8 C
Warszawa
sobota, 20 kwietnia, 2024

Postglobalizacja brukselska – Jerzy Pawlas

26,463FaniLubię

Głośne i bulwersujące proroctwa o końcu historii, o zmierzchu państw narodowych czy dziejowej roli ponadnarodowych koncernów zostały poddane brutalnej weryfikacji przez pandemię, kryzys energetyczny i wojnę rosyjsko-ukraińską

Najpierw pandemia, a potem wojna zakwestionowały rację bytu globalnych organizmów gospodarczych. Łańcuchy produkcji i dostaw między europejskimi i azjatyckimi kontrahentami zostały przerwane. Zakłócony został dowóz surowców, a w konsekwencji bezpieczeństwo działalności gospodarczej. Wojna może również spowodować zagrożenie bezpieczeństwa żywnościowego w krajach bliskowschodnich i północnoafrykańskich, gdy ograniczy się import ukraińskiego zboża i kukurydzy.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Już teraz sektor motoryzacyjny boryka się z trudnościami (mniejsza sprzedaż) po pandemii i spowodowanymi wojną – zerwanie łańcuchów dostaw (np. Rosja dostarcza 40 proc. światowego zapotrzebowania palladu do katalizatorów i półprzewodników). Niemieccy producenci samochodów musieli ograniczyć lub wstrzymać produkcję. W kwietniu br. rejestracja nowych samochodów w naszym kraju spadła o ponad 15 proc.

Totalniacki brukselski ład klimatyczny zderzył się z rzeczywistością wojenną i związanymi z nią sankcjami na rosyjskie węglowodory. Przewiduje się wykluczenie instytucji finansowych z handlu emisjami. Konieczna jest rewizja programu Fit for 55, gdy likwidacja węgla na rzecz OZE jest technicznie niemożliwa (nie mówiąc o sensowności). Niemniej jednak zastępowanie rosyjskiego węgla importem wydaje się wątpliwe, nawet gdyby to miało wspomagać walczące państwo ukraińskie.

Tymczasem ekologiści, nie bacząc na ekoinflację (z handlu emisjami) i wojnę, nie tylko postulują dekarbonizację, ale także utrzymują, że palenie drewnem jest bardziej szkodliwe niż węglem. Nie chcą palić polskich lasów, by korniki mogły się lepiej rozwijać.

Gdy obywatel staje się konsumentem, trudno mówić o demokracji. Gdy ponadnarodowe koncerny dominują w gospodarce, trudno mówić o wolnym rynku. Widmo globalizacji od wieków krążyło nad światem. Próby jego zglobalizowania podejmowali starożytni i nowożytni władcy. Globalną konstrukcją był Związek Sowiecki, takim projektem jest też Unia. Biurokraci brukselscy już widzą jej przyszłość (ponoć realizując wolę obywateli brukselskich). Nie będzie weta i zasady jednomyślności, będą ponadnarodowe listy wyborcze i unijne siły zbrojne.

Zaułki gospodarcze

Jeżeli globalizacja ma służyć wyrównywaniu poziomów rozwoju gospodarczego poszczególnych krajów, likwidowania zapóźnień czy dystansów, to trzeba by stulecia do osiągnięcia tego celu. Zatem to mrzonki. Globalizacja miała prowadzić do uwolnienia rynku ze wszystkimi tego konsekwencjami. W rezultacie rynek towarów, kapitału i siły roboczej zaczął przekształcać się w rynek światowy. Jednak nie rządziły nim prawa rynku, lecz międzynarodowe korporacje.

Gospodarki poszczególnych krajów (szczególnie małych) zostały podporządkowane ponadnarodowym interesom koncernów, grup kapitałowych, instytucji finansowych. Zaś człowiek – uprzedmiotowiony – nie liczy się w procesie globalizacji. Co więcej, ponadnarodowe firmy narzucają społeczeństwu swoje koncepcje technologiczne, polityczne, prawne, dążąc do maksymalizacji zysków. Pojawiły się też podziały społeczne na skutek zróżnicowania dochodów (koncentracja majątków w warstwach zamożnych). Nie spełniły się również oczekiwania, że w wyniku globalizacji kraje opóźnione w rozwoju dogonią rozwinięte.

Waluta euro – reklamowana jako cudowny stymulator rozwoju gospodarczego i powszechnego dobrobytu – nie spełniła tych oczekiwań. Państwa, które ją przyjęły, bynajmniej nie przodują w brukselskiej gospodarce. Obecnie, z powodu pandemii, wojny i podwyżki cen energii, w strefie euro notuje się największy wzrost cen w jej historii. W kwietniu, jak podaje Eurostat, inflacja przekroczyła 7 proc. (rok temu – 1,6 proc.). Jednak w krajach nadbałtyckich sięga ona 20 proc. Można sobie wyobrazić, co by było, gdyby w naszym kraju przyjęto euro.

Niemniej do euroentuzjastów (25 proc. badanych przez Social Changes dla portalu wPolityce.pl opowiada się za przyjęciem euro, 56 proc. jest przeciwnego zdania) nadal nie trafiają argumenty, że wspólna waluta nie pozwalałyby na rozwój gospodarczy, nie sprzyjałaby jej konkurencyjności. A w kryzysie byłaby równie bezbronna jak strefa euro. Pozostaje pytanie, czy euroentuzjaści wiedzą, że na wprowadzeniu euro skorzystały gospodarki bogatych państw, a szczególnie niemiecka.

Menadżerowie postępowego globalizmu przenieśli produkcję do krajów, oferujących tanią siłę roboczą. U siebie – w krajach rozwiniętych – rozwijali usługi, przy okazji lansując ekologizm. Gdy przyszła pandemia, okazało się, że brakuje sprzętu medycznego (maseczki, respiratory). Utopia globalizmu ekologistycznego skompromitowała się całkowicie. Teraz do tego samego zmierza idea globalnej gospodarki zeroemisyjnej. Jeżeli produkcja żywności oznacza produkcję gazów cieplarnianych, to niech ludzie żywią się roślinami. Jeżeli samochody spalinowe trują, to niech ludzie jeżdżą elektrycznymi (to nic, że droższe). Ostatecznie za kaprysy ekologistów i tak płacą klienci. A jak się zlikwiduje huty, to stal można importować.

Widmo głodu

Pandemia ujawniła absurdy globalistycznego podziału produkcji (uciążliwej dla krajów rozwiniętych). Okazało się na przykład, że w naszym kraju pozostały szwalnie, dzięki którym mieliśmy maseczki podczas pandemii. Kraje brukselskie musiały importować chińskie. Pozostały też gospodarstwa rodzinne, skutecznie broniące się przed kryzysem, w przeciwieństwie do przemysłowej produkcji żywności, uzależnionej od globalnych manipulatorów genetycznych, technologii nawozowych i nawożenia (chemizacja żywności).

Właściwie wielkoprzemysłowa produkcja rolna to rynek zbytu dla koncernów chemicznych (nawozy, środki ochrony roślin), od których zależy równie całkowicie jak od polityków (zapewniają dopłaty dla rolników). Nawet ekologiści nie narzekają na dobrostan zwierząt w przemysłowych hodowlach. Wojna zakwestionowała ten „naturalny” porządek rzeczy.

Ceny nawozów poszybowały w górę (szczególnie azotowe, których 80 proc. ceny to koszt gazu, potrzebnego do ich wytwarzania). Do tego doszły podwyższone ceny energii i paszy oraz przerwanie łańcucha dostaw. Rolnictwo przemysłowe znalazło się pułapce, a bezpieczeństwo żywnościowe obywateli zagrożone. Nie słychać jednak o weryfikacji brukselskiej polityki rolnej.

Szansą byłaby produkcja rolna w niedużych, do trzystuhektarowych gospodarstwach rodzinnych (konstytucyjnie gwarantowanych w naszym kraju, jako podstawa ustroju rolnego), ale dla brukselskich biurokratów to żaden argument. Tym bardziej, że jakoś tak się stało, że owe gospodarstwa postępują podobnie, jak farmowe giganty, stosują podobne procesy produkcyjne.

Tymczasem w tradycyjnych gospodarstwach rodzinnych dochody zapewniają uprawa ziemi i łąk. Sprzedaż produktów rolnych na bazarach daje rolnikom niezależność, ponieważ ich gospodarstwa w niewielkim stopniu zależą od rynku energii i nawozów, od pośredników i przetwórców czy polityków. Dlaczego nie są promowane? – oto jest pytanie. Bo eurokraci dążą do ich wyeliminowania na rzecz koncernów.

Lewaccy aktywiści ekologistyczni postulują natomiast zastąpienie żywności naturalnej produktami syntetycznymi. Trzeba zacząć od likwidacji hodowli, bo prowadzi do katastrofy ekologicznej. Producenci sztucznego pożywienia będą decydować o jego dostawach i cenie. Zwierzęta nie będą wykorzystywane przez człowieka. Lansowanie takich pomysłów mówi samo za siebie.

Ideologizacja

Co tam pandemia czy wojna, gdy trzeba realizować zielony ład i respektować prawa zwierząt, gdy można zarabiać na technologiach OZE, dekarbonizując polską gospodarkę. Promowana idea neutralności klimatycznej, z jej ograniczeniami i handlem emisjami w rezultacie opóźnia rozwój „nowych” krajów unijnych, pozbawiając ich gospodarki konkurencyjności, czyniąc je rynkiem zbytu dla „starych” państw unijnych.

Aktywiści brukselskiego totalitaryzmu ekologistycznego, dehumanizujący człowieka, nic sobie nie robią z okoliczności pandemiczno-wojennych, tym bardziej że ich fanatyzm jest powiązany z biznesem. Neomarksistowskie pochodzenie ekologizmu też im nie przeszkadza ani to, że brukselska polityka klimatyczna nie ma żadnego znaczenia w skali globalnej.

Idea społeczeństwa otwartego, równie złowroga jak widmo komunizmu, krąży nad światem za sprawą George’a Sorosa uważanego za finansistę i filantropa. Gdy władze węgierskie wypowiedziały mu budapeszteńską siedzibę jego Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego (przeniesiony do Wiednia), zapowiedział utworzenie sieci uniwersytetów, przygotowujących kadrę do walki z „autorytarnymi rządami”. Finansuje fundacje i organizacje pozarządowe, realizujące ultraliberalne cele polityczne (sprzyjanie imigrantom, legalizacja narkotyków, prostytucji, aborcji, eutanazji, likwidacja państw narodowych). Zyskał zwolenników wśród eurodeputowanych i sędziów trybunału praw człowieka.

Media społecznościowe miały być forum wolności słowa, a rychło opanowało je lewactwo (kulturowo i kapitałowo). Lewicowo-liberalnej dominacji sprzyja polityczna poprawność. Czas pokaże, czy ewentualne przejęcie Twittera przez Elona Muska poszerzy wolność słowa.

Federalizacja

Zamiast wspólnoty węgla i stali, zamiast Europy ojczyzn i państw narodowych – powstaje posthistoryczna, neomarksistowska, postnarodowa konstrukcja federalna, w której życie ludzkie jest zagrożeniem dla klimatu. Oto perspektywa brukselskiego superpaństwa. Unia jako globalna korporacja. Najpierw reforma unijnej ordynacji wyborczej. Potem – obok listy krajowej kandydatów – lista ogólnoeuropejska, wreszcie tylko jedna lista europejska i nadzór brukselski nad procesem wyborczym. Następnie centralizacja i ograniczenie kompetencji państw członkowskich.

Parlament otrzyma inicjatywę ustawodawczą, a państwa nie będą miały prawa weta. W głosowaniach nie będzie zasady jednomyślności. Powstanie wspólna armia, a duże państwa zdominują małe. Tak daleko od wizji założycieli UE, a tak blisko do europejskiego państwa federalnego (uprawnienia fiskalne, wspólna polityka energetyczna, zagraniczna, obronna). Zamiast projektu Roberta Schumana, nawiązującego do tradycji europejskiego chrześcijaństwa, realizacja lewackiego manifestu z Ventotene komunisty Altiero Spinellego.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content