Werdykt TSUE, zezwalający na finansowanie z budżetu Unii Europejskiej państw członkowskich, w zależności od poszanowania przez nie zasad prawa, wzbudził wiele emocji i zastrzeżeń.
Teoretycznie, to uzależnienie ma dotyczyć wyłącznie przypadków korupcji i niewłaściwego wydatkowania funduszy europejskich. Ale z praktyki wiadomo, że kierowane przez Niemców władze Unii, nieprzychylne Polsce, mogą (i będą) nadinterpretowywać te zapisy, oskarżając Polskę o brak praworządności i nie wypłacając jej pieniędzy. Te władze same będą łamać unijne prawo, bo w traktatach są ściśle określone obszary podlegające władzy Unii. A praworządne instytucje powinny działać tylko w granicach kompetencji przyznanych im w traktatach. Ale władze Unii często działają niestety w myśl zasady szatniarza z filmu „Miś”: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobisz?”.
Czy Polska jest państwem praworządnym? Praworządne jest państwo, w którym przepisy prawne są powszechnie przestrzegane. Wiele norm prawnych w Polsce pozostało jeszcze z czasów PRL; nawiązano do nich w nieuzasadniony sposób po 1989 roku. Dużo jest prawdy w wypowiedzi jednego z działaczy obecnej opozycji: „Przemiany po 1989 roku zostały zainspirowane i były wspierane przez niemiecką myśl prawniczą”. I stąd wynikają analogie prawodawstwa polskiego z niemieckim. Bo zarówno w Niemczech, jak i w Polsce zbrodniarzy zwolniono od odpowiedzialności. Ani tacy mordercy, jak kierujący rzezią Woli, Heinz Reinefarth czy Eilert Dieken, komendant żandarmerii, który kazał wymordować rodzinę Ulmów, ani funkcjonariusze Gestapo i służb PRL, ani niemieccy i polscy sędziowie mordujący polskich patriotów nie zostali za swe czyny ukarani. Tylko specjalne emerytury dla funkcjonariuszy służb, to czysto polski (?) pomysł.
Tego typu przepisy, stojące w jaskrawej sprzeczności ze sprawiedliwością i zasadą prawa, stały się „kamieniem węgielnym” dla dalszych rozwiązań prawnych, dotyczących funkcjonowania aparatu sprawiedliwości w Polsce. Gdyby Polska była państwem rzeczywiście praworządnym, to nie doszłoby do wielu przestępstw. Bo prawo jest szanowane, gdy jest skutecznie stosowane, to znaczy, że jego łamanie jest szybko i surowo karane. W państwie praworządnym człowiek znieważający głowę państwa lub atakujący policjanta, byłby natychmiast ukarany. W „państwie prawa” (jak kiedyś zażartował Tadeusz Mazowiecki), ludzie napadający na kościoły i dewastujący je, obrażający uczucia religijne, zakłócający nabożeństwa religijne, natychmiast odpowiadaliby karnie. Ci, którzy oskarżają Polskę o nietolerancję, publikują zrobione przez siebie „fałszywki” oraz ci, którzy szkodzą Polsce i Polakom, zabiegając o zablokowanie wypłaty należnych unijnych funduszy, byliby sądzeni za działalność wrogą Polsce i zdradziecką. Wysoko postawione osoby z tzw. elit politycznych, dopuszczające się korupcji, byłyby surowo (gdyż zawiodły publiczne zaufanie) ukarane.
Są w Polsce środowiska, których działacze, chcąc zrobić karierę polityczną, prześcigają się w publicznym wywrzaskiwaniu wulgaryzmów. Zgodnie z prawem takie zachowanie jest karalne, ale jak widać nie obecnie w Polsce. Prawie legalnie propagowane są pigułki wczesnoporonne i turystyka aborcyjna. W czasach Hitlera Niemcy nawoływali do mordowania Żydów, a dziś w Polsce są tacy, co publicznie nawołują do mordowania nienarodzonych dzieci. Jest to namawianie do przestępstwa – i co? I nic! Nawet jeden, uchodzący za naukowca, proponuje, by z ciał tych zabitych dzieci robić farsz do pierogów! SS-mani, każący robić abażury z ludzkiej skóry w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz, odpowiadali za to przed sądem. Widać jednak „naukowcom” wolno więcej tak, jak tym, którzy fałszowali fakty i oskarżali Polaków o mordowanie Żydów, a te brednie publikowali za publiczne pieniądze. Są bojówki, które napadają na pokojowe manifestacje, na modlących się ludzi, niszczą pomniki i groby ludzi zasłużonych dla Polski. Są ugrupowania występujące przeciw suwerenności Polski, popierając wrogie działania obcych mocarstw. Są też tacy, którzy łamią polskie prawo i polską konstytucję, uznając wyższość nad nią praw obcych, kwestionując prerogatywy prezydenta i uprawnienia Trybunału Konstytucyjnego. Gdy państwo nie reaguje na te przestępstwa i akceptuje pokrętne tego tłumaczenia, typu: „swoboda wypowiedzi artystycznej”, „przekonania”, „wolność słowa” czy „immunitet”, to oznacza, że aparat sprawiedliwości jest lekceważony. Bezkarność jednych motywuje do działalności przestępczej innych. I tak koło sprawiedliwości i prawa się zamyka.
I może właśnie z tego tolerowania przestępstw wynikają opinie o Polsce jako o kraju niepraworządnym.
Wacław Leszczyński