5,5 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia, 2024

Ucieczka od wolności – Marian Piłka

26,463FaniLubię

Dojrzewanie to przede wszystkim proces osiągania podmiotowości i możliwości decydowania o własnym losie. Dotyczy to zarówno jednostki, jak i narodów. Dlatego dążenie do suwerenności to nie tylko marzenie o wolności, ale przede wszystkim zdolność do samodzielnego rozpoznania swej kondycji, samodzielnego decydowania o swoim przeznaczeniu i odpowiedzialności za własny los.

Jest więc wyrazem dojrzałości i umiejętności korzystania z wolności. Ale dążenie do podmiotowości nie jest wbrew pozorom zjawiskiem powszechnym. W historii mieliśmy do czynienia ze zjawiskami wyzbywania się wolności czy też z postawami, które były faktyczną rezygnacją z własnej suwerenności i podmiotowości. Rzadko jednak przejawiały się w czystej postaci. Dlatego takim ewenementem była manifestacja na placu Zamkowym 10 października ubiegłego roku w sprawie nadrzędności prawa, a właściwie decyzji unijnych nad polskim porządkiem konstytucyjnym. Otóż konstytucja jest wyrazem podmiotowości każdego narodu i jego wolności. Manifestacja na rzecz władzy przez nas niewybieranej, na którą mamy tylko iluzoryczny wpływ, była w swej istocie manifestacją na rzecz rezygnacji z wolności. Nie chodzi tu bowiem o fakt przynależności do Unii. Narody często zawierają unie czy inne formy sojuszy w celu ochrony własnej podmiotowości i wolności. Tutaj mieliśmy do czynienia z manifestacją rezygnacji z własnej podmiotowości na rzecz suwerenności instytucji, która jest od nas niezależna i która wbrew przyznanym przez nas kompetencjom, naszym kosztem rozszerza swoją władzę, pozbawiając nas niezależności. Była to więc manifestacja na rzecz rezygnacji i z podmiotowości, i wolności decydowania o sobie.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Ta manifestacja, jak też poparcie społeczne dla sił opowiadających się za rezygnacją z narodowej podmiotowości, jest znaczącym faktem politycznym, który może doprowadzić naszą wolność narodową do unicestwienia. Warto się zastanowić nad charakterem tego zjawiska.

To zjawisko nie jest w historii odosobnione. Jego głównym wymiarem jest przekonanie, że to nie my, ale inni, tzn. Komisja Europejska, biurokracja brukselska i państwa decydujące o polityce Unii lepiej niż my sami wiedzą, co dla nas jest dobre i co jest naszym interesem, dlatego powinniśmy zrezygnować nie tylko z decydowania o własnym losie, ale także uznać ich wyższość intelektualną do rozpoznania naszej kondycji. Taki sposób myślenia analizował już Arystoteles, który zauważył, że istnieją niewolnicy z urodzenia, ludzie niesamodzielni, którzy muszą podlegać innym. Jeżeli pominiemy historyczne uwarunkowania analizy Arystotelesa, to zasadnicze znaczenie ma tu rozpoznanie charakteru osobowości niewolników. Według filozofa niewolnicy to ci, którzy uważają, że inni wiedzą lepiej, co jest dla nich dobre. Niewolnik, to przede wszystkim jednostka niesamodzielna intelektualnie, niedojrzała do wolności decydowania o sobie. Niewolnikami są zarówno poszczególne jednostki, jak też społeczności. Dlatego wolność, w przypadku porządku państwowego suwerenność konstytucyjna, są zagrożeniem dla statusu niewolnika, który czerpie swoją racjonalność nie z własnej podmiotowości, ale z obcego, zewnętrznego nadania. Wolność jest bowiem zakwestionowaniem niewolniczego statusu niepodejmowania decyzji o własnym losie.

Innym przykładem, jest status wyzwoleńca w rzymskim społeczeństwie. Wyzwoleńcy to byli niewolnicy, którym właściciel dał wolność. Ale mieli oni określone obowiązki wobec swojego poprzedniego właściciela. Byli zobowiązani do wspierania go, a także do określonych powinności. W przypadku niewywiązywania się z nich, mogli być przywróceni do stanu niewolniczego. Stanowili trzon tzw. klienteli. I choć nie stanowili już bezpośredniej własności, czyli nie byli według ówczesnego prawa „mówiącymi narzędziami”, to jednak ich wolność, jak też majątek w znacznym stopniu nadal były zależne od patrona. To sprawiało, że interes patrona zawsze miał pierwszeństwo przed interesem wyzwoleńca.

W Unii Europejskiej Niemcy i Francja oczekują podobnego statusu i postaw od państw postkomunistycznych. Są one członkami Unii, czyli formalnie są wolni, ale rzeczywisty ich status ma przypominać status rzymskich wyzwoleńców. Interes państw hegemonistycznych w Unii ma wyznaczać politykę całej Unii, a współczesnym „wyzwoleńcom” pozostaje wspieranie unijnych patronów. Problem w tym, że państwa postkomunistyczne nie uzyskały wolności od zachodnich państw europejskich aspirujących obecnie do roli „patronów”.

Z podobnym zjawiskiem mieliśmy także do czynienia w koloniach i później w państwach postkolonialnych. W koloniach, w celu łatwiejszego zarządzania nimi, państwa kolonialne wykształciły elity, którym przyznano także pewne przywileje za kolaborację i udział w eksploatacji ujarzmionych ludów. Warstwa ta nosząca nazwę burżuazji kompradorskiej, często wykształcona w metropoliach, za przyznane przywileje wiernie wysługiwała się państwom kolonialnym. Jej punktem odniesienia nie był interes miejscowej ludności, a interes metropolii. Przywileje wynikały z reprezentowania interesów państwa kolonialnego. Dlatego elity często aktywnie przeciwstawiały się dekolonizacji, a po dekolonizacji reprezentowały przede wszystkim interesy gospodarcze i polityczne byłych metropolii. Była to warstwa także skolonizowana intelektualnie. Kategorie interesu byłych metropolii były traktowane jako wartości uniwersalne obligujące także społeczności postkolonialne. Odzyskiwanie podmiotowości przez państwa postkolonialne było nie tylko procesem ekonomicznej czy politycznej, ale także intelektualnej dekolonizacji.

I tu dochodzimy do mentalności państw postkomunistycznych. W tych państwach system komunistyczny zablokował naturalną reprodukcję elit – ich miejsce zajęły elity ukształtowane przez komunizm. Elity państw postkomunistycznym, nie są kontynuatorami elit przedwojennych, ale są „elitami” nowego typu. Są to na ogół środowiska, które nie tyle przeszły drogę awansu społecznego, co przede wszystkim szkołę totalitarnej indoktrynacji. I choć przezwyciężyły one marksistowskie „ukąszenie”, to jednak świat ich pojęć, siatka pojęciowa rzeczywistości, a także destrukcja dziedzictwa narodowego postrzeganego jako „wsteczne” stały się trwałą cechą tej postmarksistowskiej formacji. I choć społeczeństwa tych państw wyzwoliły się z komunistycznej opresji, to pozostał gruby osad ideologicznej indoktrynacji i kulturowego wykorzenienia. Aleksander Sołżenicyn trafnie określił jej charakter mianem wykształciuchów, ludzi, którzy co prawda otrzymali wyższe wykształcenie zawodowe, ale są pozbawieni tradycyjnej formacji kulturowej, wykorzenieni z narodowego i religijnego dziedzictwa i szukający swego kulturowego zakorzenienia w ideologicznych ersatzach. Takim ersatzem stała się ideologia „europejska”, która sama jest wyrazem cywilizacyjnego i narodowego wykorzenienia i lewicowej reinterpretacji europejskiego dziedzictwa. Jej fundamentem jest postrzeganie Unii Europejskiej, tworu sztucznego, jako ważniejszego od naturalnej wspólnoty, czyli naród. Zaś naród jest traktowany jako zagrożenie dla „integracji europejskiej” rozumianej jako zniszczenie państw narodowych. Ideologia ta dostarcza bowiem fałszywego uniwersalizmu, uzasadniającego proces narodowego i religijnego wykorzenienia. Społeczeństwa postkomunistyczne cechuje głęboki kompleks niższości, wynikający z cywilizacyjnego zapóźnienia spowodowanego komunistycznym zniewoleniem. I współcześnie także propagowany przez media i instytucje państwa postkomunistycznego. Kompleks ten wyrażający się w haśle „powrotu do Europy” wskazywał, że miarą naszych działań mają być decyzje szuflowane przez zachodnich decydentów. Imitacja zewnętrznych wzorów i brak samodzielności intelektualnej stały się wyrazem aspiracji postkomunistycznego społeczeństwa. Propaganda destrukcji narodowej tożsamości i propagowanie pedagogiki wstydu jeszcze bardziej wzmocniły postawy kompleksu wobec instytucji zachodnich. Zaś brak edukacji klasycznej kształcącej samodzielność myślenia, ułatwia manipulowanie postawami społecznymi. Kompleks niższości i brak autentycznych elit wykształcił postawę, która jest współczesną wersją niesamodzielności intelektualno-politycznej, będącą nowoczesną, postkomunistyczną wersją zjawisk występujących w historii. Kompleks narodowej niższości jest tu rekompensowany przez ideologicznie rozumianą europejskość niewystępującą na Zachodzie. Dla zachodnich Europejczyków, którzy nie przeszli totalitarnej szkoły prania mózgów, Europejczykiem jest się dlatego, że jest się Francuzem, Niemcem, Włochem czy Anglikiem. „Europejskość” beznarodowa to typ mentalności występujący w postkolonialnych państwach afrykańskich. Wykorzenienie i skłonność do myślenia ideologicznego wyraża się m.in. w przedkładaniu lojalności wobec sztucznych instytucji, takich jak Unia, nad lojalnoś wobec naturalnych wspólnot, jakim jest naród. Stąd też brak samoidentyfikacji w kategoriach narodowych i w konsekwencji brak myślenia w kategoriach interesu narodowego. Kompradorskie poczucie przynależności do cywilizacji uniwersalnej jest swoistą protezą własnej tożsamości. To mentalność ludzi bez korzeni i bez tożsamości. To nie Europejczycy, którymi mogą być obywatele swoich ojczyzn, ale intelektualny i moralny proletariat bez Ojczyzny i bez Boga. To formacja uczestnicząca w cywilizacji europejskiej w podobnym zakresie, w jakim korzystali z helleńskiej cywilizacji niewolnicy, z rzymskiej wyzwoleńcy czy z zachodnioeuropejskiej burżuazja kompradorska państw afrykańskich. Mamy bowiem do czynienia zarówno z arystotelesowską mentalnością niewolniczą uznającą, że inni mają prawo do rozpoznania naszej kondycji i decydowaniu o naszym losie, postawie wyzwoleńców uznających prawo patronów do egzekwowania swoich praw wobec postkomunistycznej klienteli, jak też z wykształceniem się, co prawda, nie burżuazji kompradorskiej, ale formacji intelektualnej na poziomie pracowników korporacji, dla których lojalność wobec zachodnich mocodawców jest ważniejsza od lojalności wobec własnego narodu. I którzy podobnie jak burżuazja kompradorska traktują własny kraj z kolonialną wyższością. To współczesna wersja rezygnacji z własnej podmiotowości na rzecz zewnętrznych mocodawców.

To właśnie dla tych grup, które traktują ekonomiczne, polityczne i kulturowe interesy naszych zachodnich sąsiadów jako wartości uniwersalne, uznanie konfliktowości naszych interesów z interesami tamtych stanowi zagrożenie zarówno w płaszczyźnie poznawczej, jak i w płaszczyźnie ekonomicznej. To dlatego uznanie narodowej podmiotowości budzi taki opór wśród znacznej części opinii publicznej. Oznacza bowiem w płaszczyźnie intelektualnej konieczność samodzielnego, a nie imitacyjnego określenia własnej kondycji i własnej tożsamości. Oznacza także, że odrzucenie dotychczasowego modelu neokolonialnej gospodarki jest zagrożeniem dla ich pozycji społecznej i ich prestiżu. A zatem uderza zarówno w kompleksy jak i interesy znacznej części „młodych, wykształconych, z dużych miast”.

To właśnie ta grupa najbardziej boi się narodowej podmiotowości i manifestuje za parawanem „europejskości” swoje wykorzenienie, pogardę dla własnego kraju i kolonialną wyższość wobec niego. To przejaw podszytej kompleksami niedojrzałości, wykorzenienia kulturowego ucieczki od samodzielnego stanowienia o własnym losie w wymiarze narodowym. To ucieczka od wolności.

Marian Piłka
Historyk, publicysta, ekspert Instytutu Ordo Caritatis, członek Prawicy Rzeczypospolitej

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content