Przypuśćmy, że czytaliśmy dzieło jakiegoś świętego, a później szukamy w nim określonego zapamiętanego fragmentu. „Gdzie on był, w którym rozdziale, na której stronie?” – zachodzimy w głowę. Pal licho, kiedy dzieło ma kilka stron, ale kiedy liczy kilka opasłych tomów… Może warto wezwać wtedy na pomoc samego autora?
Podczas procesu kanonizacyjnego św. Tomasza z Akwinu, wielkiego teologa, autora ogromnej ilości teologicznych dzieł, Bartłomiej z Kapui zeznawał, że „będąc od kilku lat w zwyczaju czytania dzieł Tomasza, przypomniał sobie kiedyś, że gdzieś w jednym z nich przeczytał, iż to, co jest w zwyczaju wśród chrześcijan, powinno być traktowane jako prawnie wiążące. Kiedy jednak szukał tego tekstu, nie mógł go znaleźć, chociaż szukał pilnie przez kilka dni, kiedy tylko miał na to czas. W końcu ukląkł i poprosił samego Tomasza, aby pokazał mu, gdzie to jest; potem otworzył drugą część księgi drugiej, i to było przed jego oczami – nie musiał przewracać strony – w części o poście”. Piszący te słowa wielokrotnie przekonywał się, że choć wydaje się to dziwne, to metoda ta naprawdę działa! Czasami wystarczy bowiem jedynie… poprosić autora!
