8,3 C
Warszawa
środa, 24 kwietnia, 2024

Czy Polska utraci niepodległość? – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Państwa przestają istnieć skutek militarnego podboju lub rozłożonego na etapy procesu. W XVIII w. składał się on z wielu kroków, mających charakter umów międzynarodowych. Każdy w swej istocie mógł zdumiewać, ale miał liczne pozory legalności i zawsze towarzyszył mu aplauz powszechnie podziwianych autorytetów. Każdemu towarzyszyła więc retoryka pełna słów o praworządności, obywatelskich wolnościach i szacunku dla prawa. Także likwidujący Rzeczpospolitą akt rozbiorowy z roku 1795 mówił przede wszystkim o konieczności ratowania elementarnego ładu prawnego. Zarazem pod niebiosa wynosił jakże szlachetne intencje władców Rosji, Prus i Austrii, którzy w imię najwyższych wartości zadali sobie trud wzięcia pod opiekę ziem i ludów i zapewnienia im szczodrobliwej ojcowskiej troski.

W szlachetne intencje pragnących jedynie grabieży wielu wierzyło lub udawało, że wierzy dokładnie tak samo jak miliony naszych współobywateli, zgadzających się dziś z treściami kolejnych antypolskich rezolucji. Po to przecież agresorzy używają pięknych słów, by zarówno opinia publiczna, jak i władze różnych państw czuły się rozgrzeszone ze swej bezczynności i mogły nawet najpodlejsze zbrodnie traktować jak dobrodziejstwo motywowane humanizmem, dążeniem do zaprowadzania praworządnego ładu i pragnieniem szczęścia narodów. Do dziś podręczniki historii w wielu krajach świata powtarzają za XVIII-wiecznymi satrapami i ich propagandystami, że nad niezdolnymi do utrzymania swego państwa Polakami roztoczyli opiekę szlachetni władcy, dzielący się z nimi oświeconym ładem swych praworządnych królestw. Tłumienie każdego z naszych narodowych powstań nazywano „uspokajaniem ludu”. Minister spraw zagranicznych Francji, Horacy Sebastiani, w paryskim parlamencie mówił tym samym językiem o utopionej we krwi walce naszych pradziadów Otwierające ćwierćwiecze wyjątkowo okrutnego terroru zwycięstwo zbrodniarza wojennego, Iwana Paskiewicza, znaczyło dla niego tyle, że „znów porządek panuje w Warszawie”. W niezliczonych książkach nie tylko na Wschodzie, ale i na Zachodzie przedstawia się jako dobrodziejstwo otoczenia opieką mieszkańców zachodniej Ukrainy i Białorusi utkaną z ludobójstwa sowiecką agresję z września 1939 roku. Tym językiem posługiwały się też wszystkie zahaczające o ten temat książki oficjalnego PRL-owskiego obiegu i takimi właśnie, do cna zakłamanymi i jednoznacznie antypolskimi interpretacjami posługują się dziś przedstawiciele gremiów uchodzących we współczesnej Polsce za elity. Nie brakuje przecież w naszym kraju mediów, muzeów czy uniwersyteckich wykładowców, dla których rozbiory to „modernizacja”, „europeizacja” czy „wydobycie z zacofania”. Mamy więc w Polsce, i to na społecznych szczytach, w redakcjach, legalnych organizacjach politycznych czy na uczelniach nie tylko ludzi, ale całe ośrodki występujące przeciw niepodległości Polski. Nie można więc mieć żadnych wątpliwości, jakim politycznym tendencjom one sprzyjają i jak by się zachowały, gdyby naszą państwowość zaczęto strąca

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

w niebyt. Niestety, nie jest to w naszej ojczyźnie nic nowego.

W ostatnim stuleciu I Rzeczpospolitej wielka część elit składała się z kosmopolitycznej magnaterii, przekupionych posłów, fircyków zaczadzonych libertynizmem i sybarytów skupionych wyłącznie na prywacie. Popatrzmy na skład dzisiejszego senatu, sejmu, na przedstawicieli Polski w Europarlamencie i zadajmy sobie pytanie: czy dziś na pewno jest pod tym względem lepiej? A czy dużo lepiej wyglądają dziś realia międzynarodowe? Dzisiejsza UniaEuropejska w sposób coraz bardziej skrajny zaprzecza wszystkiemu, co stanowi istotę europejskości i ma już niewiele wspólnego z organizacją podmiotowych państw, do której wstępowaliśmy w roku 2004. Zgodnie z całą upiorną tradycją jej niemiecki hegemon jest zdolny do dostrzegania tylko i wyłącznie własnych interesów. Nawet, gdy ich realizacja oznacza śmiertelne zagrożenie dla innych. Kwintesencją niemieckiej polityki, w swych podstawowych zarysach niezmiennej od czasów Fryderyka II, jest wspieranie militarnej potęgi Rosji. Identycznie jak w czasach Bismarcka, dla którego Petersburg był najpierwszym partnerem do realizacji wspólnych imperialnych planów. W XXI wieku tylko i wyłącznie Niemcom Putin zawdzięcza możliwość zbudowania armii, zdolnej zagrażać kolejnym państwom. Te same też Niemcy, które sprowadziły na Europę największe od 1945 roku zagrożenie wojenne, robią dziś wszystko, by politycznie, finansowo, gospodarczo (co zarazem przecież oznacza też – militarnie) osłabić państwa najbardziej przez Rosję zagrożone. Ukrainę wepchnęły w szpony energetycznego uzależnienia od Rosji, a w obliczu zagrożenia rosyjskim najazdem robią wszystko, by uczynić ten kraj zupełnie bezbronnym. W sytuacji, gdy potrzebą najbliższych dni może się okazać przyjęcie przez Polskę milionów ukraińskich uchodźców, a niewykluczone, że i odpieranie ataków militarnych od własnych granic, Niemcy doprowadzają do odebrania Polsce pieniędzy należnych jej z budżetu UE. Czy te fakty, bez pogwałcenia zasad logiki, da się zinterpretować jako cokolwiek innego od odwiecznej tradycji niemieckich dążeń do realizacji własnych imperialnych celów wespół z coraz bardziej agresywnym rosyjskim partnerem? Czyż ten scenariusz nie przypomina tych, które niejednokrotnie już zmieniały mapę Europy, a przede wszystkim – odbierały Polsce niepodległość?

Jak poucza stare przysłowie – pełzanie nie chroni przed upadkiem. Stąd też jakiekolwiek ustępstwa wobec Unii Europejskiej przyspieszyłyby jedynie utratę niepodległości. Przed ponad stu laty Roman Dmowski pisał, że jednym z największych problemów są „półpolacy”. Mianem tym określał ten demograficzny balast polskiego społeczeństwa, który po czasach narodowej niewoli identyfikował się tyleż z polskim państwem, co z państwami niegdysiejszych zaborców. W swej masie stanowił on dla naszej niepodległości poważne zagrożenie. Niestety, po półwieczu komunizmu i ćwierćwieczu postkomunizmu rzesze tego rodzaju „półpolaków” są w Polsce nie mniej liczne niż w okresie międzywojennym. Obawiam się też, że politycznie, finansowo czy propagandowo są dziś wyposażone znacznie lepiej. Zatem jeśli przyjdzie dokonać wyboru, czy większość obywateli naszej ojczyzny opowie się za niepodległością? Kto dostrzega to wielkie spustoszenie w polskich duszach i umysłach (po roku 1989 ciągle pogłębiane), ten nie może być pewien tej większości.

Każdemu, kto twierdzi, że przesadzam, dedykuję myśli niedawno zmarłego Jarosława Marka Rymkiewicza: Kto kpi z zagrożeń ten nie jest godzien, by go słuchać. Kto zagrożenia lekceważy – ten nigdy nie będzie zdolny im sprostać.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content