10,1 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia, 2024

Eutanazja polskiego górnictwa – Adam Maksymowicz

26,463FaniLubię

Sytuacja w polskim górnictwie węglowym przypomina wydarzenie, jakie rozegrało się w jednej z europejskich klinik, kiedy urzędowi mordercy przyszli do pacjenta dokonać eutanazji.

Ten jednak oświadczył, że zmienił zdanie. Urzędnicy wpadli we wściekłość. Co ty sobie myślisz?! Mamy tu twój podpis i zgodę. Chcesz się wycofać i pozbawić nas tysiąc euro zarobków? Nic z tego! Pacjent krzyczy, błaga, prosi – chcę żyć! Teraz na to za późno. Kaci zamykają szczelnie okna i drzwi, aby nikt nie słyszał wrzasków mordowanego człowieka, bo to źle wpływa na innych. Rzucają się na krzyczącego wniebogłosy delikwenta. Obezwładniają go i z trudem wbijają mu śmiertelny zastrzyk. Na koniec mówią między sobą, że dzisiaj ciężko się napracowali.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Życiowy sektor polskiej energetyki

Zakończona w piątek (14 stycznia) kolejna tura negocjacji przedstawicieli państwowych spółek górniczych ze związkami zawodowymi nasuwa szereg refleksji związanych z tym newralgicznym sektorem polskiej energetyki. Trzeba zauważyć, że tego rodzaju porozumienia z górnikami zawierane są na skutek ich protestów prawie co dwa lata. Dzieje się tak dlatego, że wynegocjowane podwyżki „zjada” inflacja, więc dochodzi do kolejnych żądań, które mają charakter konsumpcyjny. Górnicy mniej pamiętają o swoich miejscach pracy i nachalnej nagonce UE na polskie górnictwo węglowe. Nie kwestionują pseudonaukowych teorii ocieplenia klimatu, której praktyczna realizacja polega na eliminowaniu dwutlenku węgla wydzielanego do atmosfery przy spalaniu węgla. Ta zgoda powoduje, że porozumienie z rządem gwarantuje istnienie kopalń węgla do 2049 r. Jak będzie naprawdę, jeszcze nie wiadomo, wszak UE żąda od wszystkich państw członkowskich jak najszybszego odejścia od paliw kopalnych, przede wszystkim węgla kamiennego i brunatnego. To dla polskich konsumentów energii elektrycznej kwestia dużo ważniejsza niż podwyżki płac dla górników. Trwają teoretyczne rozważania, czy zdołamy zapewnić inne źródła energii, likwidując górnictwo węglowe. Natomiast likwidacja tego górnictwa, choć powolna, jest stała i bezwzględna. Zachodzi uzasadniona obawa, że pozbędziemy się energii z elektrowni węglowych, uzyskując w zamian zawodne i nieciągłe dostawy ze szpecących nasz kraj odnawialnych źródeł energii. Obecnie Europa z tego głównie powodu, przeżywa kryzys energetyczny, który do nas dociera tylko marginalnie. Po likwidacji górnictwa węglowego możemy przekształcić się z najbardziej bezpiecznego energetycznie kraju UE w najmniej bezpieczny pod tym względem. To nie tylko statystyka. To wysokie ceny energii, na korzystnie z której nie wszystkich będzie stać. Dlatego warto przypomnieć, jak doszło do tego, że w sporze z górnikami stał się ważny nie węgiel, tylko pieniądze, których dodruk właściwie nic nie kosztuje.

Inflacyjna kotwica

Konfliktowa sytuacja dotycząca polskiego górnictwa węgla kamiennego trwa od czasu polityczno-gospodarczej transformacji, rozpoczętej w 1989 roku. Trzeba wrócić do już historycznych wydarzeń z tamtego czasu, ponieważ w sprawach górnictwa nic nie zmieniło się aż do dnia dzisiejszego. Pierwsza niekorzystna dla tej branży decyzja została podjęta przez popularny rząd Tadeusza Mazowieckiego. Ceny na rynku zostały uwolnione i natychmiast poszybowały w górę. Jedyny w tym wypadku wyjątek uczyniono dla górnictwa węglowego: niskie ceny urzędowo zamrożono, aby nie podwyższać kosztów energii. Dzięki temu polska gospodarka miała utrzymać się na konkurencyjnym rynku. Nazywano to „kotwicą inflacyjną”, której koszty ponosiło górnictwo węglowe. Utrzymanie przez kilka lat tych urzędowo niskich cen węgla, spowodowało, że kopalnie zostały zadłużone. Ich deficyt wynikał z wysokich cen zakupu wszystkich towarów niezbędnych do funkcjonowania kopalni, przy stałych cenach węgla. Doszło do paradoksu, kiedy kopalnie, dzięki którym wytwarzano wtedy około 90 proc. energii, musiały płacić za nią coraz wyższe ceny rynkowe, przy braku możliwości podniesienia ceny węgla. Przez długie lata niskie ceny węgla na międzynarodowych rynkach spowodowały dalszą zapaść finansową górnictwa.

Tradycja PRL

Kluczową sprawą okazała się państwowa własność kopalń węgla kamiennego, która z tradycji PRL przeszła do nowej rzeczywistości politycznej i gospodarczej. Już samo zachowanie tej struktury dawnego systemu groziło katastrofą gospodarczą, gdyż jak w wspomniano, w żaden sposób nie pasowała ona do nowych realiów. Powszechny proces prywatyzacji nie dotyczył tego sektora. I tu następuje kolejny paradoks rodem z PRL. Otóż okazało się, że zmieniające się rządy kontynuowały prawo własności kopalń górnictwa węglowego. Jednym z powodów tego stanu, były wysokie zarobki prezesów i całej hierarchii węglowej. Ta zaś z tytułu państwowej własności tegoż górnictwa była obsadzana prominentami zwycięzców w wyborach parlamentarnych. Kadra z nadania politycznego nie miała zielonego pojęcia o górnictwie węglowym. Była to tajemnica poliszynela. Źle zarządzane spółki węglowe przynosiły dalsze straty, pogrążając w długach ten resort gospodarczy. Z punktu widzenia wypełnianych przez UE zaleceń był to niejako samoistny powód do jego likwidacji.

Siła i słabość górniczych związków zawodowych

Przemiany polityczne i gospodarcze 1989 roku zneutralizowały pierwszy opór związków zawodowych Wynikało to z roli, jaką odegrały w obaleniu PRL i popieraniu nowego rządu. Łudzono się, że górnictwo węglowe poniesie chwilowe straty, a następnie stanie się równorzędnym elementem gospodarczym wspieranym przez nowy rząd. Do dziś wiadomo, że nic takiego nie nastąpiło. Na propozycję prywatyzacji sektora węglowego związki zawodowe zawsze odpowiadały negatywnie. Po prostu związkowcy woleli mieć za partnera rząd, niż prywatnego właściciela. Ten prawdopodobnie dbałby tylko o swoje dochody, a na związkowe protesty odpowiadałby likwidacją kopalni. Natomiast taki scenariusz realizowany przez rząd był mało prawdopodobny, ponieważ związkowe protesty negatywnie odbijały się na popularności rządu, który chciał wygrać kolejne wybory parlamentarne. Siła związków zawodowych była skierowana przede wszystkim na kolejne podwyżki płac. Przy oporze rządu górnicy szli z kilofami na Warszawę, co, jak dotąd skutecznie, zmuszało rządowych decydentów, do podejmowania korzystnych dla nich decyzji. Tym razem jest trochę inaczej. Pochód na Warszawę nie wchodzi w rachubę, choćby ze względu na drastyczne przepisy związane z pandemią.

Rekordowe ceny węgla

Powstały one z kilku powiązanych ze sobą powodów. Jednym z nich jest polityka gazowa Rosji, która dostarcza 40 proc. gazu na potrzeby UE. Przy jego niskich zapasach w UE i stosunkowo ostrej zimie, „zakręcenie kurka gazowego” przez Rosję spowodowało, że ceny gazu już na początku jesieni minionego roku, skoczyły do góry o ok. 300 proc. Ich drastyczny skok spowodował, większe zainteresowanie się tańszym paliwem, jakim jest węgiel kamienny. Toteż jego ceny wzrosły mniej więcej w takiej samej proporcji, osiągając chwilowo szczytowe notowania ok. 200 USD za jedną tonę. Choć ta cena znacząco już spadła, to jednak nadal utrzymuje sie w granicach 120 USD za tonę. Jest ona o 50 proc. wyższa, od kosztów wydobycia w polskich kopalniach. Wydawałoby się, że dotychczas deficytowe kopalnie wspierane za zgodą UE dotacjami na ich restrukturyzację i likwidację, staną się dochodowe z szansą na spłacenie wszelkich długów i osiągnięcie ekonomicznego sukcesu.

Umów trzeba dotrzymywać

Nic takiego się jednak nie stało. Ku zdziwieniu związkowców, pomimo najwyższych cen węgla w historii, polskie kopalnie nadal przynosiły straty. Jak to się stało, kiedy koszty wydobycia spadły nawet poniżej 80 USD za tonę? Otóż okazało się, że kopalnie zawarły z energetyką długoterminowe umowy na dostawy do nich węgla po obowiązujących wtedy niskich cenach. Dlatego ich wzrost na światowych rynkach, nie ma specjalnego znaczenia dla polskiego górnictwa węglowego. Jakąś namiastką zysku z tego wzrostu cen, jest niekończąca się kolejka samochodów ciężarowych po węgiel dla prywatnych odbiorców, który jest sprzedawany po aktualnych wysokich cenach rynkowych. To jednak margines sprzedaży. Związkowcy nie mogą zrozumieć tego mechanizmu, domagając się wyższych cen dla swojego węgla odstawianego do państwowych elektrowni. Na to rząd odpowiada, że umów trzeba dotrzymywać, więc niska cena jego sprzedaży zostanie utrzymana. To jakby powrót do czasów premiera Mazowieckiego, bo związkowcy zauważają, że górnictwo węglowe należy do państwa, a elektrownie, którym sprzedaje ono węgiel, też są państwowe. Tak więc państwo samo ze sobą zawiera umowy, a potem dba, aby zostały dotrzymane. To państwo może w każdej chwili za własną zgodą zmienić te umowy. Problem jest jednak w tym, że państwo nie chce tego uczynić. Woli aby o dotacjach na deficytowe górnictwo decydowała nieprzychylna mu UE.

Nigdy wcześniej

Węgiel kamienny i brunatny, którego zasoby mamy przynajmniej na sto lat gwarantują nam bezpieczeństwo energetyczne. Zatem zlikwidujmy je dopiero wtedy, kiedy będziemy mieli dostęp przynajmniej do równorzędnych możliwości korzystania z energii.

Nigdy wcześniej.

Adam Maksymowicz

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content