4,4 C
Warszawa
środa, 24 kwietnia, 2024

Jedyny taki proces w dziejach Polski – Aleksandra Polewska-Wianecka

26,463FaniLubię

Jak pamiętamy z lekcji historii, zasiadający w początkach XI stulecia na krakowskim biskupstwie Stanisław ze Szczepanowa, konsekwentnie i z odwagą nawoływał do nawrócenia ówczesnego władcę Polski, Bolesława Śmiałego. Bolesław był sprawnym politykiem i wiele wskazywało na to, że ranga jego królowania może okazać się kiedyś porównywalna z rangą panowania Bolesława Chrobrego. Niestety, biskup krakowski nieustannie dowiadywał się, że władca nadużywa władzy i posuwa się do czynów, za które inni zostaliby natychmiast surowo ukarani. Czyny te, poza tym, że uchodziły za przestępstwa, były również grzechami i to zwykle ciężkimi.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Haki na biskupa

Pewnego dnia, jak relacjonuje na kartach swej kroniki Jan Długosz, bo dzięki niemu znamy historię owego procesu, Stanisław dowiedział się, że król dopuścił się zbrodni cudzołóstwa i gwałtu na niejakiej Krystynie, żonie rycerza Mścisława. I wówczas miarka się przebrała – biskup krakowski obłożył władcę klątwą duchowną. Klątwa dotknęła króla do żywego. Skompromitowała go w oczach poddanych. Jednak zamiast podjąć drogę pokuty i naprawy zła, do czego nakłaniał go biskup, Bolesław postanowił się zemścić na Stanisławie. Był przekonany, że każdy, nawet biskup, musi mieć jakieś ciemne tajemnice. Zwołał więc swoich współpracowników i wraz z nimi rozpoczął szeroko zakrojoną akcję, którą dziś nazwalibyśmy szukaniem „haków” na biskupa. Tajni agenci Bolesława Śmiałego dniem i nocą wypytywali osoby związane z biskupem o szczegóły jego życia, lecz ku ich zdumieniu – i co gorsza wściekłości władcy – niczego kompromitującego nie znaleźli. Skoro więc „haków” nie było, król postanowił je spreparować. Zabieg stary jak świat, czyż nie? Bolesław postanowił oskarżyć biskupa o jakieś przestępstwo na podstawie fałszywych zarzutów, sfabrykowanych dowodów i kłamliwych zeznań świadków. A ponieważ on sam miał być sędzią w sprawie, od początku wiedział, że wyrok, jaki ogłosi, będzie dla Stanisława ze Szczepanowa druzgocący. I jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, hierarcha zostanie nie tylko skompromitowany, ale również pozbawiony biskupstwa.

Afera gruntowa

Kilka lat wcześniej biskup, przy zachowaniu wszystkich wymaganych przez prawo warunków, zakupił dla krakowskiego biskupstwa wieś Piotrawin położoną tuż przy wschodnich rubieżach diecezji krakowskiej. Jak pisze Długosz, ta wieś należała do niejakiego rycerza Piotrka (od imienia którego przyjęła nazwę) i rozciągała się malowniczo u brzegów Wisły, niedaleko Lublina. (Notabene, wieś ta istnieje do dziś.) Piotrek umarł trzy lata przed tym, jak Stanisław obłożył króla klątwą. Bolesław, dowiedziawszy się, że Piotrek nie żyje, uznał, iż sprawa zakupu Piotrawina będzie doskonałym fundamentem jego spisku. Fundamentem, który oczywiście trzeba będzie nieco zmodyfikować. Bezzwłocznie skontaktował się z bratankami Piotrka i, obiecując stosowne nagrody, nakłonił ich, by oskarżyli Stanisława o bezprawne zawłaszczenie i dzierżawienie Piotrawina, który w istocie jest ich prawowitym dziedzictwem po stryju. Biskup, dowiedziawszy się o przygotowaniu procesu, spał spokojnie. Był pewien, że zeznania bratanków Piotrka potwierdzą jego niewinność. Tymczasem, kiedy już doszło do procesu (procesy takie toczyły się wówczas na łąkach i błoniach, w pobliżu rzek lub innych zbiorników wodnych, by konie uczestników nie padły z głodu i pragnienia), przekupieni bratankowie Piotrka wystąpili przeciw hierarsze. Wstrząśnięty kłamliwymi świadectwami biskup, poprosił o kilka dni przerwy w postępowaniu, ponieważ ten czas jest mu potrzebny na doprowadzenie przed sędziego-króla koronnego świadka, który zaświadczy o niewinności oskarżonego. Świadkiem miał być… nieżyjący od trzech lat Piotrek.

Wskrzeszony świadek

Jak podaje Długosz, Bolesław nader chętnie zgodził się na doprowadzenie przez biskupa świadka, który nie żył. Król był bowiem pewien, że tym pomysłem, Stanisław sam się pogrąża. Tymczasem biskup zwołał wszystkich duchownych z okolicy, by razem z nimi i kapłanami, którzy przybyli na proces z Krakowa pod Piotrawin, rozpocząć trwające przez trzy doby, modły wspierane postem w intencji wskrzeszenia Piotrka. Czwartego dnia o świcie, Stanisław nakazał otworzyć grób i nad trumną zaczął błagać Najwyższego o przywrócenie życia zmarłemu. Piotr powstał z grobu, doskonale wiedząc, po co. Wkrótce potem zeznał przed królem, że biskup jest niewinny, a oszołomiony władca, potwierdził brak winy Stanisława w wyroku. Po zakończonym procesie, jak czytamy w kronikach Długosza, hierarcha zapytał Piotrka, czy chciałby jeszcze pozostać przez kilka lat na ziemi, czy też wrócić, skąd przybył. Piotrek wyjaśnił, że kończy właśnie odbywać karę czyśćcową i zdecydowanie nie chce wracać do ziemskiego żywota, gdyż „tam” czeka na niego życie, które swym pięknem nieskończenie przewyższa ziemskie. Biskup odprowadził więc Piotrka do grobu i, spełniając jego życzenie, pozwolił mu zasnąć w Panu. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że rozmowa ze wskrzeszonym Piotrkiem odmieniła Bolesława II. Początkowo, wstrząśnięty mocą Bożą, zachowywał się nieco bardziej powściągliwie, ale wkrótce nie tylko powrócił do złych postępków, ale także zaczął je pomnażać. A około trzy lata po procesie, tj. w roku 1079, postanowił zabić biskupa ze Szczepanowa.

Złamany zakaz

Biskup Stanisław zaś nie ustawał w napominaniu władcy, by się opamiętał, nim będzie za późno. (Święty wypominał mu nie tylko piętrzące się i skandaliczne nadużycia władzy, ale również, jak pisze Długosz, nałogowe wręcz grzechy seksualne.) Ale król nie słuchał. Zwłaszcza, że Stanisław był jedynym biskupem, który tak otwarcie śmiał go krytykować i przywoływać do porządku. Trzy lata po niezwykłym procesie w Piotrawinie, biskup uznał, że czas zastosować poważniejsze sankcje wobec monarchy niż tylko słowne. Rzucił na Bolesława kolejną klątwę i zakazał przestępowania progów jakiejkolwiek chrześcijańskiej świątyni. Jak na to zareagował król, można się domyślać. Natychmiast, wraz z grupą swych gwardzistów ruszył do kościoła, w którym Stanisław zwykł sprawować Mszę. Biskup zagrodził mu drogę, nawołując niestrudzenie do nawrócenia. Bolesław nie wytrzymał i zaczął odgrażać się hierarsze. Nieco później zwykł pojawiać się w kościele ze swymi przybocznymi i ostentacyjnie przeszkadzał biskupowi w celebracji, Stanisław przerywał wtedy Mszę i nie wznawiał jej, dopóki władca nie opuścił kościoła. Przyszły święty nie miał wątpliwości, że król zrobi wszystko, by go zgładzić. I nie pomylił się. Zresztą o niecnych zamiarach monarchy wiedzieli także dworzanie, doradcy, a także krakowscy duchowni, którzy robili, co mogli, by odwieść Bolesława od zbrodni. Król tymczasem zdecydował dodatkowo, że zabije Stanisława w kościele, do którego biskup zabraniał mu wstępu. Ostrzeżony przez krakowskich duchownych Stanisław zaczął więc odprawiać Msze święte w tajemnicy w innych świątyniach miasta, w znanych tylko sobie porach dnia. Pewnego dnia (Jan Długosz pisze, że był to 8 maja, naukowcy natomiast twierdzą, że 11 kwietnia) Stanisław potajemnie odprawiał Mszę w kościele na Skałce. Szpiedzy króla, dowiedziawszy się o tym, błyskawicznie powiadomili władcę, a on z kilkoma rycerzami, wkrótce pojawił się u drzwi świątyni.

Niewidzialni agenci ochrony

Zajrzał do środka i, upewniwszy się, że biskup faktycznie celebruje Mszę, wydał rycerzom polecenie, że kiedy tylko Stanisław zakończy, oni wkroczą i go zabiją. Celebracja jednak się przeciągała, a może po prostu królowi tak się dłużyło? Tak czy inaczej, plan zabicia Stanisława po Mszy nie doszedł do skutku. Krótko przed Przeistoczeniem Bolesław miał dość czekania. Rozkazał rycerzom wejść do świątyni i zabić biskupa od razu. Posłuchali. Weszli. Ruszyli ku ołtarzowi i nagle jakaś siła powaliła ich na ziemię. Chcieli się podnieść, chcieli zadać śmiertelne ciosy Stanisławowi, ale nie mogli. Przerażeni na czworakach wybiegli na zewnątrz i jeden przez drugiego opowiadali władcy, co się stało. Nie dał wiary. Rozwścieczony zwymyślał im od bab! (Tak pisze Długosz – od bab!). Nakazał natychmiast wrócić i wykonać rozkaz. Niewidzialne siły powaliły rycerzy jeszcze dwukrotnie i jeszcze dwa razy przerażeni uciekli ze świątyni. Rozjuszony król, będąc pewnym, że udają, bo po prostu boją się podnieść rękę na duchownego, sam dobył miecza i ruszył ku biskupowi. Tajemnicze siły nie próbowały go zatrzymać. Jak czytamy w rocznikach Długosza, Bolesław zadał biskupowi cios mieczem w głowę w trakcie Przeistoczenia. Biskup zaś, nim oddał ducha, poprosił Boga o miłosierdzie dla oprawców.

A skoro już jesteśmy przy długoszowskim zapisie o tym, jak Bolesław Śmiały uśmiercił Stanisława ciosami w głowę, zatrzymajmy się przy czczonej do dziś w Krakowie relikwii czaszki świętego i wynikach analiz naukowych, którym została poddana. Jan Olbracht i Marian Kusiak, krakowscy specjaliści medycyny sądowej, w 1963 roku, zbadali spoczywającą w relikwiarzu katedry wawelskiej czaszkę uznawaną za relikwię św. Stanisława biskupa, zamordowanego przez Bolesława Śmiałego i poćwiartowanego po śmierci przez towarzyszących mu szlachciców. Dwa lata później naukowcy opublikowali rezultaty swojej ekspertyzy. W publikacji Tadeusz Grudzińskiego „Bolesław Śmiały-Szczodry i biskup Stanisław” czytamy, że czaszka należała do mężczyzny liczącego czterdzieści lub więcej lat. (Św. Stanisław w chwili śmierci miał blisko czterdzieści dziewięć lat – przyp. autorki). Ekspertyza wykazała liczne wgniecenia blaszek zewnętrznych kości, które prawdopodobnie były wynikiem urazów zadanych tępym narzędziem. Najgłębsze i najdłuższe wgniecenie (około 6 centymetrów) znajdowało się na potylicy i ciągnęło się od góry ku dołowi. Mniejsze wgniecenia stwierdzono na kości czołowej i kościach ciemieniowych. Eksperci ustalili, że w oparciu o analizę czaszki, nie potrafią określić przyczyn śmierci zmarłego. W 1966 roku Marian Plezia postawił hipotezę, że czaszkę tę można uznać za czaszkę biskupa Stanisława. Swoją tezę argumentował tym, że od momentu śmierci Stanisława do jego kanonizacji w 1253 roku, znane było miejsce przechowywania zwłok, nie powinno więc być wątpliwości co do ich identyfikacji. Po kanonizacji Stanisława, czaszka znalazła się w katedrze krakowskiej jako relikwia. W 1478 roku kapituła krakowska poddała ją badaniom, a ich wynik był podobny do badań z 1963 roku.

Niebieskie światła i tajemnicze orły

Długosz pisze, że rycerze, których tajemnicza siła trzykrotnie powstrzymała przed zabiciem biskupa, chcąc zatrzeć przed władcą „ohydę swego poprzedniego niemęztwa”, z niewypowiedzianym bestialstwem pastwili się nad ciałem zabitego Stanisława. Rozrąbali je mieczami na tysiączne cząstki, które następnie – na wyraźne polecenie Bolesława – rozrzucili po odległych częściach miasta na pastwę zwierząt i ptaków. Bolesław surowo zakazał wszelkich prób zbierania ich i grzebania. Jednak duchowni i inni pobożni, odważni mieszkańcy Krakowa wyszli nocą na ulice, by odnaleźć i pogrzebać poćwiartowane ciało męczennika. Poszukiwania okazały się stosunkowo łatwe, ponieważ nad każdą cząstką ciała świętego lśniło nadprzyrodzone niebieskie światło. Jan Długosz podaje też, że nim zapadła noc, nad Krakowem pojawiły się cztery wielkie orły odganiające od rozrzuconych członków świętego zwierzęta i ptaki. Cząstki ciała biskupa przynoszono w jedno wskazane miejsce, a czuwający przy nich duchowni układali je w całość. Gdy wszystkie cząstki odnaleziono, owe cztery orły zaczęły strzec jego zwłok. Lecz na orłach i niebieskich światłach cuda wcale się nie skończyły.

Złe i dobre proroctwo

Gdy wszystkie cząstki ciała rozćwiartowanego męczennika ułożono obok siebie, te nieoczekiwanie połączyły się i to w taki sposób, że nie było widać nawet blizn! Jeszcze tej samej nocy, niektórym z mieszkańców Krakowa, o których Długosz pisze, że słynęli z pobożności i świętości, dane było poznać niebieskie proroctwa związane ze śmiercią biskupa. Pierwsze z nich było niepomyślne i mówiło o tym, że tak jak ciało świętego zostało rozdrobnione przez oprawców, tak wkrótce zostanie podzielona i rozdrobniona jego ojczyzna. Druga zaś przepowiednia głosiła, że pomimo rozdrobnienia kraju przyjdzie czas, kiedy cząstki Polski znów zrosną się w całość, tak jak ciało krakowskiego męczennika. Czy owe przepowiednie się spełniły? Jan Długosz wiedział, że tak. Wieści o bestialskim mordzie na biskupie krakowskim szybko dotarły do papieża Grzegorza VII, w konsekwencji czego Bolesław II został wkrótce pozbawiony tronu i wygnany z Polski. Rządy po nim objął jego brat – Władysław Herman, który zdjął z Polski klątwę rzuconą przez Ojca Świętego po zabiciu Stanisława. Wkrótce potem królem został Bolesław Krzywousty, od testamentu którego rozpoczęło się rozbicie dzielnicowe Polski. Dopiero Władysław Łokietek zjednoczył jej ziemie pod swoim panowaniem.

CUDA W HISTORII POLSKI

Biskup Stanisław ze Szczepanowa, pierwszy polski święty, znany jest nam przede wszystkim z męczeństwa poniesionego za sprawą króla Bolesława Śmiałego. Tymczasem mało kto zdaje sobie sprawę, że biskup Stanisław był również głównym bohaterem jednego z najbardziej niezwykłych i spektakularnych procesów w dziejach Kościoła.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content