13,2 C
Warszawa
czwartek, 28 marca, 2024

Audyt brukselski – Jerzy Pawlas

26,463FaniLubię

Po ujawnionym skandalu w TSUE, tenże – jakby nigdy nic – zezwala sędziom na nieprzestrzeganie przepisów konstytucyjnych państw członkowskich, zaś Komisja Europejska kwestionuje istnienie polskiego Trybunału Konstytucyjnego, który nie spełnia „wymogu niezależnego i bezstronnego sądu”. KE przekracza swoje kompetencje, ale mimo to wszczyna procedurę naruszeniową przeciw Polsce.

KE nie może ingerować w polski wymiar sprawiedliwości. Jej działalność jest więc niepraworządna (obowiązuje przecież orzeczenie polskiego TK), ale pozwala sobie na takie podchody. Podobnie jak TSUE, który rozpoczął pełzający zamach na systemy konstytucyjne nowych państw członkowskich, zdejmując z sędziów odpowiedzialność dyscyplinarną. Nie bez racji mówi się o powołaniu międzynarodowej komisji śledczej ds. KE i TSUE.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Z jednej strony KE atakuje suwerenność państw członkowskich, łamiąc prawa traktatowe, z drugiej – skorumpowany TSUE, a z trzeciej coraz silniejsza niemiecka dominacja, tłumiąca nowe państwa członkowskie pod względem politycznym, gospodarczym, kulturowym.

W ten sposób godność nowych państw unijnych – zdaniem wielu obserwatorów – staje się problematyczna, tak jak ich suwerenność wobec tendencji federalistycznych. Tym bardziej, gdy rozszerzają się pozatraktatowe kompetencje oligarchizujących się eurokratów, a jednoinstancyjny TSUE poczyna sobie jako brukselski sąd ostateczny.

Węgiel jest najmniej ekologicznym paliwem – wyrokuje Ursula von der Leyen, gdy państwa członkowskie mają zagwarantowany miks energetyczny. Tymczasem różnego rodzaju parapodatki zagrażają kondycji gospodarki brukselskiej. Nałożenie ETS-ów na paliwo, materiały budowlane, rolnictwo, transport, ciepłą wodę, prąd, ogrzewanie spowodują galopującą inflację, nie mówiąc o ubóstwie energetycznym.

Nawet gdy szaleją pandemia, drożyzna, inflacja i co tam jeszcze, państwa członkowskie nie mogą wprowadzić zerowej stawki VAT na żywność bez zgody eurokratów. Co więcej, nasze państwo musi występować do Brukseli, by – wygasiwszy kopalnie – mogło zastosować finansowanie redukcji zdolności produkcyjnych. W dodatku nie ma mowy o kwestionowaniu zielonego brukselskiego obłędu.

Stopień oderwania od rzeczywistości Parlamentu Europejskiego obrazuje w całej jaskrawości wystąpienie Sylwii Spurek, która postuluje wpisanie do prawa traktatowego nowego „europrzestępstwa”, jakim jest „cyberprzemoc ze względu na gender”.

Euroekonomika

Opozycja linczuje rządzących za drożyznę, nie zauważając, że ceny są podyktowane przez zagraniczne sieci handlowe, prześcigające się w agresywnej optymalizacji podatkowej. Nie dostrzega, że regulacje brukselskie (zielonych nie wyłączając) blokują rozwój gospodarek nowych państw unijnych, jakby miały pozostawać rynkiem zbytu i rezerwuarem taniej siły roboczej.

Szykanując niepokorne nowe kraje, także wstrzymywaniem funduszy odbudowy, komisarze brukselscy dzielnie sobie radzą z zarządzaniem swoimi majątkami, bądź ich pozyskiwaniem. Věra Jourová złożyła swoje oszczędności w funduszu inwestycyjnym, znanym z kontrowersyjnych interesów w Rosji i Chinach oraz korzystającym z przychylności KE. Z kolei Karel Pinxten, były audytor w Europejskim Trybunale Obrachunkowym, został oskarżony przez OLAF o defraudację 500 tys. euro oraz wyjazdy wycieczkowe do Azji i na Kubę za służbowe pieniądze. Niełatwo będzie badać takie przekręty, gdy 1/3 składu TSUE uczestniczyła w imprezach, które organizował. Jak na razie kulisy euroekonomiki są tylko sensacją medialną.

W ostatnich latach polska gospodarka urosła o 22 proc., co jest prawdziwym osiągnięciem (jeżeli nie cudem), ale dla naszych brukselskich partnerów to kłopot i wyzwanie. Polska niezależność gospodarcza to rzeczywista konkurencja dla starych krajów unijnych. Chociaż mówi się o solidarności brukselskiej, to przecież w toczącej się wojnie ekonomicznej nie ma pardonu.

Jurokracja

Niemcy ignorują orzeczenia TSUE – prawo do takiej reakcji jest przywilejem starych państw członkowskich. Orzeczeń polskiego TK o wyższości polskiego prawodawstwa nad unijnym (z wyjątkiem kompetencji przekazanych Brukseli) eurokraci nie uznają. Co tam demokracja i demokratycznie powoływanie organy państwowe, gdy rację mają brukselscy jurokraci. Rządy prawników są ważniejsze niż demokracja. Wystarczy oskarżać rząd wybrany demokratycznie o rzekome działania niedemokratyczne.

Jak się okazuje, UE nie byłaby sobą, gdyby nie miała ambicji rozszerzania swoich kompetencji prawnych, nawet gdy przynależą one państwom członkowskim. Kruczki prawne sprowadzają się do interpretacji ogólnych klauzul traktatowych na doraźny użytek, już to dotyczących praworządności, demokracji, niezależności sędziów, już to skutecznej ochrony sądowej obywateli.

Wykraczając poza ustanowienia traktatowe, UE tworzy sobie nowe normy na zasadzie precedensu. Realizuje się to przez orzecznictwo TSUE, co wywołuje sprzeciw państw członkowskich. Broniąc się przed tą partyzantką brukselską, uznają one prymat swoich konstytucji nad prawem UE (Litwa, Polska, Czechy, Rumunia, Dania, Niemcy, Włochy, Francja, Hiszpania).

Narzucanie unijnego orzecznictwa prawnego jest nie tylko przejawem ambicji eurokratów, lecz także tendencji federalistycznych. Są one na tyle silne, że państwa członkowskie obawiają się utraty swej podmiotowości. Stąd orzeczenia trybunałów konstytucyjnych o wyższości krajowego ustawodawstwa nad unijnym. Takie postępowanie powinno oddalić perspektywy federalizacji, która miałaby być przeprowadzona bez odpowiednich zmian traktatowych.

Ideologia

Postępuje sekularyzacja świąt Bożego Narodzenia. Zamiast obchodzić święta, trzeba celebrować „wspaniały grudzień”, cieszyć się z „zimowej przerwy w pracy”. Zamiast jarmarków bożonarodzeniowych – jakieś „zimowe przyjemności”, zamiast choinki – jakieś szklane stożki. Zamiast tradycyjnej szopki – jakieś obsceniczne aranżacje i odwrócone krzyże.

Tymczasem lewaccy progresiści-ekologiści nie ustępują. Postulują potrawy „wolne od cierpienia”, bo tradycyjna Wigilia to „rzeź niewiniątek”, a kiełbasa – wrogiem ludzkości. Jak widać, namolna ideologizacja sięga talerzy. Postępowy obywatel brukselski konsumuje tylko słuszną strawę.

Nie brakuje narzędzi do obróbki świadomości społecznej, do kreowania nowego człowieka, godnego oczekiwań lewackich inżynierów dusz ludzkich. Stworzyli nowomowę odwróconych znaczeń, by służyła kulturze unieważniania. Oskarżenia o nietolerancję, dyskryminację, rasizm, antysemityzm, nienawiść – mają przeorać tradycyjną kulturę i prawicowe społeczeństwo. Resztę załatwi antykultura politycznej poprawności przez wypróbowane mechanizmy wykluczania i przemilczania.

Tak, jak eurokraci rozszerzają pojęcie praworządności (pierwotnie dotyczyło transparentności w wydatkowaniu funduszy unijnych), tak neomarksistowscy kulturtraegerzy ekspandują ze swoim przesłaniem ideologicznym (gender, lgbt, ekologizm) na wymiar sprawiedliwości, szkoły, uczelnie, media. W dzień Bożego Narodzenia podjęli bluźnierczy atak na warszawską bazylikę Świętego Krzyża, bazgrząc na jej elewacji: „świeckie państwo”, „tu będzie techno”, „PiS won”. Jasnemu programowi politycznemu neomarksistowskich barbarzyńców towarzyszyły w wielu miasta neopagańskie plakaty – „Dzikie święta”.

Brukselską rewolucję kulturową rozpoczęły zmiany w języku. Mają one umożliwić przemianę mentalności, zachowania, opinii. Dotyczą także gramatyki, bo język musi być „neutralny płciowo”. Trzeba też wprowadzić genderyzację języka urzędowego. Potem przyjdzie czas na dekonstrukcję rodziny, sprzeczną z prawem naturalnym i wiedzą naukową. Odpowiednie kadry do tych rewolucyjnych przemian zapewnią zgenderyzowane uczelnie.

Tryb eko

Francja, Wlk. Brytania, Włochy emitują znacznie więcej CO2, niż Polska (Niemcy dwa razy więcej), ale to nasz kraj ma likwidować kopalnie i elektrownie węglowe. Tymczasem brukselski zielony ład ma objąć również rolnictwo. Rolnicy będą liczyli CO2 i gazy cieplarniane, jakie wydziela ich gospodarstwo oraz handlowali uprawnieniami do emisji. Z czasem stanie się to bardziej opłacalne niż produkcja żywności.

W zapale antyrządowych uniesień, opozycja zapomniała, że podwyżka cen prądu (2/3 to obciążenia brukselskie) to zasługa Donalda Tuska, który zgodził się w 2008 roku na taką politykę klimatyczną. Cokolwiek by jednak mówić, światowa energetyka węglowa wzrosła w 2021 roku o 9 proc.

Jeżeli ludzkość marnuje – jak się szacuje – jedną trzecią produkowanej żywności, to przeciwdziałanie temu marnotrawstwu byłoby działaniem proekologicznym (mniej CO2). Jak na razie obrońcy praw przyrody nie biorą tej okoliczności pod uwagę. Co roku w naszym kraju marnuje się 5 mln ton żywności (60 proc. w gospodarstwach domowych). Jest więc pole do działania.

Przerost ambicji zielonej utopii obrazują najlepiej koszty tych przemian – szacowane na 5 bln euro – na co nie stać ani brukselskiej gospodarki, ani brukselskiego społeczeństwa. Widać, że unijna polityka klimatyczna – do gruntu zideologizowana – nie bierze pod uwagę realiów społecznych i gospodarczych. Tak jak sędzia TSUE nie zauważyła, że elektrownia „Turów” jest najnowocześniejsza na świecie (bezemisyjna), zaś ekologiści nie widzą zwiększającego się niemieckiego importu rosyjskiego węgla.

Nie bez racji polski rząd domaga się zawieszenia bądź reformy systemu handlu emisjami EU ETS, który – pozostając w rękach spekulantów – przyczynia się do wzrostu cen prądu i ciepła, a tym samym galopującej inflacji. Widmo katastrofy energetycznej wydaje się bardziej realne niż groźba katastrofy ekologicznej. Inna sprawa – to czy obywateli brukselskich stać na realizację zielonej utopii.

Jak na razie eurokraci nie biorą pod uwagę tych okoliczności.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content