12,1 C
Warszawa
piątek, 29 marca, 2024

Interes do zrobienia – Jerzy Pawlas

26,463FaniLubię

Zacietrzewieni federalizacją i neomarksistowską ochroną planety eurokraci nie zauważyli ani popandemicznego załamania gospodarczego, ani wojny rosyjsko-ukraińskiej. Chcą nadal realizować swoje pozatraktatowe podchody i zieloną utopię.

Utopijne postulaty odstąpienia od paliw kopalnych sprowadziły na ziemię wojnę rosyjsko-ukraińską i w konsekwencji kryzys energetyczny. Wynikałoby z tego, że dekarbonizację powinna zastąpić rekarbonizacja. Jednak ekologiści i brukselscy biurokraci żyją w innej rzeczywistości.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Chociaż zapisy konstytucyjne gwarantują równość wszystkim obywatelom, to niektórzy chcą być „równiejsi”, więc organizują tzw. parady równości (żeby nie używać szyldu – „dumy gejowskiej) przy poparciu „postępowych” samorządów. Stołeczny prezydent paraduje z takim zapałem, jakby chciał „od jutra” załatwić homozwiązki, chociaż nie udaje mu się rozwiązać tak błahego problemu jak wywóz śmieci.

Mimo że bez swojego paliwa kraj traci suwerenność, nie ustaje dekarbonizacja. Zielony terroryzm brukselski przekracza granice zdrowego rozsądku. Już nie czas na dysputy, gdy trzeba zapobiegać zmianom klimatycznym, bo w ich istnienie już mało kto wątpi, więc jedyne, co pozostaje, to walka z nimi. I nic to, że skrzydła wiatraków są niezniszczalne, a baterii fotowoltaicznych nie ma jak recyklingować czy utylizować. Banki nie udzielają kredytu na inwestycje w paliwa kopalne, a firmy ubezpieczeniowe nie ubezpieczają przemysłu wydobywczego.

Żegluga śródlądowa, jak najbardziej ekologiczna, jakoś nie znajduje zrozumienia. Co więcej, przeciwko polskim planom przystosowania Odry do żeglugi, protestują krajowi i niemieccy ekologiści, a nawet sądownictwo administracyjne, nie mówiąc o totalnej opozycji czy antyrządowych mediach. Niech więc niemiecka żegluga dalej się rozwija, już osiąga kilkanaście procent przewozu ładunków, podczas gdy polska – 0,7 proc. Bruksela nie ma nic przeciwko temu.

Gdy obrońcy życia zaprosili rezydujących w naszym kraju dyplomatów na swoje marsze, nie było odzewu. Natomiast co roku popierają oni tzw. marsze równości, apelując o „promowanie problemów dotykających społeczność LGBT+”. Niezależnie od tego, w promowanie neomarksistowskiej rewolucji kulturowej włączają się koncerny przemysłowe, finansowe i medialne. Pozostaje sprawą konsumentów, klientów i odbiorców czy będzie to propaganda skuteczna.

Pułapka zeroemisyjności

Podczas gdy gospodarka brukselska emituje śladowe ilości tzw. gazów cieplarnianych, to eurokraci wyeksportowali uciążliwe gałęzie przemysłu do krajów azjatyckich. Pandemia wykazała (przerwane łańcuchy dostaw), jak nieodpowiedzialne było to posunięcie. A do tego jeszcze wojna rosyjsko-ukraińska i wizja zagłodzenia i zamrożenia obywateli brukselskich. Poza tym spekulacyjny handel emisjami podwyższył ceny energii. Ta pochodząca z węgla – więc najtańsza – stała się nieopłacalna. Rzeczywistość (embargo na rosyjskie surowce energetyczne) weryfikuje tę patologię. Niemcy, Francja, Holandia, Austria reaktywują elektrownie węglowe. Co więcej, wyciąwszy „las pierwotny” w Hombach, Niemcy uruchamiają (kosztem śmierci protestującego ekologisty) kopalnie węgla brunatnego.

Tymczasem nasz rząd uspokaja, że węgla opałowego nie zabraknie, bo będzie importowany. Jakby nie można było zwiększyć krajowego wydobycia, a nawet eksportować węgiel. Chyba tego Bruksela nie zabroni, jak uczyniła to w przypadku budującej się elektrowni w Ostrołęce, która miała korzystać z węgla. Były wszelkie pozwolenia, więc inwestycje rozpoczęto, gdy nagle urzędnicy unijni zakazali takich inwestycji. Jak z tego wynika, brukselskie prawo może działać wstecz. Rozpoczętą budowlę wyburzono. Jednak budowniczy nie otrzymali stosownego odszkodowania.

Niemcy i Austria mogą spalać węgiel w elektrowniach (bo nie mają ruskiego gazu). Polska ma swój gaz, więc nie może używać węgla. W ogóle jest on „paliwem przejściowym” (do 2049 roku). To jednak żałosny paradoks – mieć złoża węgla i ich nie używać. W świecie stosuje się już węgiel zeroemisyjny (tzw. błękitne paliwo). W Japonii są czyste elektrownie węglowe. Zielony obłęd brukselski prowokuje do refleksji. Czy odchodzić od węgla, czy zamienić unijne członkostwo w stowarzyszenie. Można ogłosić referendum.

Jak na razie eurokraci nie przejmują się losem obywateli, których nie będzie stać na opłacenie oświetlenia i ogrzewania. Zakazują budowy elektrowni węglowych. Ograniczają wydobycie (w przyszłym roku 22,5 mln ton), co potwierdza umowa z polskim rządem. Przyjdzie ją renegocjować, jeżeli zależy mu na suwerenności energetycznej państwa.

Tymczasem węgiel to surowiec do produkcji wodoru. Zaś brunatny (wydobycie w 2020 roku – 50 mln ton) służy nie tylko jako paliwo. Energia elektryczna jest z niego tańsza niż z węgla kamiennego. Jest także wykorzystany w rolnictwie. (humus, środki uprawy roślin). Ostatecznie skoro Niemcy, Holandia, Dania czy Hiszpania postawiły na OZE, to teraz chcą narzucić (i zarobić) technologie innym państwom. Dlaczego Polska nie mogłaby uczynić podobnie z czystymi technologiami węglowymi – oto jest pytanie.

Widmo głodu

Unia nie ustaje w pomysłach ograniczania produkcji rolnej (podobno szkodzi środowisku). Chce zmniejszyć stosowanie nawozów sztucznych o połowę. Walka z tzw. zmianami klimatycznymi mobilizuje producentów sztucznego mięsa. Żywność z tubki, ludzie z próbówki – to unijne perspektywy, gdy wojna rosyjsko-ukraińska może skutkować głodem w krajach, do których ukraińskie rolnictwo eksportowało swą produkcję.

Jak na razie w naszym kraju nie będzie brakowało żywności. Mimo wojny rozwija się eksport. W I kw. br. przyniósł 10,2 mld euro (16,2 proc. więcej niż w ub.r.). Gdy rośnie światowy popyt na żywność, trzeba by zwiększyć jej produkcję. Już są do tego warunki – dopłaty, sprzedaż bezpośrednia, zwrot akcyzy za paliwo, ochrona przed krętactwami sieci handlowych.

Tymczasem przetwórstwo rolno-spożywcze znalazło się w rękach zagranicznych inwestorów (radosna twórczość transformacyjnych neoliberałów), tak jak „sprywatyzowano” portowe nadbrzeża do załadunku statków. Polscy producenci rolni są więc zależni nie tylko od pomysłów eurokratów, ale także od zagranicznych przedsiębiorców, nie mówiąc o sieciach handlowych.

Pora to zmienić, a tu wybuch wojny przynosi nowe problemy. Przewóz ukraińskiego zboża do portów nie jest możliwy na większą skalę (niewydolna infrastruktura). Z drugiej strony to dziwne, że cały „demokratyczny świat” nie może odblokować portu w Odessie. Polski podatnik nie będzie przecież dopłacał do eksportu ukraińskiego zboża. Powinien zarobić, tak jak polskie przetwórstwo rolno-spożywcze (gdyby powstało), wykorzystując tanie ukraińskie surowce (nie zagrażałyby polskim rolnikom). Trzeba brać przykład z niemieckich przedsiębiorców, którzy poszukują w naszym kraju miejsc na składy budowlane (będą przydatne przy odbudowie ukraińskiej gospodarki).

Prawo niepraworządne

Biurokraci brukselscy pozatraktatowo (i bezkarnie) ingerują w polski wymiar sprawiedliwości, szantażując nasz rząd przyznaniem (bądź nie) jakichś funduszy, stosując niezwykle pojemne pojęcie tzw. praworządności. Pierwotnie miało ono odnosić się do rzetelności wydatkowania przyznanych kwot, teraz może odnosić się do wszystkiego. W ten sposób ograniczają suwerenność państw członkowskich, zmierzając do federalizacji unii brukselskiej pod niemieckim przewodnictwem.

Odchodząc od chrześcijańskich wartości, które fundowały przecież powstanie brukselskiej organizacji międzynarodowej, eurokraci poszerzają, fetyszyzując, katalog tzw. praw człowieka. Okazuje się, że aborcja nie jest zbrodnią, nie jest zabójstwem, lecz podstawowym prawem człowieka. Tenże ma prawo każdorazowo określić swą płeć, a kto ma inne zdanie jest homo- lub transfobem, która to zbrodnia nie wymaga żadnego dowodu. Oczywiście są także homozwiązki i prawo do adopcji dzieci. To postępowy model związków międzyludzkich, podczas gdy tradycyjna rodzina – patriarchalna i represyjna – to źródło wszelkiej patologii.

Lansowanie rewolucji obyczajowej, destrukcja tradycyjnych wartości są także pozatraktatowe, ale to przecież nie problem, gdy ma się do dyspozycji wymiar sprawiedliwości czy media. Właśnie poznański sąd uniewinnił dowcipnisia, który nawoływał do zabójstwa arcybiskupa Marka Jędraszewskiego. Sąd nie chciał być cenzorem artystycznej ekspresji oskarżonego.

Podczas gdy instytucje unijne notorycznie przekraczają swoje kompetencje traktatowe, trwa bezradność eurodeputowanych, którzy nie zaskarżają tych praktyk do TSUE, tak jak nie skarżą przypadków prześladowania chrześcijan do ETPC. Przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości też nie przejawiają aktywności (nie ukarali zbrodniarzy komunistycznych), choć porwali się na rozliczanie rosyjskich zbrodni wojennych.

Pasożytnictwo obywatelskie

Odkąd organizacje pozarządowe stały się antyrządowymi, upowszechniły się, uaktywniły i reklamują się jako przejaw społeczeństwa obywatelskiego. Ich partyzanckie wyczyny w szkołach, gdzie promują ideologię elgiebetycko-genderową, muszą budzić sprzeciw (konstytucyjne prawo rodziców do wychowywania dzieci). Nie widać jednak skutecznej reakcji wymiaru sprawiedliwości. Pozostaje pytanie, czy ngo’sy powinny korzystać z zagranicznych dotacji. Inne kraje wyeliminowały takie dywersyjne metody działania.

Tymczasem nie ma jak być ekologistą. Ci z Greenpeace bogacą się na zagranicznych funduszach (w ub. r. 13 mln zł). Wysokości zarobków można zazdrościć (pięcioosobowy zarząd – 2 mln zł, średnie zarobki – 7,7 tys. zł), tak jak podziwiać aktywność. Ekologiści byli przeciwko usuwaniu kornika z Puszczy Białowieskiej, chcieli wyłączenia Turowa, protestowali przeciw budowie zapory na granicy polsko-białoruskiej, domagali się likwidacji kopalń. To jednak nie wypełniało ich ambicji, bo krytykowali też reformę sądów, która niewiele ma wspólnego z ochroną przyrody, ale jak najbardziej wypełnia antyrządowy modus działania organizacji.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content