2,1 C
Warszawa
czwartek, 18 kwietnia, 2024

Mrzonki a rzeczywistość – Albert Łyjak

26,463FaniLubię

Redakcyjny kolega Jan Skowera daje nam do zrozumienia, że największą wadą naszego ustroju jest to, że nie jesteśmy monarchią. Nie będę wchodził w dłuższą polemikę, bo mam zgoła odmienne poglądy.

Od ponad dwustu lat Polska nie ma króla. Czy warto byłoby go mieć, jak postulują monarchiści? Spójrzmy na Brytyjczyków, którzy wydają się szczęśliwi ze swoją monarchią. Królowa Elżbieta II mieszka w kilku pałacach, nosi tiary od Cartiera, posiada zbiory dzieł sztuki, kolekcjonuje konie pełnej krwi angielskiej. Prowadzi życie pełne przepychu, a jej majątek jest szacowany na 500 milionów dolarów. Czy Polacy też byliby szczęśliwi z takim królem?

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Monarchia uwodzi blichtrem, jest swoistym wyrazem ciągłości państwa, to prawda, ale my tej ciągłości nie mamy i wprowadzenie monarchii teraz, to byłby niezły żart. Dlaczego? Czy jest jakieś inne znaczenie współczesnych monarchii poza rolą reprezentacyjną? Wszak współcześni monarchowie nie decydują o losach kraju. Jakiekolwiek angażowanie się w politycznie spory byłoby zgubne dla dworu. W krajach demokratycznych są wolne wybory i to one wyłaniają parlamentarzystów i rząd. W Wielkiej Brytanie obowiązuje ordynacja jednomandatowych okręgów wyborczych, która decyduje o scenie politycznej.

Monarchiści różnią się w swoich oczekiwaniach. Mają czasami skrajne i odmienne poglądy. Może dlatego, że świat się zmienia. Chcieliby wprowadzenia monarchii konstytucyjnej, w której król byłby najwyżej sędzią, zwierzchnikiem sił zbrojnych i reprezentantem państwa. Ale sam wybór króla dla Polski wywołuje wśród nich dyskusje. Dla jednych kandydatem do tronu jest przedstawiciel katolickiej linii Wettynów z Saksonii. To jest wprawdzie zgodne z Konstytucją 3 maja, która według nich dalej obowiązuje, ale mija się z realiami historycznymi. Pojawienie się na polskim tronie Romanowów (mimo że w 1831 r. polski sejm ich zdetronizował) również mogło być realne. Mieliby dzisiaj legitymację prawną, by rościć sobie prawa do polskiego tronu. Mielibyśmy cara. Już na samą myśl, że polski król mówiłby w innym języku, napawa mnie zgrozą. Nie wgłębiając się w monarchistyczne idee, uważam, że projekt idealnego ustroju politycznego (monarchi) jest zwykłą utopią.

W wolnym, demokratycznym świecie o kształcie państwa i sceny politycznej decyduje ordynacja wyborcza, czyli system wybierania przedstawicieli. Warto przypomnieć, co na ten temat mówił śp. Kornel Morawiecki:

Zewsząd słyszymy hasła innowacyjności, nowoczesności, zmiany. Ale ustrojowy klimat, w jakim tkwiliśmy i jaki kształtowaliśmy przez ostatnich 27 lat, hasłom tym wyraźnie nie sprzyjał. Polacy, twórcy Solidarności, po przełomie 1989 roku nie zaproponowali sobie i innym niczego oryginalnego. Rządzące autorytety i środki przekazu nie zdobyły się nawet na elementarny namysł. Czy wychodząc z realnego socjalizmu, byliśmy materialnie i mentalnie gotowi do skoku w realny kapitalizm? Koszty powszechnie przyjętej doktryny naśladownictwa były wysokie. Oczywiście wdrażanie nowych społecznych rozwiązań wiąże się z ryzykiem. Winno być dyskutowane, testowane. Jednak rozpowszechniony pogląd, że eksperymenty są dobre tylko na szczurach, przyniósł więcej szkody niż pożytku.

Nie da się twórczo uczestniczyć w światowym wyścigu, jedynie małpując zastane metody. Nowości zweryfikowane przez nas mogą przydać się też innym. To szczytne zadanie naszej narodowej wspólnoty.

Od lat toczy się w Polsce spór o ordynację wyborczą. Cały czas spieramy się na bazie tradycyjnych ordynacji: proporcjonalnej, większościowej (JOW) i mieszanej. Ordynacja proporcjonalna jest upartyjniona. Obecność i miejsce na liście zależy od władz partii. Niezależni nie mają szans. Głosy są oddawane właściwie na liderów list. Jeśli oni zbiorą ich wystarczająco dużo, to poza nimi do parlamentu wchodzą też kandydaci z niewielkim poparciem. Natomiast nie wchodzą kandydaci z większym poparciem, ale wystawieni przez słabsze ugrupowania. Demokracja zamienia się w partiokrację. Blokuje to dostęp nowych ludzi i idei do sceny politycznej.

Stosowanie ordynacji większościowej zwłaszcza w wersji wyborów w jednej turze (JOW) doprowadza do dominacji dwóch ugrupowań, które okresowo wymieniają się władzą. Szanse kandydatów spoza takiego układu – i bez olbrzymich pieniędzy – są minimalne. Choć nie ma progów wyborczych, to istotne elektoraty nie uzyskają reprezentacji w parlamencie. Wejście na scenę polityczną jest bardzo trudne. Głosy na kandydatów spoza głównych partii są marnowane. Kandydaci niezależni się nie liczą.

Ordynacja mieszana, w której część posłów wybierana jest proporcjonalnie, a część większościowo, próbuje neutralizować niedostatki obu systemów. Kwestie te były teoretycznie i publicystycznie szeroko omawiane. I co z tego? Niedawno Irlandia wprowadziła własny, gdzie indziej niestosowany kodeks wyborczy. Po co? Żeby uniknąć wad, jakimi obarczone są powszechnie przyjęte warianty.

Jednym z naczelnych duchowych dążeń ludzi jest zwiększanie zakresu wolności. Czyli poszerzanie możliwości wyborów. Im większy masz wybór, tym większa jest twoja wolność. Od paru lat próbuję się przebić z moim pomysłem ordynacji wolnościowej. Specjalista z Politechniki Wrocławskiej prof. Zdzisław Ilski zwrócił mi uwagę w naszej gazecie, że podobne idee przedstawili w latach 70. XX wieku amerykańscy politolodzy Steven J. Brams i Peter C. Fishburn. Rdzeń pomysłu polega na tym, że wyborca nie jest zmuszany do głosowania na jednego wybranego kandydata ani na jedną opcję polityczną. Może swe poparcie udzielić tylu, ilu chce kandydatom zarejestrowanym na liście wyborczej. Taka ordynacja daje każdemu więcej wolności. Ten sposób wyboru można stosować zarówno w wielo-, jak i w jednomandatowych okręgach wyborczych. Możesz stawiać krzyżyki przy wszystkich tych kandydatach, których uważasz za godnych twego poparcia. Jednych możesz cenić osobiście, z innymi możesz identyfikować się poprzez ich partyjną czy grupową przynależność. Przy tym, jeśli częściowo zgadzasz się z poglądami jednej, a częściowo z poglądami innej partii, możesz głosować na kandydatów obu czy więcej partii. Zawsze też możesz głosować na kandydatów niezależnych. Wybrani zostają ci kandydaci, w ramach liczby mandatów w okręgu, którzy dostali najwięcej krzyżyków. W okręgu jednomandatowym ten, na którego zagłosowało najwięcej wyborców. Tak jak w tradycyjnej ordynacji większościowej odpadają ci, którzy dostali mniej głosów od wybranych.

Jest oczywiste, że głosując w takiej ordynacji na wielu kandydatów, każdemu z nich udzielasz swego poparcia. Daje to możliwość uwzględnienia w akcie wyborczym twych subiektywnych sympatii i preferencji. Głosowanie na tych wszystkich, których uważasz za godnych poparcia, pozwala w efekcie na zwiększenie reprezentatywności wybranych. Otrzymują więcej głosów, niżby mieli w ordynacjach ograniczających możliwość wyboru. Ordynacja wolnościowa pełniej wyraża zbiorową wolę i wyłania wierniejszą tej woli reprezentację społeczną. Przy tym wejście do politycznej gry w parlamencie dla tworzących się ugrupowań i ciekawych ludzi jest znacznie łatwiejsze niż w obecnych ordynacjach. Nie ma też głosów nieważnych. Ważny jest głos oddany na jednego kandydata, na wszystkich na liście, jak i na żadnego z nich.

Ordynacja Wolnościowa – ten prosty system wyborczy, który zaproponował śp. Kornel Morawiecki poszerza obszar wolności każdego z nas i zmienia jakość naszych przedstawicieli.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content