, a ta staje się problemem gospodarcz i coraz bardziej również politycznym.

Adam Maksymowicz

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content