Obserwatorzy życia publicznego ze zdumieniem przyjęli to, że Prezes Rady Ministrów Mateusz Morawiecki, pomimo uczestnictwa w jakże wielu wydarzeniach rangi międzynarodowej, zdołał wziąć udział w aż tak wielu uroczystościach upamiętniających wydarzenia z 1970 oraz 1981 roku.
W wypowiedziach dotyczących czterdziestej rocznicy wprowadzenia stanu wojennego Morawiecki odnosił się do osobistych wspomnień, związanych z pierwszymi dniami wojny, wypowiedzianej Polakom przez reżim Jaruzelskiego. Już parę dni po północy z 12 na 13 grudnia 1981 do mieszkania jego rodziny wtargnęli funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Wydarzenia te rozpoczęły trwające prawie sześć lat ukrywanie się jego ojca Kornela Morawieckiego, zakończone jego aresztowaniem, deportacją i wznowieniem działalności konspiracyjnej po nielegalnym powrocie do ojczyzny.
Premier pamiętał też o pierwszej śmiertelnej ofierze stanu wojennego, którą był inżynier Stanisław Kosecki, zatrudniony na Politechnice Wrocławskiej, czyli ówczesnym zakładzie pracy ojca Mateusza Morawieckiego. Kosecki zginął w czasie szturmu ZOMO na strajkującą uczelnię w nocy z 14 na 15 grudnia 1981.
Prezes Rady Ministrów wziął też udział w obchodach rocznicy Grudnia 1981 na Górnym Śląsku, gdzie w pierwszym miesiącu wojny komunistów z narodem śmiertelnych ofiar było najwięcej. Odwiedził też Wybrzeże, czyli region ciągle żywej pamięci o masakrze robotników, którzy w roku 1970 odważyli się podnieść bunt przeciw tyranii władz z sowieckiego nadania.
Do smutnych obchodów grudniowych rocznic doszła też najnowsza, bolesna wiadomość i nie mniej przykra uroczystość. W Katowicach, jakże przedwcześnie, zmarł Andrzej Rozpłochowski – jedna z największych postaci Sierpnia roku 1980 i późniejszego ruchu Solidarności. Uczestnicząc w pogrzebie w Katowicach Mateusz Morawiecki przypomniał, że to właśnie Andrzejowi Rozpłochowskiemu i Porozumieniu Katowickiemu, do jakiego doprowadził on w pierwszych dniach września 1980, zawdzięczać należy ówczesną możliwość legalnego działania niezależnego od władz związku zawodowego w skali całego kraju. Bez Rozpłochowskiego i ludzi, którzy go wtedy poparli, nie byłoby Solidarności jako organizacji liczącej dziesięć milionów członków. Historia nie potoczyłaby się więc wtedy w sposób przybliżający kres sowieckiego imperium i zarazem – niepodległą Polskę.
AA