Obserwujemy, jak cały świat bije się w piersi, przepraszając za lata, kiedy ich przodkowie zniewalali innych ludzi tylko dlatego, że byli z innego kontynentu i mieli inny kolor skóry. Przepraszają za to, że ich gospodarki i państwa bogaciły się i rozwijały dzięki nieszczęściu milionów ludzkich niewolników. Wydawałoby się, że nastąpiło odcięcie współczesnego świata od tego haniebnego procederu, o którym już w 1462 r. papież Pius II pisał: „wielka zbrodnia”. Piszę „wydawałoby się”, gdyż w swojej posłudze w ramach Fundacji Małych Stópek mam doświadczenie niemalże codziennego przebywania na targu niewolników. Tymi niewolnikami są… nienarodzone dzieci, które staram się wykupić do wolności – życia poprzez oferowanie właściwej pomocy kobiecie w ciąży. Bo innym, tak jak kiedyś handlarzom niewolników, na rękę jest śmierć nienarodzonych, nieplanowanych, niepełnosprawnych, chorych, z wadami genetycznymi i nie tylko, których narodzenie wcale nie wpłynie pozytywnie na wskaźnik wzrostu gospodarczego kraju. Tam, gdzie jest opieka i ofiara, tam potrzebny jest wysiłek, którego w ramach podjętej pracy nie da się przeliczyć na złotówki.