13,6 C
Warszawa
czwartek, 28 marca, 2024

Wyjątkowo dziwny maj – Aleksandra Polewska-Wianecka

26,463FaniLubię


Biskup Stanisław ze Szczepanowa, pierwszy polski święty, znany nam jest przede wszystkim z męczeństwa poniesionego za sprawą króla Bolesława Śmiałego. Tymczasem mało kto wie, że biskup Stanisław był również głównym bohaterem jednego z najbardziej niezwykłych i spektakularnych procesów w dziejach Kościoła.

Stanisław ze Szczepanowa, obejmujący w początkach XI stulecia krakowskie biskupstwo, konsekwentnie i z odwagą wzywał do nawrócenia ówczesnego władcę Polski, Bolesława Śmiałego. Bolesław był sprawnym politykiem i wiele wskazywało na to, że bilans jego królowania może okazać się kiedyś porównywalny z bilansem panowania jego wielkiego przodka i imiennika, Bolesława Chrobrego. Niestety, do biskupa krakowskiego nieustannie dochodziły wieści, że władca dość beztrosko nadużywa swojej władzy i posuwa się do czynów, za które inni zostaliby natychmiast surowo ukarani. Czyny te, poza tym, że uchodziły za przestępstwa, były również grzechami i to zwykle ciężkimi.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Haki na biskupa

Pewnego dnia – jak relacjonuje Jan Długosz na kartach swej kroniki, z której poznajemy historię owego procesu – Stanisław dowiedział się, że król dopuścił się zbrodni cudzołóstwa i gwałtu na niejakiej Krystynie, żonie rycerza Mścisława. I wówczas, jak pisze kronikarz miarka się przebrała, a biskup krakowski obłożył władcę klątwą duchowną. Klątwa dotknęła króla do żywego. Skompromitowała go w oczach poddanych. Zamiast więc odbyć pokutę, do której nawoływał go biskup, Bolesław postanowił się na Stanisławie zemścić. Król był przekonany, że każdy, nawet biskup, musi mieć jakieś ciemne tajemnice. Zwołał więc swoich współpracowników i wraz z nimi rozpoczął akcję, którą dziś nazwalibyśmy szukaniem „haków” na biskupa. Tajni agenci Bolesława Śmiałego dniem i nocą wypytywali osoby związane z biskupem o szczegóły jego życia, lecz ku ich zdumieniu – i co gorsza wściekłości władcy – niczego kompromitującego nie znaleźli. Skoro więc „haków” nie było, król postanowił je spreparować. Zabieg stary jak świat, czyż nie? Bolesław postanowił oskarżyć biskupa o jakieś przestępstwo na podstawie fałszywych zarzutów, sfingowanych dowodów i fikcyjnych zeznań świadków. A ponieważ on sam miał być sędzią w sprawie, od początku wiedział, że wyrok będzie dla Stanisława ze Szczepanowa druzgocący. I jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, hierarcha zostanie nie tylko skompromitowany, ale również pozbawiony biskupstwa.

Afera gruntowa

Kilka lat wcześniej biskup, przy zachowaniu wszystkich wymaganych przez prawo warunków, zakupił dla krakowskiego biskupstwa wieś Piotrawin położoną tuż przy wschodnich rubieżach diecezji krakowskiej. Jak pisze Długosz, wieś ta należała do niejakiego rycerza Piotrka, od imienia którego przyjęła nazwę, i rozciągała się malowniczo u brzegów Wisły, niedaleko Lublina. (Notabene ta wieś istnieje do dziś.) Piotrek umarł na trzy lata przed tym, jak Stanisław obłożył króla klątwą za gwałt na Krystynie. Bolesław, dowiedziawszy się, że Piotrek nie żyje, uznał, że sprawa zakupu Piotrawina będzie doskonałym fundamentem jego spisku. Fundamentem, który oczywiście trzeba będzie nieco zmodyfikować. Bezzwłocznie skontaktował się z bratankami Piotrka i, obiecując stosowne nagrody, nakłonił, by oskarżyli Stanisława o bezprawne zawłaszczenie i dzierżawienie Piotrawina, który w istocie jest ich prawowitym dziedzictwem po stryju. Biskup, dowiedziawszy się, że ma być wszczęty przeciw niemu proces, spał spokojnie. Był pewien, że zeznania bratanków Piotrka potwierdzą jego niewinność. Tymczasem kiedy już doszło do procesu (procesy takie toczyły się wówczas na łąkach i błoniach, w pobliżu rzek lub innych zbiorników wodnych, by konie uczestników nie padły z głodu i pragnienia), przekupieni bratankowie Piotrka wystąpili przeciw hierarsze. Wtedy to, wstrząśnięty ich kłamliwymi świadectwami, biskup poprosił o kilka dni przerwy w postępowaniu, twierdząc, że ten czas potrzebny jest mu na doprowadzenie przed sędziego-króla koronnego świadka, który zaświadczy o jego niewinności. Świadkiem tym miał być… nieżyjący od trzech lat Piotrek.

Wskrzeszony świadek

Jak podaje Długosz, Bolesław nader chętnie zgodził się na doprowadzenie przez biskupa świadka, który nie żył. Król był bowiem pewien, że tym pomysłem, Stanisław sam się dodatkowo pogrąża. Tymczasem biskup zwołał wszystkich duchownych z okolicy, by razem z nim i tymi kapłanami, którzy wraz z nim przybyli na sąd z Krakowa pod Piotrawin, rozpoczęli trwające przez trzy doby modły wspierane postem w intencji wskrzeszenia Piotrka. Czwartego dnia o świcie, Stanisław nakazał otworzyć jego grób i nad odkopaną trumną zaczął błagać Najwyższego o przywrócenie życia zmarłemu. Piotr powstał z grobu, doskonale wiedząc po co. Wkrótce potem zeznał przed królem, że biskup jest niewinny, a oszołomiony władca, potwierdził w wyroku brak winy Stanisława. Po zakończonym procesie, jak czytamy w kronikach Długosza, hierarcha zapytał Piotrka, czy chciałby jeszcze pozostać przez kilka lat na ziemi, czy też wrócić, skąd przybył. Piotrek wyjaśnił, że kończy właśnie odbywać karę czyśćcową i zdecydowanie nie chce wracać do ziemskiego żywota, gdyż „tam” czeka na niego życie, które swym pięknem nieskończenie przewyższa ziemskie. Biskup odprowadził więc Piotrka do grobu i, spełniwszy jego życzenie, pozwolił mu zasnąć w Panu.

Złamany zakaz

Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że rozmowa ze wskrzeszonym Piotrkiem odmieniła Bolesława II. Początkowo owszem, wstrząśnięty mocą Bożą król zachowywał się nieco bardziej powściągliwie, szybko jednak powrócił do swych występków, a nawet popełniał ich więcej. Biskup Stanisław zaś nie ustawał w nawoływaniu, by władca się opamiętał, nim będzie za późno. (Święty wypominał mu nie tylko nadużywanie władzy, ale również, jak pisze Długosz, nałogowe wręcz, grzechy seksualne.) Ale król nie słuchał. Zwłaszcza, że Stanisław był jedynym biskupem, który tak otwarcie śmiał go krytykować i przywoływać do porządku. Trzy lata po niezwykłym procesie w Piotrawinie, biskup uznał, że czas zastosować poważniejsze sankcje wobec monarchy niż tylko upomnienia. Rzucił na Bolesława kolejną klątwę i zakazał przestępowania progów jakiejkolwiek chrześcijańskiej świątyni. Jak na to zareagował król, można się domyślać. Natychmiast, wraz z grupą swych gwardzistów, ruszył do kościoła, w którym Stanisław zwykł sprawować Mszę. Biskup zagrodził mu drogę, nawołując niestrudzenie do nawrócenia. Bolesław nie wytrzymał i zaczął się odgrażać hierarsze. Nieco później pojawiał się w kościele ze swymi przybocznymi i ostentacyjnie przeszkadzał biskupowi w celebracji, Stanisław przerywał wtedy Mszę i nie wznawiał jej odprawiania, dopóki władca nie opuścił murów kościoła.

Przyszły święty nie miał wątpliwości, że król zrobi wszystko, by go zgładzić. I nie pomylił się. Zresztą o niecnych zamiarach monarchy wiedzieli także dworzanie, doradcy, a także krakowscy duchowni, którzy robili, co mogli, by odwieść Bolesława od zabicia biskupa. Król tymczasem zdecydował dodatkowo, że zamorduje Stanisława w kościele, do którego biskup zabraniał mu wstępu. Ostrzeżony przez krakowskich duchownych Stanisław zaczął więc odprawiać Msze święte w tajemnicy, w znanych tylko sobie porach dnia i świątyniach miasta. Pewnego dnia (Jan Długosz pisze, że był to 8 maja, naukowcy natomiast, że 11 kwietnia) Stanisław, oczywiście potajemnie, odprawiał Mszę w kościele na Skałce. Szpiedzy króla, dowiedziawszy się o tym, błyskawicznie powiadomili władcę, a on z kilkoma rycerzami, wkrótce pojawił się u drzwi owej świątyni.

Niewidzialni agenci ochrony

Zajrzał do środka i upewniwszy się, że biskup faktycznie celebruje Mszę, wydał polecenie rycerzom, że kiedy tylko Stanisław ją zakończy, oni wkroczą i go zabiją. Celebracja jednak się przeciągała, a może to po prostu królowi tak się dłużyło? Tak czy inaczej, król zmienił plan. Bolesław miał dość czekania. Tuż przed Przeistoczeniem rozkazał rycerzom wejść do świątyni i natychmiast zabić biskupa. Posłuchali. Weszli, ruszyli pewnie ku ołtarzowi i nagle jakaś siła powaliła ich na ziemię. Chcieli się podnieść, chcieli zadać śmiertelne ciosy Stanisławowi, ale nie mogli. Przerażeni wybiegli na czworakach na zewnątrz i jeden przez drugiego opowiadali władcy, co się wydarzyło. Nie dał wiary. Wściekł się. Wyzwał ich od bab! (tak pisze Długosz – od bab!). Nakazał natychmiast wrócić i wykonać rozkaz. Niewidzialne siły powaliły rycerzy jeszcze dwukrotnie i jeszcze dwa razy przerażeni uciekli ze świątyni. Rozjuszony król, mając pewność, że udają, bo boją się podnieść rękę na duchownego, sam dobył miecza i ruszył ku biskupowi. Tajemnicze siły nie próbowały go nawet zatrzymać. Jak czytamy w rocznikach Długosza, Bolesław zadał biskupowi cios mieczem w głowę w trakcie Przeistoczenia. Biskup zaś, nim oddał ducha, poprosił Boga o miłosierdzie dla oprawców.

Skoro już jesteśmy przy długoszowskim opisie zbrodni Bolesława Śmiałego na biskupie Stanisławie i ciosami zadawanymi mu w głowę, zatrzymajmy się na chwilę przy czczonej do dziś w Krakowie relikwii czaszki świętego i wynikach analiz naukowych. Jan Olbracht i Marianem Kusiak, krakowscy specjaliści medycyny sądowej, zbadali w 1963 roku spoczywającą w relikwiarzu katedry wawelskiej czaszkę uznawaną za relikwię św. Stanisława biskupa, zamordowanego i poćwiartowanego po śmierci przez towarzyszących Bolesławowi Śmiałemu szlachciców. Dwa lata później rezultaty ekspertyzy zostały przedstawione w publikacji Tadeusza Grudzińskiego „Bolesław Śmiały-Szczodry i biskup Stanisław”. Czaszka należała do mężczyzny liczącego 40 lub więcej lat. (Św. Stanisław w chwili śmierci miał około 49 lat – przyp. autorki). Ekspertyza wykazała liczne wgniecenia blaszek zewnętrznych kości, które nie miały znamion pośmiertnych. Prawdopodobnie były wynikiem urazów zadanych tępym narzędziem. Najgłębsze i najdłuższe wgniecenie (około 6 centymetrów) znajdowało się na potylicy i ciągnęło się od góry ku dołowi. Mniejsze wgniecenia stwierdzono na kości czołowej i kościach ciemieniowych. Eksperci stwierdzili, że w oparciu o analizę czaszki nie można określić przyczyn śmierci zabitego. W 1966 roku Marian Plezia postawił tezę, że czaszka mogła należeć do biskupa Stanisława. Argumentował, że miejsce przechowywania zwłok od momentu śmierci Stanisława do jego kanonizacji w 1253 roku było znane, nie powinno więc być wątpliwości co do ich identyfikacji. Po kanonizacji biskupa, czaszka znalazła się w katedrze krakowskiej jako relikwia. W 1478 roku kapituła krakowska przeprowadziła jej badania, a ich wynik był podobny do badań z 1963 roku.

Niebieskie światła i tajemnicze orły

Jak podaje Długosz, rycerze, których tajemnicza siła trzykrotnie powstrzymała przed zabiciem biskupa, chcąc zatrzeć przed władcą „ohydę swego poprzedniego niemęztwa”, na jego rozkaz z niewypowiedzianym bestialstwem pastwili się nad ciałem zabitego Stanisława. Rozrąbali je mieczami na tysiączne cząstki, które następnie – również na wyraźne polecenie Bolesława – rozrzucili po odległych od siebie częściach miasta na pastwę zwierząt i ptaków. Bolesław surowo zakazał wszelkich prób zbierania ich i grzebania. Jednak mimo to nocą duchowni i inni pobożni, odważni mieszkańcy Krakowa wyszli na ulice, by odnaleźć i pogrzebać poćwiartowane ćwiartowane ciało męczennika. Jak już wspomniałam, poszukiwania okazały się stosunkowo łatwe, ponieważ nad każdą cząstką ciała świętego rozbłyskało nadprzyrodzone niebieskie światło. Jan Długosz podkreśla też, że nim zapadła noc, nad Krakowem pojawiły się cztery wielkie orły odganiające od rozrzuconych członków świętego zwierzęta i ptaki. Cząstki ciała biskupa przynoszono w jedno wskazane miejsce, gdzie ze czcią je składano, a czuwający przy nich duchowni układali je w całość. Gdy wszystkie cząstki odnaleziono i ciało biskupa było już kompletne, owe cztery orły, które poprzednio chroniły członki Stanisława przed zagrożeniami, teraz strzegły jego zwłok. Lecz na orłach i niebieskich światłach cuda się nie skończyły. Gdy wszystkie cząstki ciała męczennika ułożono obok siebie, te nieoczekiwanie połączyły się i to w taki sposób, że nie było widać nawet blizn!

Złe i dobre proroctwa

Jak czytamy na kartach Długoszowskich kronik, jeszcze tej samej nocy, niektórzy mieszkańcy Krakowa słynący z pobożności i świętości, poznali niebieskie proroctwa związane ze śmiercią biskupa. Pierwsze z nich było niepomyślne i mówiło o tym, że tak jak ciało świętego zostało rozdrobnione przez oprawców, tak wkrótce zostanie podzielona i rozdrobniona jego ojczyzna. Druga zaś przepowiednia głosiła, że pomimo rozdrobnienia kraju przyjdzie czas, kiedy cząstki Polski znów zrosną się w całość, tak jak ciało krakowskiego męczennika. Czy owe przepowiednie się spełniły? Jan Długosz wiedział, że tak. Wieści o bestialskim mordzie na biskupie krakowskim szybko dotarły do papieża Grzegorza VII, w konsekwencji czego Bolesław II został wkrótce pozbawiony tronu i wygnany z Polski. Rządy po nim objął jego brat – Władysław Herman, który jak pisze Długosz, zdjął z Polski klątwę rzuconą przez Ojca Świętego po zabiciu Stanisława. Nowy władca wkrótce został ojcem Bolesława Krzywoustego. Na mocy jego testamentu rozpoczęło się rozbicie dzielnicowe państwa, zakończone dopiero za rządów Władysława Łokietka.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content