7,8 C
Warszawa
środa, 24 kwietnia, 2024

Czy jest możliwe porozumienie bez przemocy ze światem Islamu? – O. Jan Konior, SJ

26,463FaniLubię

Od 11 września 2001 roku, kiedy światem wstrząsnęła wiadomość o niebywałym dotąd zamachu terrorystycznym skierowanym na wieżowce World Trade Center, od czasu tego historycznego już wydarzenia oskarżany o nie islam wywołuje uczucie niegasnącego niepokoju lub wręcz lęku. Mimo z przekonaniem powtarzanych słów obrony, iż religia nie jest temu winna, a terroryzmu nie należy z nią utożsamiać, że przemoc występuje również w świecie chrześcijańskim – opinia publiczna zachwiana tym oraz podobnymi wydarzeniami pozostaje wciąż nieufna i nie daje się przekonać nawet wobec najsilniejszych argumentów. Wszak zabójstwa z rąk wyznawców islamu są powszechne w Izraelu, Indonezji, na Filipinach, w Pakistanie, w Indiach i innych krajach. Prawdą jest także, że u źródeł wszystkich trzech religii monoteistycznych: chrześcijaństwa, judaizmu i islamu – znaleźć można ślady krwi. Powstają zatem pytania: czy święta wojna przeciwko niewiernym jakkolwiek motywuje islam? Co naprawdę w doktrynie islamu oznacza taka wojna? Jakie są perspektywy ekspansji tej religii w świecie, a zwłaszcza w chrześcijańskiej Europie? Czy utożsamienie islamu z fundamentalizmem jest właściwe? Czy jest to religia niereformowalna? Czy wiara muzułmanów jest wiarą w przemoc? W ostatnich latach nagłówki gazet raczej budziły lęk, niż nadzieję.

Sięgnę zatem do korzeni, do początków powstania tej religii, by przybliżyć omawiany problem i podjąć próbę odpowiedzi na rodzące się pytania. Przedstawię pokrótce tło historyczne i procesy, jakim ulegał islam, a następnie spróbuję znaleźć odpowiedź na pytanie o to, czy islam stanowi dla nas, Europejczyków, jakiekolwiek zagrożenie, a jeśli tak – to jakie.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Początek historii islamu sięga roku 610 n.e. w Mekce. Ówcześni Arabowie to rozdrobnione wędrowne plemiona o różnym trybie życia, jednak wspólnych korzeniach. Ich członkowie posługiwali się zbliżonymi do siebie dialektami, co istotne wpłynęło na przyjęcie nowej religii i zrozumienie Koranu. Od wieków plemiona te walczyły między sobą, zbrojnie zdobywały niewielkie tereny, nierzadko uprawiając rozbój – by następnie przenieść się w inne miejsce. Często także wewnątrz samych plemion dochodziło do walk pomiędzy klanami rodzinnymi. Mężczyźni zawsze gotowi byli do walki, a kobiety pilnowały dzieci i namiotu.

Plemiona arabskie nie posiadały jednolitej religii, panteon ich bóstw był bardzo liczny. Inne bóstwa czczono w Arabii południowej, a inne w północnej, wiele z nich posiadało jednak cechy wspólne, pochodzące z opisów Starego Testamentu. W VI wieku powstawać zaczęły ośrodki religijne, w których czczonym bóstwom budowano świątynie. Arabowie nawiązali bliższy kontakt z ludnością osiadłą w miastach, między innymi z żydami i chrześcijanami. Rozpoczęła się próba łączenia bóstw, szukania Niepoznawalnego. Od judaizmu, później od chrześcijaństwa przejmowali wierzenia monoteistyczne, by w końcu nazywać Go Allahem, „panem Wschodu i Zachodu”.

W epoce rozwijającego się handlu i narastających napięć społecznych, około roku 610 przychodzi w Mekce na świat Muhammad (محم), w świecie chrześcijańskim znany pod imieniem Mahomet. W roku 610 wierzy on, że ma objawienia od Boga, które powinien przekazać swoim rodakom. Spisuje je w słynnej, świętej księdze – Koranie (القُرْآن al-Qur’ān – arab.: czytanie, recytacja). Istota jego przesłania zawiera się w przekonaniu, że jest jeden Bóg ( Allah), litościwy i wszechmocny, i że to On jest tym, który kieruje historią wydarzeń. Bóg jest sędzią sprawiedliwym i osądza ludzkie czyny, a Prorok Mahomet wierzy w pochodzący od Niego przekaz. Sam wcześniej doświadcza cierpienia, zostaje osierocony, wychowuje go wuj, potem dziad. W wieku 25 lat staje się zamożnym kupcem. Wdowa Chadidża, której karawanami kieruje, proponuje mu małżeństwo. Wydawać by się mogło, że spełnia swoje potrzeby, a jednak dręczy go niepokój, który wkrótce doprowadzi do poważnego kryzysu. Opuszcza żonę i pracę, udaje się na pustynię, na górę Hira, gdzie nastąpi wydarzenie, które zmieni nie tylko jego życie, ale wpłynie też na dzieje ludzkości.

Objawienie

Pierwszy biograf proroka Mahometa, Muhamad Ibn Tsha, nazywa to wydarzenie „nocą przeznaczenia”. „Leżałem uśpiony” – brzmią słowa proroka. „Pewnej nocy, kiedy zasnąłem, przyszedł do mnie archanioł Gabriel i powiedział: «Czytaj!» Ta scena powtórzyła się dwa razy. Mahomet powiedział, że nie potrafi czytać, wtedy Gabriel zaczynał recytować: «Czytaj w imię twego Pana, który stworzył! Stworzył człowieka z grudki krwi zakrzepłej! Czytaj! Twój Pan jest najszlachetniejszy! On jest tym, który nauczył człowieka przez pióra, nauczył człowieka tego, czego nie wiedział»”. Gabriel znikł, a Mahomet się obudził i poczuł, że coś wycisnęło pieczęć na jego sercu. Zaczął schodzić z góry i nagle usłyszał głos z nieba: „O Muhamadzie! Ty jesteś posłańcem Boga, a ja jestem archanioł Gabriel”. Była to decydująca chwila w jego życiu. Odtąd miał świadomość, że sam Bóg powołał go na Proroka. Szybko powrócił do Mekki i zaczął nauczać o zmartwychwstaniu i o Sądzie Bożym. Do kupców mówił: „Bóg was osądzi po waszych czynach”. W jego nauczaniu było coś pociągającego. Został jednak uznany za niebezpiecznego wywrotowca i wyrzucono go z Mekki. Tak jak Abraham, który opuścił ziemię ojczystą, również Mahomet musiał porzucić rodzinne miasto i udać się w roku 622 do Jasriby (późniejszej Medyny). Data tej przeprowadzki stała się początkiem kalendarza muzułmańskiego. Mahomet zyskał wiernych, a islam stale rósł w siłę polityczną. Ukonstytuowało się pierwsze państwo islamskie, którego religijnym i politycznym przywódcą został Mahomet. Wyznaczyło ono po wsze czasy wzór życia publicznego muzułmanów.

Prorok

W Jasribie Mahomet spotyka mieszkających tam żydów, którzy jednak nie uznają go za proroka. Kpią z pewnych fragmentów Koranu, a nawet sprzeciwiają się im gwałtownie. Mahomet siłą wyrzuca ich z miasta i morduje. Następnie, dzięki przychylności arabskich plemion koczowniczych, napada na Mekkę i zdobywa ją w walce zbrojnej. Jego wyznawcy wyrzucają z Mekki wszystkich pogan, a sam Mahomet ogłasza nową erę. Miasto staje się głównym centrum życia politycznego i pielgrzymkowego państwa, a Prorok zyskuje sobie jeszcze większe uznanie i autorytet wśród plemion koczowniczych.

W 632 roku mówi do tłumów: „Dzisiaj dopełniłem dla was mojej religii i wypełniłem całą rozciągłość mojej łaski wobec was. Jest moją wolą, aby islam był waszą wiarą. Pozostawiłem wam Księgę Allaha i jasne przykazania. Jeżeli będziecie się ich trzymać, nie zejdziecie na złą drogę”. W tym samym roku umiera.

Prorok Mahomet pozostawił więc po sobie religię i państwo. Luźne, dotąd koczownicze plemiona arabskie, trudniące się grabieniem sąsiadów, ustanowiły organizację państwową, na czele której stanął kalif (arab. chalifa: następca). Mahomet i jego zwolennicy szybko zorientowali się, że jeśli chcą zachować zwartość plemion, muszą skierować ich energię na zewnątrz. O ekspansji islamu zdecydowała więc, w jakimś stopniu, specyfika kultury koczowniczych Arabów. Życie na pustyni wymagało walki i pewnego stopnia agresji zapewniającej przetrwanie. Pierwotnie była ona rozładowywana w walkach wewnętrznych toczących się pomiędzy plemionami. Islam później ich zakazał. Natomiast zewnętrzna ekspansja militarna rozpoczęła się na dobre wtedy, kiedy Arabowie zdali sobie sprawę ze słabości Greków i Persów. Początki islamu mają zatem charakter militarny i polityczny, a nie religijny. Historycy muzułmańscy sugerują, że tak naprawdę islam narodzi się dopiero w drugim stuleciu po śmierci Mahometa, by ideologicznie uzasadnić arabskie podboje.

Eksplozja islamu od VII do X wieku

W historii islamu czytamy: „Rok 633 – podbój Jemenu, 638 – zajęcie Jerozolimy, 642 – zwycięstwo nad Persami pod Nihawend i zajęcie Aleksandrii, 644 – opanowanie Syrii i Persji, 656 – opanowanie całego terytorium Egiptu, podbój Afryki północnej, 711 – Tarik ibn Zihad przekracza cieśninę Gibraltar, 713 – armia arabska u granic Chin, 717 – opanowanie Hiszpanii, 732 – Arabowie dochodzą pod Tours i Poitiers w dzisiejszej Francji, powstrzymują ich wojska Karola Młota”.

W VIII wieku, po odbudowie południowych tras Jedwabnego Szlaku i zapoczątkowanym tolerancyjną polityką cesarza Tai Tsunga otwarciu się Chin na świat (627-649), kupcy arabscy sprowadzili tam islam. Powstały nowe społeczności mahometańskie, szczególnie w północno-zachodnim Junnanie, Kantu, Chinghai i Sinkiangu. W owym czasie liczba wyznawców islamu określana była na 10-50 milionów – tak przynajmniej szacuje znany jezuicki historyk, Mark Chang. Islam chciał posunąć się dalej, fanatycy krzyczeli: „Świat dla Mahometa, a tron Smoka dla pierwszego dowódcy, który dosięgnie Chin”. Warto zadać pytanie, dlaczego islam nie podbił Chin przysłowiowym ogniem i mieczem i co spowodowało, że zatrzymał się w ekspansji skierowanej na ziemie chińskie? Wszak dowódca arabski Kateba zdołał do Chin dotrzeć. Niewiadomo jednak, dlaczego przerwał swój marsz: czy powodem była niewystarczająca liczba posiadanych wojsk, czy też przeraziła go potęga Cesarstwa Chin? Na podbitych terenach meczety islamskie dostosowywały się do świątyń buddyjskich, a na ołtarzu miejsce Buddy zajmował teraz Koran.

Na początku X wieku imperium islamu oparło się o Chiny i Indie na wschodzie, o Atlantyk i Pireneje na zachodzie, a po opanowaniu Sycylii, Krety i Salonik – Morze Śródziemne stało się wewnętrznym morzem Saracenów.

Ekspansja islamu od XI wieku

W drugiej połowie X wieku ekspansywna polityka Bizancjum odbiła z rąk muzułmanów północno-wschodnie wybrzeża Morza Śródziemnego, a na wschodzie znaczne części Azji Mniejszej, aż po Mezopotamię. W tym czasie siły Bizancjum i Kalifatu Arabskiego równoważą się, podboje islamu przenoszą się w głąb Afryki, a na wschodzie Arabowie zdobywają znaczne obszary Indii. W latach 1096-1291 trwają wyprawy krzyżowe. Jednak słabnąca na początku drugiego tysiąclecia siła Bizancjum pozwala Arabom na ponowną ekspansję w północnej części Azji Mniejszej, zakończoną całkowitym opanowaniem Palestyny i zdobyciem Konstantynopola.

Następne wieki przynoszą zmiany w zasięgu terytoriów opanowanych przez Islam: w XV wieku rozpoczyna się ekspansja na Bałkany i w głąb środkowej Europy, z kolei w wyniku rekonkwisty w 1492 roku ostatni Arabowie opuszczają Półwysep Iberyjski. Islam rozprzestrzenia się też w Azji południowo-wschodniej. Aż do XVII wieku wojska muzułmańskie odnoszą zwycięstwa nad armiami chrześcijańskimi – co w świadomości Europejczyków rozbudowuje poczucie tzw. zagrożenia tureckiego, a tym samym strach przed islamem. Ostatecznie ustalają się granice feudalnego państwa islamskiego. Następuje stagnacja, zanik władzy centralnej kalifa, powstaje kilka niezależnych kalifatów i emiratów. Największym państwem staje się Imperium Otomańskie. W tym czasie w świecie zachodnim kończy się okres feudalizmu, rozpoczyna się ekspansja kolonialna, a potem imperialistyczna. Europejczycy opanowują Afrykę północną, Azję centralną i wschodnią i odzyskują stopniowo tereny Europy południowo-wschodniej. Ujawnia się wielka różnica w poziomie nauki, gospodarki, sposobu sprawowania władzy i administracji pomiędzy krajami muzułmańskimi a europejskimi – na korzyść tych ostatnich.

Od XIX wieku rozpoczyna się emigracja zarobkowa muzułmanów, na skutek której islam zaczyna stopniowo rozprzestrzeniać się w Europie zachodniej i Ameryce Północnej. W tym samym czasie dociera też do Tybetu. Obecnie w prowincji Gansu znajduje się żeńska szkoła chińsko-arabska, a także edukacyjne centrum dla dzieci, założone w 2004 roku.

Przyczyny i skutek ekspansji arabskiej

Jakie były zatem przyczyny podbojów: religijne czy polityczne? Dlaczego inne ludy chętnie przyjmowały islam? Europejscy znawcy islamu uważają, że przyczyny podbojów były bardzo prozaiczne: ekonomiczny przymus, wyrwanie się z ograniczonych zasobów pustyni, a nierzadko także głód. Jeden z anonimowych wierszy tamtego okresu mówi: „Nie, nie dla Raju porzuciłeś swe życie koczownicze, raczej była to tęsknota za chlebem i daktylami”. Wiara spełniała funkcje integracyjne i organizacyjne. Arabowie chcieli zdobyć bogactwa zgromadzone w imperium sasanidzkim i bizantyjskim. Imperium arabskie zostało stworzone nie tylko siłą oręża, a wiara, którą przyjęły podbite ludy, nie była wynikiem przymusu militarnego.

Większość podbijanych ludów akceptowała ekspansję arabską i nową władzę, gdyż w odróżnieniu od dotychczasowych autokratycznych i absolutystycznych rządów Rzymu, Persji i Bizancjum system arabski nie zmieniał statusu społecznego pogan – ”niewiernych” z najniższych i najliczniejszych warstw społeczeństwa (będących w całkowitej zależności od władzy feudalnej), a dla przyjmujących islam oferował możliwość stania się człowiekiem wolnym. Żydzi, chrześcijanie i sabejczycy dla muzułmanów byli „Ludźmi Księgi” (ahl-al-kitab), czyli posiadającymi objawione przez Boga Pismo Święte. Hadisy (krótkie opowiadanie o czynach Mahometa, także jego towarzysz, przekazywane przez wiarygodnych świadków – sprawdzone i spisane w IX wieku) przedstawiają te religie jako monoteistyczne, o takich samych podstawach wiary w Boga. Zatem, jeśli nie walczyły one z wyznawcami islamu, to ich przedstawiciele uznawani byli za reprezentantów wyznań chronionych (ahl-az-zimma) i zobowiązani do płacenia podatku pogłównego (dżizja) jako opłaty za ochronę. W wieku X za chronionych uznano również zoroastorian. Dawało im to możliwość tworzenia władzy kościelnej, gmin wyznaniowych i własnych sądów.

Islam, w przeciwieństwie do innych religii, nie narzucał wiary siłą. Mieszkańcy podbitych terytoriów zachowywali status chronionych mniejszości. Podboje terytorialne miały w rzeczywistości na celu zdobycie łupów, zwiększenie liczby poddanych płacących podatki na rzecz władcy, nie zaś pomnożenie wyznawców Proroka. Wyprawy wojskowe, z tytułem świętej wojny dzihad (جهاد – arab.: zmaganie, walka), w większości sprowadzały się do usunięcia zagrożenia ze strony wroga zewnętrznego i zdobycia, oprócz łupów, również niewolników, którymi następnie handlowano w Al-Fustat (Kair), Bagdadzie i Kordobie.

Dżihad

Etymologicznie słowo dżihad oznacza dokładanie starań w jakiejś dziedzinie. W islamie terminem tym określa się wysiłki i starania na „ścieżce Boga”, o panowanie na świecie dobra i sprawiedliwości, o wykorzenienie zła i ucisku, czyli chodzi o podejmowanie działań na rzecz szerzenia islamu. W pierwszym wieku istnienia islamu dżihad oznaczał opór i obronę wyznawców Allaha przed Arabami, którzy nie byli muzułmanami.

Istnieją dwa rodzaje dżihadu: większy i mniejszy. Dżihad większy jest ważniejszy – polega on na nieustannych wysiłkach podejmowanych przez każdego muzułmanina w celu wykorzenienia wszystkiego, co w jego życiu jest grzeszne lub przeciwne takiemu sposobowi życia, jakiego Bóg chce dla ludzi. Jest to zatem walka z szatanem i jego pokusami lub wszelkie działania na rzecz własnej gminy. Narzędziami tego dżihadu są w pierwszym przypadku serce, a w drugim – ręce i język. Dżihad mniejszy (kital), którego narzędziem jest miecz, polega na obowiązku zbrojnej obrony samego siebie, uciskanych ludzi lub muzułmańskiego sposobu życia, jeśli jest atakowany. Islam nie jest bowiem religią pacyfistyczną i jeśli wszystkie inne środki zostały wyczerpane, dopuszcza akcję zbrojną w słusznej sprawie. Zawsze jednak musi to być walka w samoobronie przeciw atakowi lub uciskowi, a nie we własnym interesie.

Z czasem dżihad zaczął przybierać różne formy, włącznie z wojną ekspansywną – próbą podboju świata w imię nawracania na islam, aczkolwiek znawcy tematu podkreślają, że wojna religijna była tylko pretekstem do zdobywania nowych terytoriów. Tu jednak „święta wojna” jest rozumiana jako walka z „niewiernymi”.

W potocznych opiniach mianem dżihad określa się również wojnę muzułmanów z zakonami rycerskimi w Ziemi Świętej i wojskami krzyżowców. Nie jest to do końca prawda, gdyż z punktu widzenia muzułmanów była to walka o tereny zamieszkałe w dużej części przez ludność arabską i pogańską, określana mianem kital (czyli dżihad mniejszy). Chrześcijanie stanowili niewielki procent tamtejszej ludności, natomiast byli jedynymi niemuzułmanami stawiającymi opór ekspansji arabskiej. W okresie od XI do XIII wieku na terenie Palestyny większość walk toczyła się pomiędzy władcami muzułmańskimi, głównie kalifem Egiptu a lokalnymi emirami, o strefy wpływów, dochody z handlu i podatków. Zdarzało się, że brali w nich również udział rycerze zakonu templariuszy i szpitalników, wspierając jedną z walczących ze sobą stron. Nie można pominąć również faktu, że zakony rycerskie, Bizancjum, chrześcijanie zachodni – wszyscy oni walczyli między sobą.

Często natrafić można na informację, że muzułmanie dawali podbitym ludom do wyboru: „islam albo miecz”. Jest to prawda tylko w odniesieniu do zachowujących pogaństwo plemion arabskich, ponieważ muzułmańskim zarządcom zależało na efektywnym sprawowaniu opieki i czerpaniu z tego odpowiednich korzyści materialnych. Ich przedstawiciele czuli się na ogół obywatelami drugiej kategorii – co było najczęstszą przyczyną konwersji na islam, a co dawało też możliwość awansu społecznego i ekonomicznego. W ten sposób wyznanie Proroka stało się religią dominującą na obszarach podbijanych, mimo że już wcześniej istniało tam chrześcijaństwo.

Słowo islam oznacza oddanie, poddanie się Bogu. Muzułmanie są poddanymi Allaha, wypełniają jego wolę i czczą Mahometa. Islam jest równocześnie religią, prawem, kulturą i polityką, dla których zasady, obowiązki, zakazy i nakazy zostały ujęte w świętej księdze – Koranie. Kodyfikacja zasad dżihadu formowała się w wiekach późniejszych. Utożsamienie dżihadu z kitalem jest koncepcją, która narodziła się pod koniec walk o Palestynę, w wieku XII. Natomiast nawet dżihad mniejszy nie może być prowadzony w celu nawrócenia chrześcijan lub żydów, lecz wyłącznie niewierzących (politeistów) oraz obłudników (czyli pozornych muzułmanów, faktycznie politeistów, w swoim sercu czczących duchy, świętych i ich groby). Jednak od czasu wojen krzyżowych dżihadem nazywana jest wojna przeciw chrześcijanom najeżdżającym ziemie muzułmanów, a także walka przeciw mocarstwom kolonialnym. Zdarza się także, że do dżihadu wzywają muzułmanie przeciw muzułmanom, tak jak w czasie krwawej wojny iracko-irańskiej w latach 1980-1988.

Islam w Europie – Terażniejszość

Obecna Europa (głównie Europa Zachodnia, ale nie tylko) jest post-chrześcijańska. Jak oficjalnie stwierdził Prefekt Kongregacji Nauki i Wiary, kard. Joseph Ratzinger w niemieckim tygodniku „Die Welt” jeszcze przed wyborem na Stolicę Piotrową – Kościół na Zachodzie przeżywa poważny kryzys. Mówiąc o sytuacji Kościoła w Niemczech, zaapelował o odrodzenie chrześcijaństwa. Jego zdaniem potrzeba dziś wiarygodnych reprezentantów Kościoła, takich jak np. Matka Teresa z Kalkuty lub Maksymilian Kolbe. Ratzinger skrytykował też Zachód za negatywne postrzeganie chrześcijaństwa, które traci przez to swoją tożsamość. Przestrzegł, że tą „pustą przestrzenią” mogą zawładnąć fanatyczne siły islamu. Jednocześnie ostrzegł przed ocenianiem islamu jedną miarą. Zdaniem kard. Ratzingera, Zachód powinien pomóc światu islamskiemu, „by ten ponownie wydobył na pierwszy plan swoją pozytywną, nie terrorystyczną historię”.

Islam jest religią bezkompromisową, co w efekcie prowadzi do prześladowań i wojen ze wszystkimi, którzy jej zagrażają, w tym także z muzułmanami podchodzącymi zbyt swobodnie do zasad spisanych w Koranie. Tylko czy zjawisko to nie było obecne w chrześcijaństwie i w religii judaistycznej? Często tam, gdzie pojawiało się imię Jezusa – lała się krew innowierców.

Fanatyzm jest jedną z form postawy występującej w wielu religiach świata. Świadczą o tym współczesne wydarzenia na terenie Indii i Pakistanu, Filipin, Afryki i innych krajów muzułmańskich w środkowej Azji i na Bliskim Wschodzie, a także na terenie Bałkanów w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. Fanatyzm jest zawsze taki sam: wynika z przekonania o własnej słuszności i ślepej wiary w posłannictwo, czyni z religii działalność barbarzyńską. Chrześcijaństwo, po 2000 latach istnienia, w czasie których niejednokrotnie zdarzało mu się zbłądzić, stanęło przed lekcją lustra prawdy. Współczesny islam wszedł w swój wiek XV. Wiek XV według rachuby zachodniej zanotował z kolei przebudzenie, a następnie kontrreformację i długotrwałe wojny religijne. Kraje islamu potrzebują wewnętrznej stabilizacji, określenia kierunków rozwoju, a świat chrześcijański powinien im w tym dopomóc. Pytanie: jak to zrobić? Na pewno nie z pozycji silniejszego, który ma zawsze rację i chce rządzić światem. Bo czy współczesne metody walki, które wprawdzie nie są wymierzone przeciw islamowi, a przeciw islamskim terrorystom, nie niosą próby dominacji ekonomicznej i kulturowej nad krajami muzułmańskimi? Czy w przyszłości nie pogorszy się sytuacja na scenie światowej i reakcja tej słabszej strony nie będzie jeszcze bardziej radykalna?

Fanatyzm religijny nie rodzi się z niczego. Często wyrasta na podłożu ekonomicznym lub politycznym, a religia staje się jednym ze środków służących do osiągnięcia zamierzonego celu. W mediach zachodnich między fundamentalizmem islamskim a fanatyzmem często stawia się znak równości. Termin „fundamentalizm” w odniesieniu do islamu używany jest w wielu znaczeniach – stąd bierze się sporo nieporozumień. Ogólnie odnosi się on do prądów myślowych i ruchów muzułmańskich, które w XIX i XX wieku narodziły się pod wpływem kontaktów z Zachodem. Muzułmanie zauważyli, że ich cywilizacja, w przeszłości przewyższająca na wielu polach zachodnią, współcześnie militarnie, politycznie i technologicznie jest znacznie słabsza, a w świecie dominującą rolę odgrywają państwa europejskie i USA, przy czym nierzadko wywierają też wpływ na sytuację w państwach muzułmańskich. Ruchy i partie polityczne o nastawieniu fundamentalistycznym coraz częściej zyskują zwolenników w społecznościach muzułmańskich, rozczarowanych niewydolnością i nepotyzmem rządów wzorujących się tylko powierzchownie na europejskich systemach sprawowania władzy, obwiniają je również o uleganie presji mocarstw zachodnich, wskazując głównie na dynastię Saudów, panującą w Arabii Saudyjskiej. Obserwacje te stały się początkiem głoszenia postulatów odnowy islamu i jego cywilizacji poprzez powrót do podstawowych zasad, czyli do fundamentów wiary – stąd fundamentalizm. Część radykalnych fundamentalistów sięga po terror. Z zasady przedstawiciele tej grupy nie wywodzą się z najbiedniejszych i niewykształconych warstw społecznych – należą raczej do klasy średniej. Nierzadko są wykształceni na Zachodzie, czego przykładem mogą być sprawcy zamachów przeprowadzonych przez Al-Kaidę 11 września 2001 roku, w tym sam Osama ben Laden.

Należy wziąć pod uwagę fakt, że większość fundamentalistów wywodzi się z odłamu szyickiego, który stanowi niewielki procent wszystkich muzułmanów, a w którym najbardziej radykalni również stanowią niewielką część. Jednak spektakularne akcje terrorystyczne tych ostatnich, nagłaśniane przez media na całym świecie, tworzą w wyobraźni odbiorców zafałszowany obraz całego islamu.

Zaraz po ataku na USA 11 września 2001 roku George W. Bush zapowiedział: „krucjatę cywilizowanego świata przeciw islamowi”. Szybko zorientował się jednak, ze popełnił poważne faux-pas. Czy w emocjach, których nie mógł powstrzymać, nie dolał przysłowiowej oliwy do ognia? Muzułmanie są bardzo czuli na punkcie swojej religii i urazów nie zapominają. Z kolei obecny prezydent USA, Barack Obama, od początku swojej prezydentury zapisał się pozytywnie w stosunkach amerykańsko-islamskich?

Mimo negatywnego obrazu islamu utrwalonego w odbiorze społecznym Zachodu, liczba wyznawców tej religii wciąż wzrasta. Wielu muzułmanów jest przekonanych, że islam już w niedługim czasie będzie jedyną religią świata. Bardzo łatwo zakorzenia się on w zsekularyzowanych społeczeństwach Europy, np. we Francji lub w Niemczech. W całej Europie żyje ok. 40 mln. wyznawców Allaha, a według prognoz w roku 2025 ta liczba ma się wahać od 45 do 55 mln. muzułmanów. Warto tutaj dodać, że wyznawcami islamu są nie tylko muzułmanie – przybywa również Europejczyków. Islam należy zaliczyć do najbardziej dynamicznych ze wszystkich religii świata, co jest konsekwencją rozwoju demograficznego (podczas gdy w krajach chrześcijańskich mamy do czynienia z niżem demograficznym) oraz sekularyzacji społeczeństw zachodnioeuropejskich. Muzułmanie w Europie zaczynają wypełniać pustkę po umierającym chrześcijaństwie. Kultura islamska odpiera wszelkie misyjne wysiłki Kościoła. Głoszenie imienia Jezusa i Jego Krzyża jest uważane za podważanie zasad islamu. W wielu krajach arabskich nie ma miejsca na pluralizm religijny, gdyż muzułmanie uważają swoją religię za jedyną słuszną. Według wiary muzułmańskiej Prorok Mahomet ustanowił najlepsze prawo religijne i najlepszą wspólnotę, dlatego inne grupy religijne nie mają racji istnienia. Świat muzułmański widzi destrukcję, materializm i nihilizm euro-amerykańskiego człowieka. Dlatego ma rację ks. Tomas Halik w książce: Cierpliwość wobec Boga, spotkanie wiary z niewiarą, gdy pisze, że „obecnie nie ma nic ważniejszego w naszym świecie niż znalezienie drogi między Scyllą religijnego fundamentalizmu a Charybdą fanatycznego sekularyzmu”.

Dialog międzyreligijny – Porozumienie bez przemocy

W dialogu nie chodzi tylko o samą wymianę myśli. W dialogu obie strony powinny być traktowane jako podmiot. Jak trafnie zauważył znany mi osobiście niemiecki jezuita, Hans Waldenfels, w książce: Chrystus a religie, „człowiek Zachodu nie może się opowiadać tylko za podmiotowością wszystkich w swojej własnej kulturze, ale musi postawić całkiem na nowo kwestię podmiotowości w kulturach pozaeuropejskich, zwłaszcza azjatyckich”. Dialog nie może być zdominowany kartezjańskim myśleniem epoki nowożytnej: cogito ergo sum, z dominacją na ja, co też skrótowo charakteryzuje filozofię europejską z podkreśleniem ja i społeczeństwo. Dialog powinien raczej bardziej uwzględniać kierunek wyznaczony przez myślicieli XX wieku: Martina Bubera (1878-1965), Franza Rosenzweiga (1886-1929) i Emanuela Levinasa (1906-1995), wskazujących na ty-ja-my. Wydaje się to istotne, ponieważ „inne religie są nastawione sceptycznie do zachodniej myśli, a wraz z nią do wiary chrześcijańskiej, (…) twierdzą, że na Zachodzie panuje ciągle poczucie wyższości oraz przekonane o posiadaniu absolutnej prawdy”. Potrzebne nam jest otwarcie na doświadczenie i wymiana duchowa z innymi religiami, które inaczej postrzegają swoje zbawienie. Bo, jak stwierdził niemiecki jezuita Karl Rahner (wspólnie się przyjaźnili i wykładali z J. Ratzingerem w Niemczech), istnieje kilka różnych dróg do zbawienia, a chrześcijaństwo jest jedną z nich. Wyznawców innych wyznań nazwał „anonimowymi chrześcijanami”. Wszak i inne religie cechuje głęboka duchowość, a nawet mistyka. Ratzingera fascynowało „przebudzenie się islamskiej duszy” – duma z własnej tożsamości nadająca tej religii nową żywotność. Wydaje mi się, że takie renesansu życzył były papież naszej kulturze chrześcijańskiej. Mówił że zachód nie lubi sam siebie, więcej „nienawiść Zachodu do samego siebie”, to zjawisko patologiczne. Zachód nie dostrzega tego co czyste i wielkie, a tylko to, co godne pożałowania i szkodliwe. Innymi słowy mówi: „Europa, jeśli ma przetrwać, potrzebuje nowej – zapewne krytycznej i pokornej – samoakceptacji”.

Ważną ilustracją zmiany teologicznej była ogłoszona przez Vaticanum Secundum w 1965 roku deklaracja Nostra aetatae („W naszej epoce”). W historii Kościoła po raz pierwszy oficjalnie sobór uznał pozytywne wartości islamu oraz innych religii, tym samym otwierając drogę do dialogu międzyreligijnego.

Zadanie to, ze względu na świadomość wielowiekowej wzajemnej niechęci i wrogości – nie należy do łatwych. Widoczna jest odmienność obu stron w postrzeganiu roli religii. Dla chrześcijan, jak pisze w swojej książce R. Armour, Islam, Chrześcijaństwo i Zachód, Burzliwe dzieje wzajemnych relacji, „religia to raczej sprawa prywatna, niezwiązana ze sprawami obywateli, rządów i innymi zagadnieniami świata świeckiego. W islamie natomiast obie sfery są połączone – wiara i życie społeczne splatają się ze sobą”. Szyita Seyyed Hossein Nasr – na przykładzie słów wypowiedzianych przez Jezusa, wołającego, by oddać Bogu co boskie, a cesarzowi co cesarskie – pisze, że w islamie nigdy nie było takiego problemu „jak odróżnianie siebie od cesarza. Od samego początku islam stara się włączyć domenę cesarską, czyli życie polityczne, społeczne i ekonomiczne, do wszechobejmującego światopoglądu religijnego”. Nasr spostrzega też, że „w każdym dialogu między islamem a chrześcijaństwem bierze udział trzecia strona: sekularyzm współczesnego zeświecczonego Zachodu, co dodatkowo utrudnia rozmowy”. Okazuje się, że nawet najlepsze intencje nie przynoszą oczekiwanych rezultatów.

Wiele w kwestii dialogu międzyreligijnego dokonał św. Jan Paweł II. Niezapomniane pozostaje jego spotkanie w słynnym meczecie Umajjadów w Damaszku w maju 2001. Meczet ten został wzniesiony na miejscu chrześcijańskiego kościoła pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela. W „pierwszych latach islamu, zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie modlili się w tej bazylice. Potem muzułmanie ją nabyli i wznieśli na jej miejscu meczet. Ponieważ wyznawcy obu religii twierdzą, że przechowywana jest tu głowa poprzednika i zwiastuna Jezusa, budowla jest święta dla jednych i dla drugich”. Muzułmanie znający ducha chrześcijan zastanawiali się, czy Papież nie żywi nadziei na to, że muzułmanie się nawrócą. Lecz czy także muzułmanie nie mają podobnych życzeń w stosunku do chrześcijan, czy nie czekają na to, że i oni kiedyś się nawrócą?

Wspólna historia naznaczona śladami wypraw krzyżowych, inkwizycji, wypełniona duchem zachodniego kolonializmu, także tradycja – pokazują, jak trudny jest dialog na tle podziałów z niej wynikających.

Przyszłość, jaka?

Znany mi osobiście egipski jezuita, Samir Khalil Samir, autor eseju When Civilizations Meet: How Joseph Ratzinger Sees Islam, przedstawia problem dialogu międzyreligijnego w oparciu o wystąpienie Benedykta XVI z 20 sierpnia 2005 roku w Kolonii, podczas spotkania z przedstawicielami wspólnot muzułmańskich. Papież kładzie w nim nacisk na wzajemnie krzywdy: „Jeśli razem uda nam się wyeliminować z serca ślady wzajemnych pretensji, oprzeć się wszelkim formom nietolerancji i wyrazić sprzeciw każdemu przejawowi przemocy, zawrócimy falę okrutnego fanatyzmu, która zagraża życiu tak wielu osób i utrudnia postęp na drodze pokoju na świecie. Zadanie jest trudne, ale nie niemożliwe i wierzący mogą tego dokonać”. Papież podkreśla w tym miejscu niezwykle ważną kwestię, mianowicie problem „usunięcia z serc śladów wzajemnych uraz”. Według Benedykta XVI zrozumiałym jest, że te wzajemnie niewybaczone krzywdy są jedną z przyczyn współczesnego terroryzmu. Dalej dodaje: „Istnieje wiele możliwości wspólnego działania w służbie podstawowym wartościom moralnym: godności osoby ludzkiej i obronie prawa – godność musi stanowić cel każdego społecznego starania”. Dla Benedykta XVI dialog musi opierać się na centralnym umiejscowieniu człowieka ponad kulturowymi i ideologicznymi kontrastami. Jest to jeden z istotnych elementów nauczania Papieża w dialogu międzyreligijnym.

Przy innej okazji, w Ammanie, Benedykt XVI podkreślił swój wielki szacunek dla wspólnoty muzułmańskiej i zachęcał do wspólnego rozwijania potencjału ludzkiego rozumu. Wezwał chrześcijan i muzułmanów do pojednania i porzucenia wszelkich waśni. Przestrzegł jednocześnie przed „ideologicznymi manipulacjami religią”, które mają często podłoże polityczne. „Właśnie to jest prawdziwym katalizatorem napięć i podziałów, a czasami nawet przemocy” – oświadczył Papież. W jego opinii wszelkie konflikty powinny być rozwiązywane na drodze dialogu tak, aby wyznawcy wszelkich religii na Bliskim Wschodzie mogli żyć w pokoju. „Brzemię trudnej, często naznaczonej nieporozumieniami” historii powinno zostać przełamane.

„Przemówienie Papieża i przyjaźń, którą nam okazał, dają nadzieję, że rozpoczęliśmy nowy rozdział w stosunkach z Kościołem. To chyba naprawdę nowy początek” – skomentował prof. Hamdi Murad, muzułmański teolog i kaznodzieja meczetu Husajnabin Talala.

Zakończenie

Dzisiaj już nikt nie zakwestionuje stanowiska, że dialog międzyreligijny i międzykulturowy nie mija się z celem. Jest to porozumienie bez przemocy. W dobie gwałtownych przemian stał się on niemal koniecznością, bez niego trudno byłoby sobie wyobrazić pokojowe spotkania różnych religii i kultur. Nie tylko spotkania są nam potrzebne – potrzeba też dzielenia się wiarą doświadczaną i przeżywaną. Przecież w religiach monoteistycznych jest to wiara w jednego Boga. Im więcej będzie zrozumienia i szacunku dla obu stron, tym skuteczniejsze będzie poszukiwanie płaszczyzny wzajemnego spotkania się i głębokiego porozumienia. Jak słusznie zauważył kard. Tauran, w wywiadzie: Mit islamskiego potopu, „W krajach, gdzie chrześcijanie i muzułmanie sąsiadują ze sobą jako współobywatele, dialog nie oznacza tylko organizowania spotkań czy konferencji. Jest on sposobem zaangażowanego przeżywania własnej wiary we wzajemnych relacjach. Jego uczestnicy mają się dzielić swoimi troskami i dążeniami, starając się znaleźć razem rozwiązanie problemów i wyzwań dzisiejszych czasów”.

Jak powinien wyglądać dialog między muzułmanami a chrześcijanami – pyta Maged Moussa Yanny w wywiadzie Quel dialogue avec les musulmans? Quelle paix durable? „Dialog nie powinien pozostać odległym, jak gdyby był powściągliwy i zarezerwowany, rozwijający się przy drzwiach zamkniętych, ale musiałby być zastosowany w praktyce. By być skutecznym – musiałby dosięgnąć publiczności. Kontynuujmy więc dialog, by rozmawiać z naszymi braćmi muzułmańskimi, by budować świat lepszy, pojednany, pokojowy i sprawiedliwy”.

Jerozolima i Palestyna, zamieszkujący ją muzułmanie, żydzi i chrześcijanie – wciąż stanowi miejsce pełne napięć i emocji, których nie da się łatwo wyeliminować. Arabowie przyznają, że są potomkami Abrahama, którym również przysługuje prawo dane od Boga. Przez tysiąc lat ziemia ta była w ich posiadaniu. Czy zatem należało ich z niej wysiedlać? A co z dostępem do świętych miejsc na wzgórzu świątynnym – Haram asz-Szafir? Jest to także jeden z ostrych punktów zapalnych.

Należałoby zrobić w tym miejscu mały rachunek sumienia i przyjrzeć się czy, a jeśli tak – to jak, na przestrzeni wieków wspólnej historii, Zachód darzył szacunkiem islam i muzułmanów? Czy należy patrzeć na islam tylko poprzez problem zagrożenia wynikającego z działań ekstremistów? Czy mogą istnieć obok siebie dwie wielkie religie monoteistyczne, czy może religia to tylko prywatna sprawa człowieka? Potrzebujemy wzajemnego dialogu, głębszego poznania tradycji i kultury, a przede wszystkim religii. Jak zauważa Ratzinger w książce: Wielość religii i jedno przymierze, „rezygnacja z prawdy i z przekonań nie wywyższa człowieka, lecz wydaje go na pastwę wyceny jego użyteczności oraz ograbia go z jego wielkości”.

Kończąc mogę stwierdzić, że dziś islam w sposób pośredni dokonuje ekspansji w Europie – do tej pory chrześcijańskiej. Pomaga mu w tym szerząca się w europejskim społeczeństwie niewiara i ateizm. Obsesja nieupubliczniania symboli i atrybutów wiary, w imię „tolerancji” dla wszystkich postaw społecznych i religii, doprowadza w efekcie do wykluczania wiary z życia społecznego, a czasami powoduje zaskakujące i nieprzewidywalne reakcje ludzi naprawdę wierzących. Jak stwierdza abp. J. Michalik, w wywiadzie: To sekularyści są zagrożeniem dla chrześcijaństwa w Europie, np. „W Anglii to właśnie muzułmanie zaprotestowali przeciwko usuwaniu chrześcijańskich symboli z miejsc publicznych. Widać, że to nie muzułmanie są zagrożeniem chrześcijaństwa w Europie, lecz wojujący sekularyści. To oni zagrażają tolerancji oraz integralnemu rozwojowi człowieka i Europy”.

Propagowana w Europie od końca XVIII wieku idea oddzielenia spraw wiary od polityki państwa doprowadziła współcześnie do marginalizacji znaczenia religii w życiu społecznym i ograniczenia jej wyłącznie do praktyk religijnych. Nastąpiła wielka ateizacja społeczeństwa, a wielu wierzących ogranicza swą wiarę do zwyczajowych rytuałów niedzielnych i świątecznych. Z dnia na dzień znikają z naszego życia zwyczaje, atrybuty i elementy kultury chrześcijańskiej. Wieże kościołów, do niedawna dominanty w pejzażu miast, zasłaniają ateistyczne wieżowce, coraz rzadziej słychać głos dzwonów regulujący kiedyś czas pracy i modlitwy. W wielu miejscowościach zakazano ich używania. Kapliczki przydrożne, gdzie podróżny zatrzymywał się na odpoczynek i modlitwę, ustępują zajazdom i stacjom benzynowym.

Jeśli chrześcijaństwo nie odrodzi się jako religia społeczna łącząca ludzi, aktywna w kulturze i obecna we wszystkich działaniach ludzkich – to możemy faktycznie znaleźć się w strefie zdominowanej przez religię i kulturę islamu. Obecnie wszystko powoli zmierza w tym kierunku. Dzieci wychowane w otoczeniu żywej kultury religijnej, widocznych symboli dla niej charakterystycznych – staną się jej wyznawcami. Jeżeli z otoczenia znikną dotychczasowe duchowe i materialne elementy kultury chrześcijańskiej, a ich miejsce zajmą aktywne religijnie inne społeczności, ich znaki i symbole – to czy nie tam młode pokolenie zacznie szukać Boga i wiary w Niego? To pytania stawiam Wam i sobie.

Człowiek jest tyle wart, ile czyni dobrego.
(Przysłowie arabskie)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content