6,1 C
Warszawa
sobota, 20 kwietnia, 2024

Kto odbuduje stolicę? – Jerzy Pawlas

26,463FaniLubię

W potocznym mniemaniu Warszawę zrujnowało Powstanie Warszawskie, podczas gdy uczynili to niemieccy barbarzyńcy. Potem burzymurki z Biura Odbudowy Stolicy usuwali burżuazyjną architekturę, bo nie pasowała do socjalistycznego miasta. Teraz nastał czas dekonstruktorów urbanistycznych oraz dyktatury deweloperów i aktywistów miejskich.

Miarą otwartości, postępu i europejskości są homoparady (zwane marszami równości), które promuje stołeczny prezydent tak skutecznie, że przekonał do tych manifestacji ukraińskich uchodźców. Nie przeszkadzają mu bluźniercze inscenizacje, w których ksiądz-przebieraniec rozdaje hostie monstrualnym manifestantom, udającym zwierzęta. Magistrat nie wyjaśnia, dlaczego tzw. marsze równości muszą kojarzyć się z obrazą uczuć religijnych.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Barbarzyńcy nie tworzą cywilizacji. Niszczą to, co przejmują. W zapale rewitalizacyjnym w Ogrodzie Krasińskich wycięto stare drzewa, niszcząc charakter tego miejsca. Ma być zieleń kontrolowana i wyrównane trawniki. Na zagładę ponad stuletniego Parku Skaryszewskiego nie starczyło funduszy.

Stołeczni niszczyciele usuwają z przestrzeni miejskiej pamiątki przeszłości, ale na Cmentarzu Powązkowskim, którym zarządza miasto, powstaje nowa aleja zasłużonych – obok. tow. Jaruzelskiego, lokuje się tow. tow. Oleksego i Kanię. Magistrat kreuje swoją politykę historyczną.

Warszawska demokracja samorządowa polega na tym, że mieszkańcy wybierają władze lokalne, ale w dużej mierze miastem rządzą deweloperzy. Wbrew urbanistycznej logice, nie mówiąc o ochronie klimatu, zabudowują z upodobaniem zielone kliny napowietrzające stolicę. Walka ze smogiem staje się beznadziejna, ale amatorów na apartamenty w zielonym otoczeniu nie brakuje. Skusiła się także Sylwia Spurek, europoseł, fanatyczka brukselskiego zielonego ładu.

W rozmowie z rzekomym merem Kijowa (prowokacja medialna) stołeczny prezydent narzekał, że PiS-owski rząd obniża podatki, co zagraża samorządowym budżetom. Nie zauważył, że dochody stolicy z PIT i CIT od 2015 roku wzrosły o 64 proc. (z 4,86 mld zł do 7,96 mld zł), a dotacje i subwencje z budżetu państwa o 169 proc. Niezależnie od tego, że deklarował pomoc w kampanii wyborczej (co przecież nielegalne), to jego kłopoty z zarządzaniem stolicą i jej budżetem rzucają się w oczy, stąd podwyżki opłat parkingowych i za wywóz śmieci. Nie brakuje jednak środków na paletowe miejsca relaksowe, na tęczowe hostele czy homoparady. Pozostaje pytanie – co na to stołeczny elektorat.

Wywabianie tożsamości

Warszawska Starówka jest w dużej mierze rekonstrukcją, więc wydawałoby się, że to, co ocalało z pożogi wojennej, powinno być chronione. Nic takiego. W kamienicy przy ul. Piwnej 13 ocalał zabytkowy portal, obecnie jest popękany, a właśnie on świadczy o autentyczności Starego Miasta. Przejście pod wiaduktami linii średnicowej nad ulicą Solec ozdabiają efektowne portale – zaniedbane, poniszczone, pokryte bazgrołami – jakby od lat 30. nikt się nimi nie interesował. Przykłady obojętności magistratu wobec historycznej zabudowy można mnożyć. Niestety inni właściciele też nie wykazują należytej troski. Efektowny, klasycyzujący budynek (Klinika Dermatologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego), przy ulicy Koszykowej, wpisany na listę zabytków, jest w opłakanym stanie.

Prawobrzeżna Praga mniej ucierpiała podczas wojny niż zachodnia część miasta, ale kilkudziesięcioletnia obojętność magistratu zrobiła swoje. Monumentalne kamienice pozbawione tynku, wystroju architektonicznego, balkonów – wyglądają, jakby działania wojenne dopiero się skończyły. Latami zapowiadana rewitalizacja nie następuje. Nie ma pieniędzy, by doprowadzić zabytki do stanu pierwotnego, ale jakoś znajdują się na przebudowę tradycyjnej zabudowy. Ulice zastawia się tzw. woonerfami (spowalniaczami), usuwa się charakterystyczny bruk, mebluje donicami z rachityczną zielenią. Robienie z ulic deptaków spacerowych to zmiana kulturowego krajobrazu miasta, ale takie pomysły lansuje magistrat.

Tymczasem aktywność neobarbarzyńców nie ustaje. Wbrew lokalnej społeczności chcą przebudować zachowany od czasów przedwojennych plac G. Narutowicza, choć jego układ wpisano do rejestru zabytków. Historyczną zabudowę mają przesłonić jakieś szklane pawilony.

Charakterystyczne, że pomysłowość dekonstruktorów rozwija się niezależnie od stanu miejskiej kasy. Właśnie wydano ponad 20 mln zł na zalanie betonem skrzyżowania ulic Brackiej, Chmielnej, Szpitalnej i Zgody. Ten fragment historycznej zabudowy nazwano z głupia frant placem pięciu rogów (oczywiście wyeliminowawszy ruch samochodowy). Z betonu wyrastają drzewa z ambitnym zamiarem zasłonięcia zabytkowej elewacji Domu Towarowego Braci Jabłkowskich.

Zastanawia niechęć, wręcz wrogość do przeszłości miasta, do tradycyjnej zabudowy, kulturowej funkcji architektury. Czy to obsesja transformacyjnych dorobkiewiczów, czy kompleksy pierwszego pokolenia mieszczuchów – w każdym razie są to działania antykulturowe, antycywilizacyjne. Rzecz w tym, że niszczą przedwojenną świetność stolicy.

Inwestycje

Mieszkańcy Białołęki od lat oczekują na komunikację tramwajową. Poczekają do 2033 roku. Połączenie tramwajowe ze śródmieściem obiecywała mieszkańcom Gocławia stołeczna prezydentka Hanna Gonkiewicz-Waltz (nagrodzona ostatnio przez PO-radnych tytułem honorowego obywatela stolicy za złodziejską reprywatyzację) w roku 2023, ale terminu nie dotrzymał także jej następca, bo budowy nawet nie rozpoczęto. Również mieszkańcy Wilanowa muszą uzbroić się w cierpliwość. Urzędnicy zaniżyli kosztorysy i żadna z firm nie podjęła się zadania. Teraz zamierza się realizować inwestycję etapami, co jak wiadomo zwiększa koszty. Właśnie taką metodę z powodzeniem stosuje się przy budowie metra.

Walka z wykluczeniem komunikacyjnym nie jest priorytetem magistratu. Nie są nim także ani obwodnica śródmiejska, obwodnica Pragi, ani parkingi podziemne, ani węzły przesiadkowe przy stacjach metra czy tunel pod Dworcem Wschodnim. Z zapałem godnym lepszej sprawy wzięto się za zalesianie ulic, by przesłonić zabytkowe budowle (konserwator zabytków wystąpił przeciwko uczynienia z ulicy Chmielnej alei parkowej).

Jeszcze ambitniej zabrano się za zwężanie arterii komunikacyjnych, za likwidację przejść podziemnych na rzecz naziemnych, co znakomicie blokuje ruch uliczny. Utrudnianie życia kierowcom wydaje się priorytetem urzędników. Co innego z rowerzystami, którzy cieszą się nadzwyczajnymi przywilejami. Właśnie – kosztem 120 mln zł – powstaje tzw. kładka pieszo-rowerowa przez Wisłę, nazwana pomnikiem prezydenckiego absurdu. Ekologiści nie protestowali, gdy wyrąbywano drzewa, ekonomiści nie wytykali dziury budżetowej (na koniec tego roku zadłużenie miasta przekroczy 6,7 mld zł).

Pretekstem do przebudowy, czyli zwężenia bielańskiej arterii komunikacyjnej przy ul. Sokratesa był wypadek drogowy. Co prawda, można było zainstalować sygnalizację świetlną, ale widać dla stołecznych drogowców nie było to ambitne zadanie. Budowa miała zakończyć się w ubiegłym roku, ale się przedłuża. Miasto zapłaci, a mieszkańcy będą mieli utrudnienia w poruszaniu się, bo przecież samochodów nie ubywa. Przeciwnie, jest ich coraz więcej. Permanentnie zakorkowane śródmieście jest producentem smogu. Urzędnikom to nie przeszkadza, bo obsadzają zwężane ulice zielenią. Tylko patrzeć ogródków działkowych.

Zarządzanie

Stołeczna demokracja tak się wyspecjalizowała, że elektorat wybiera lokalne władze, ale te – co widać po ich działaniu – ulegają wpływom już to drogowców (zwężają ulice), już to rowerzystów (obsesja ścieżek rowerowych), już to ogrodników (zazielenianie miasta), już to producentów słupków (większość chodników została „osłupiona”), już to wreszcie deweloperów (budują, jak chcą i gdzie chcą). W tym ostatnim przypadku stolica osiąga już europejski poziom. Tak jak w Berlinie, deweloperzy wyprzedają mieszkania funduszom inwestycyjnym (zarabiają na ich wynajmie, bądź traktują pustostany jako lokatę kapitału).

Efektem takiego zarządzania jest destrukcja miasta, chaos zabudowy, bezład przestrzenny. Nie widać gospodarskiej ręki magistratu, nie mówiąc o zrównoważonym rozwoju miasta, o którym tyle dyskutowano na katowickim Światowym Forum Miejskim czy Krajowej Polityce Miejskiej, którą w czerwcu przedstawił rząd.

Jak na razie zarządzający miastem prześcigają się w wysokości zarobków. Dzielnicowi burmistrze (z wyjątkiem jednego) zarabiają więcej, niż prezydent państwa, ministrowie i premier (rekordziści ponad 200 czy 300 tys. zł rocznie). Do wyścigu stanęli też urzędnicy miejscy, dorabiający także w spółkach miejskich, nie bacząc na dziurę budżetową. Przykładem skarbnik miejski osiągający 380 tys. zł rocznie (o 140 tys. więcej od premiera – 236 tys. zł).

Miasto dla mieszkańców

Można zrozumieć, ze zarządzający miastem, którego symbolem stał się stalinowski pałac kultury i sztuczna palma, usuwają z tablicy upamiętniającej zamieszkiwanie pisarza Ferdynanda Antoniego Ossendowskliego przy ulicy Grójeckiej 27 napis, że był antykomunistą. Można też zrozumieć ich przychylność dla środowisk elgiebetyckich, dla promowania gender w szkołach, choć to nie ich kompetencje. Trudniej pojąć, dlaczego w mieście mają być dyskryminowani kierowcy (utrudnienia w ruchu ulicznym), dlaczego mają być dyskryminowani mieszkańcy, pragnący żyć w tradycyjnym mieście (lokalny handel i rzemiosło, które zostały zniszczone przez supermarkety, monokultura gastronomiczna – ulice zastawione ogródkami piwnymi). Pozostaje tajemnicą, dlaczego tacy mieszkańcy nie mają efektywnej reprezentacji we władzach lokalnych.

Tymczasem urzędnicy (czy raczej lobbyści) nie próżnują. Chcą „cywilizować” naturalną zieleń nadwiślańską, zakładając park. Wbrew mieszkańcom zbudowali parking przesiadkowy na Żeraniu za 11 mln zł, z którego nikt nie korzysta (zła lokalizacja).

Z pasją ograniczają możliwości parkowania, utrudniając życie kierowcom i mieszkańcom. Wykazują nadzwyczajna aktywność remontową, korkując miasto, bo zbliżają się wybory i trzeba się wykazać jakąś aktywnością.

Ideałem byłoby miasto bez tradycyjnych funkcji miejskich, ulice bez samochodów (ale komunikacja zbiorowa niewystarczająca), ogródki piwne pod każdym kościołem. Został on już osiągnięty w pomyśle tzw. budżetów obywatelskich, do których projekty zgłaszają mieszkańcy. Popularność budżetów maleje, bo też pomysły mogły dotyczyć błahych spraw. Nigdy powrotu miasta do jego tradycyjnej roli, czy krytyki władz miasta.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content