Zarówno programy nauczania, jak i w podręczniki były po 1989 roku nie mniejszymi rozsadnikami fałszu i nie gorszymi instrumentami ideologicznej tresury od ich odpowiedników z lat PRL-u.
Wystarczy sięgnąć do materiałów tzw. nowej matury, by się przekonać, jak często życiowym powołaniem autorów tych zestawów musiało być pranie mózgów młodego pokolenia aż do ostatnich dni pobytu w murach szkoły. Dla wielu uczniów pierwsze spotkanie z liceum polegało na przykład na analizowaniu tekstu mającego uchodzić za naukowy, a w istocie rzeczy wtłaczający do głów sofizmaty ekoradykałów. Potem z „pomocy naukowych”, mających wspomagać edukację polonistyczną, młodzież dowiadywała się, że powstaniu w getcie miały towarzyszyć dziękczynne pielgrzymki Polaków. Fragmenty tego rodzaju oszczerczych wytworów, przedstawianych jako rzekome „literackie świadectwa”, zamieszczano w podręcznikach do języka polskiego. Od równie nikczemnych bzdur roiło się też w książkach, z których młode pokolenia miały uczyć się ojczystej historii. A jakąż furię wywołało samo pojawienie się w wyjątku stanowiącym potwierdzenie reguły, autorstwa Andrzeja Leszka Szcześniaka, króciutkiej a przecież najściślej zgodnej z prawdą informacji, że lewica laicka w części wywodziła się z PRL-owskiej nomenklatury! Kiedy też w kompendium dla maturzystów, opublikowanym z inicjatywy prof. Kurtyki Kornelowi Morawieckiemu i Solidarności Walczącej poświęcono podobną ilość miejsca co Jackowi Kuroniowi, oburzenie mediów „głównego nurtu” miało skalę ruchów sejsmicznych. Wszystko to wynika z tego, że od roku 1944 wyłączne prawo do formowania młodych umysłów niezmiennie uzurpuje sobie to samo środowisko. To jemu „zawdzięczamy”, że jeszcze kilkanaście lat temu postać rotmistrza Pileckiego z czymkolwiek kojarzyła się ledwie promilowi Polaków, a bohaterowie powojennego antykomunistycznego powstania w oczach milionów uchodzili za bandytów. I trudno, żeby było inaczej, bo jeśli dla autora programów i podręczników bohaterem jest TW Bolek, to postaciami godnymi chwały są też siepacze z UB, a jeśli osobnikiem pozytywnym może być agent NKWD i antypolski kat gen. „Walter” to w analogicznym świetle przedstawia się też bliższą naszym czasom organizację walterowców.
Na początku tzw. III RP jej kreatorzy mieli problem. Urzędy cenzury, pielęgnowane prawie do połowy roku 1990 (w niewielu krajach Europy cenzura istniała tak długo i miała się tak dobrze jak w Polsce!) w końcu jednak przestały istnieć. Wtedy też pojawiło się zagrożenie, jakim dla pookrągłostołowych elit było upowszechnianie wiedzy o dziejach najnowszych. Rozwiązaniem okazała się redukcja wymiaru nauczania, którą wprowadzono latem 1991 roku. Od tego czasu prawie wcale nie uczy się historii ostatnich kilkudziesięciu lat w Polsce. Czy jakikolwiek inny zabieg byłby równie korzystny dla środowisk o podłej przeszłości i w podobnym stopniu służyłby upośledzaniu historycznej i obywatelskiej świadomości?
„Historia i teraźniejszość” prof. Roszkowskiego jest jak bardzo spóźniona akcja ratunkowa. To jak silny powiew świeżego powietrza w pomieszczeniu pełnym nie tylko stęchlizny, ale i toksycznych gazów. Na tle postmarksistowskiego podręcznikowego chłamu, jakim zaśmiecona jest polska oświata, ta książka wręcz zdumiewa zdrowym rozsądkiem i obiektywizmem. W sposób nadzwyczaj kompetentny autor wyjaśnia istotę najważniejszych procesów i zjawisk w największym stopniu wpływających na kształt współczesnego świata. Zwraca też uwagę na często bardzo odległe korzenie tego, co często w podobnej postaci było już przez naszą cywilizację doświadczane i co właśnie z powodu słabej wiedzy i marnej ludzkiej pamięci znów ludzkości zagraża.
Książka prof. Roszkowskiego to stworzone z wielkim znawstwem wyważone, solidne, atrakcyjne kompendium, inspirujące do pogłębiania wiedzy. Czyli – do nadrabiania atrofii, wywołanej celowym zabijaniem świadomości Polaków, wywołanej nie tylko konsekwentną degeneracją oświaty, wyrażoną ciosem z roku 1991 przez Karola Modzelewskiego, nazwanym wówczas „aktem wykreślania Polski z listy krajów cywilizowanych”. Nie ma co się dziwić, że środowiska postkomunistyczne, neomarksistowskie i inni rzecznicy pedagogiki wstydu czy nieszczęśni prowodyrzy tęczowych rewolucji protestują przeciw takiemu podręcznikowi. Niczego dziwnego nie ma też w tym, że żadnemu z tych furiatów do głowy nie przyszło protestować, gdy liczbę lekcji historii zmniejszano o połowę, całkowicie likwidując nauczanie o wszystkim, co się wydarzyło od czasów II wojny światowej. Te protesty – to protesty przeciw wyposażaniu młodych Polaków w bardzo im potrzebną, rzetelną wiedzę.
„Historia i teraźniejszość” Wojciecha Roszkowskiego należy do tego, co w ostatnich dziesięcioleciach polskiej oświaty najlepsze. A książka ta godna jest polecenia nie tylko uczniom, ale wszystkim, którzy lepiej chcieliby rozumieć współczesny nam świat.
Artur Adamski