18 C
Warszawa
czwartek, 28 marca, 2024

Łuskanie cebuli. Gwałt na Hipokratesie – Waldemar Żyszkiewicz

26,463FaniLubię

Przysięga Hipokratesa postępowym ustawodawcom zawadza. Bo jak to: albo Hipokrates, albo prawa człowieka? Prawo do aborcji, prawo do eutanazji… Nawet przypisywana greckiemu lekarzowi minimalistyczna zasada primum non nocere uwiera promotorów akcji „Białko kolca w zastrzyku dla każdego”. Sanitarni władcy świata, czyli dysponenci genetycznego preparatu ignorują poziom niepożądanych odczynów poszczepiennych, choć coraz lepiej już widać, że nie są to żadne NOP-y, lecz SZKOP-y, czyli rozmaite i trwałe szkody poszczepienne, ze śmiercią włącznie.

Warto, choćby skrótowo, przypomnieć sezonowe prawdy kolejnych etapów, bo przećwiczono je bez skrupułów na naszej własnej skórze. Mieliśmy czekać na szczepionkę co najmniej trzy lata, pojawiła się po trzech kwartałach. Ta z największym chyba udziałem w rynku miała być rygorystycznie trzymana w temperaturze minus 70 st. Celsjusza, a tymczasem latem bieżącego roku serwowano ją podczas jarmarków i festynów, z weekendowych punktów obwoźnych. Ba, zorganizowano nawet loterie, żeby do „dziabnięcia się” publikę zachęcić.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Tak niespójnej, chwilami wręcz bzdurnej propagandy trudno było nie zauważyć. Jednocześnie, mimo zsynchronizowanych starań mediów, części celebrytów i polityków, po okresie pierwszego szoku, niełatwo było dostrzec jakieś realne przejawy tzw. pandemii albo spektakularne zagrożenia, które by uzasadniały kolejne zamknięcia kraju, restrykcje, zakazy, kary porządkowe, wreszcie pozbawione w zasadzie legalnych podstaw ograniczanie praw obywatelskich. Krótko, na zdrowy rozum: przy faktycznej groźbie utraty życia o skuteczne antidotum ludzie raczej mocno by ze sobą konkurowali. Nagrody, zachęty, loterie nie byłyby wcale potrzebne. Tymczasem u nas, poza niewielką grupą osób od aktorki Jandy i tow. Millera, które skusiły się na szczepienie poza kolejnością u rektora UW Gacionga, szału nie było. Co dość dobrze świadczy o zdrowym rozsądku i wyczuciu Polaków.

Eliksir cząstkowej nieśmiertelności

Według entuzjastycznych doniesień, apeli oraz zachęt, a ostatnio nawet i zawoalowanych gróźb, wszystkie cztery preparaty zwane szczepionkami przeciw CoViD-19, są „skuteczne i bezpieczne”. Zacznijmy od tej skuteczności, bo sposób jej zachwalania, począwszy od lutego-marca roku 2020, ulegał daleko idącym przeobrażeniom. Najpierw miały zapewnić powrót do normalności, później mówiono już tylko o „nowej normalności”. Większość preparatów podawano (żeby utrwalić odporność) w dwóch dawkach. Wnet jednak okazało się, że niezbędna jest i trzecia dawka przypominająca.

Teraz coraz częściej pojawiają się głosy o szczepieniu permanentnym, co pół roku. A w Zjednoczonym Królestwie, mocno postraszonym w początkach tej dziwnej zarazy chorobą Borisa Johnsona, nawet co kwartał. Dlaczego? Bo wbrew pierwotnym zapewnieniom, serwowane dziesiątkom i setkom milionów ludzi na świecie, preparaty wszystkich czterech firm przed zachorowaniem na grypę Fauciego (Fauci’s Flu), jak mówią zwykli Amerykanie, ani przed transmisją wywołującego ją patogenu nie chronią. Więc po co się szczepić?

Według zmodyfikowanej narracji, coraz natrętniej stręczone preparaty mają zapobiegać ciężkiemu przebiegowi choroby i hospitalizacji, a przynajmniej chronić przed śmiercią. Oczywiście, przed śmiercią na CoViD-19, bo już przed zejściem z powodu zakrzepicy, ataku serca, udaru mózgu czy choćby raka z pewnością nie. Tak oto Big Pharma i wpływowi jej akwizytorzy, oferując zastraszonym przez globalną propagandę ludziom eliksir cząstkowej nieśmiertelności, przeskoczyli nawet dawnych alchemików.

Nic dziwnego, że pytanie o powody stosowania tak nieskutecznych środków zaradczych wobec infekcji o nierozpoznanej etiologii, nieoczywistych skutkach oraz celowo demonizowanym poziomie zagrożenia nasuwa się samo. Nie tylko wśród rzetelnych badaczy, wirusologów, epidemiologów, zakaźników czy pulmonologów, lecz także wśród niezindoktrynowanych ideologią sanitaryzmu umysłów, zdolnych do zwykłego krytycyzmu oraz bezstronnej analizy danych. Być może odpowiedź na pytanie o całkiem nieracjonalną, z naukowej perspektywy, „zachętę do wyszczepiania Ziemian”, w tym zwłaszcza dzieci i ludzi w wieku reprodukcyjnym, dałoby się łatwiej znaleźć, gdyby podjęto stosowne działania śledcze wobec tych prominentów medycznych, którzy usilnie do szczepień w swych krajach namawiają.

Kłania się Hipokrates

Eksperymentalne preparaty genetyczne, na które apetyt „zaczęto generować” już na trzy kwartały przed ich zaskakująco wczesnym pojawieniem się na globalnym rynku w grudniu 2020, nie tylko nie chronią zaszczepionych, lecz wręcz przeciwnie zagrażają ich zdrowiu na co najmniej dwa sposoby. Wprowadzenie do organizmu groźnego patogenu, jakim jest białko kolca sfabrykowanego wirusa SARS-CoV-2, nie tylko sprzyja rozwinięciu się procesów chorobowych, takich jak zakrzepica czy zapalenie mięśnia sercowego, ale też skutecznie obniża poziom naturalnej odporności organizmu.

W języku specjalistów brzmi to znacznie groźniej: „Szczepionka mRNA dramatycznie nasila stan zapalny śródbłonka i nacieków z komórek T w obrębie mięśnia sercowego i może odpowiadać za obserwacje nasilonej zakrzepicy, kardiomiopatii i innych zdarzeń naczyniowych po szczepieniu”. Oto wnioski z badań opublikowanych w Circulation, internetowym piśmie stowarzyszenia amerykańskich kardiologów (AHA), w listopadzie 2021 przez dr. Stevena R. Grundy’ego, kardiologa-chirurga oraz badacza medycznego, który w ciągu swej długoletniej praktyki medycznej wykonał wiele trudnych operacji serca i opublikował 300 artykułów. Oczywiście drażliwe tezy dr. Grundy’ego szybko spotkały się z werbalną krytyką na tych samych łamach: autorowi zarzucono literówki w abstrakcie oraz posługiwanie się, cytuję: „anegdotycznymi danymi”. Nie pierwszy to atak tzw. fact-checkerów na sceptycznych wobec szczepionkowo-lockdownowej strategii walki z mrocznym patogenem wirusologów, epidemiologów czy lekarzy przywiązanych do tradycyjnej nauki i zasady „po pierwsze, nie szkodzić”.

Osie sporu? Niejasne pochodzenie wirusa rozwleczonego po świecie dzięki swoistej „pomocy” WHO. Panika, nakręcona przez globalne media, zbędna wobec pandemii, dla zaistnienia której trzeba było wpierw zmienić obowiązującą definicję. Nieleczenie zakażonych w początkowej fazie choroby, zgodnie z dyrektywą WHO: „Paracetamol – proszę czekać” oraz upór przy schemacie leczenia wykluczającym specyfiki, które hamują namnażanie się tego wirusa – spowodowały wiele niepotrzebnych śmierci, Natomiast wykreowaną panikę oraz częściowe zamknięcie publicznej służby zdrowia można uznać za skuteczny algorytm prowadzący do zjawiska tzw. nadumieralności.

Światowa siatka globalistów

Umiejętnie generowane zapotrzebowanie ludzi na tzw. szczepionkę, jak ujął to półtora roku temu ktoś z najwyraźniej insajderską wiedzą o globalnie planowanym przedsięwzięciu – sprawiło, że przynajmniej przez trzy kwartały roku 2021 osoby o wysokim poczuciu ufności do źródeł oficjalnych oraz państwowych agend medycznych mogły się cieszyć względnym poczuciem bezpieczeństwa. Złudnym poczuciem.

Teraz, gdy wiadomo już, że w krajach o bardzo wysokim odsetku zaszczepionych obywateli (Izrael, UK, Gibraltar), które teoretycznie powinny osiągnąć tzw. odporność stadną, poziom zachorowań jest porównywalnie wysoki z tym sprzed roku, gdy żadnych preparatów genetycznych jeszcze nie stosowano, o zaufanie do medialnych przekazów czy poczucie bezpieczeństwa jest coraz trudniej. Niełatwo bowiem przyjmować urzędowy optymizm z mejnstrimowych mediów za dobrą monetę, gdy np. z oficjalnych danych z covidowego szpitala w UK wynika, że na 9 listopada br. spośród 748 hospitalizowanych pacjentów, aż 625 osób (83, 6 proc.) było w pełni zaszczepionych, a tylko 96 przypadków (12, 8 proc.) stanowili niezaszczepieni. Z kolei podział na kategorie wiekowe ilustruje wręcz zbrodniczy aspekt oficjalnych zaleceń WHO, które nakazywały priorytetowe szczepienie osób starszych i zagrożonych: aż 533 ciężkie przypadki, spośród 577 hospitalizowanych chorych powyżej 60. roku życia, dotyczyły osób w pełni zaszczepionych (92, 4 proc.).

Trudno mówić o zaufaniu, gdy żonglowanie danymi i podstawowymi pojęciami wciąż trwa w najlepsze. Tony Fauci, guru globalistów z Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych (NIAID), właśnie przymierza się do zmiany definicji „osoby w pełni zaszczepionej”. Miejmy nadzieję, że naturalnych liczb mu wystarczy… Z witryny Narodowego Instytutu Zdrowia zniknęła bez jakichkolwiek wyjaśnień definicja badań typu Gain-of-Function, czyli mówiąc po ludzku uzłośliwiania patogenów. Natomiast Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) oświadczyła, że na udostępnienie danych o tych dziwnych „szczepionkach” w ramach dostępu do informacji publicznej potrzebuje aż 75 lat. To jest Ameryka, to słynne USA?

Tymczasem już wiele państw na świecie, nie tylko w Skandynawii, cofnęło wcześniejszą zgodę na stosowanie wektorowych preparatów AstraZeneca oraz Johnson&Johnson, ze względu liczne przypadki zakrzepicy, szczególnie zresztą groźne dla osób wysportowanych, młodych, prowadzących aktywny tryb życia.

W maju 2021, gdy Dania zaprzestała stosowania obu preparatów wektorowych chęć ich odkupienia od Duńczyków zadeklarowała strona Polska. Na szczęście, do transakcji tej ostatecznie nie doszło, ale gdzie wtedy była Rada Medyczna przy Premierze RP? Czyżby prof. prof. Horban, Simon czy Gut, tak chętnie strofujący Polaków podczas swych częstych medialnych występów, nie wiedzieli, że oba te preparaty są oparte na adenowirusie? Że próby użycia adenowirusa przy indywidualnie adresowanych terapiach genowych przeciwko nowotworom kończyły się przypadkami śmiertelnymi i że wobec tego z eksperymentów z adenowirusami świat się jakiś czas temu wycofał?

Szczepienia dobrowolne, ale obowiązkowe

Ciekawe są dane WHO o niepożądanych odczynach poszczepiennych dla preparatu Comirnaty, czyli „eliksiru” produkcji Pfizer-BioNTech, choć zważywszy różnorodność (27 pozycji na liście możliwych zaburzeń), zakres i drastyczność choćby części z nich, zwłaszcza tych definitywnych, zakończonych śmiercią – etykietka NOP to w zasadzie eufemizm. W takim przypadku winno się raczej mówić o szkodach poszczepiennych. A jest ich zaskakująco dużo. Nieraz jaskrawo tragicznych i spektakularnie niepotrzebnych.

Wystarczy przywołać przypadki zasłabnięć oraz śmierci piłkarzy na boiskach, zdziesiątkowaną covidem „wyszczepioną” kanadyjską NHL czy amerykańskiego kolarza górskiego Kyle’a Warnera, który po przyjęciu preparatu Pfizera został inwalidą. Bo już oczywiście nagła śmierć dwojga studentów II roku wrocławskiej AWF: Joanny Krudys, 21 lat oraz Dawida Akuły, też 21 – żadnego związku z dobrowolnym, ale obowiązkowym szczepieniem przeciwko CoViD-19 nie miała.

Wprawdzie zrozpaczeni rodzice Dawida, którzy obwiniają uczelnię o przymuszanie studentów do „złotego strzału”, napisali w sieci, że ich zdrowy, wysportowany syn był po dwóch dawkach preparatu, ale żadnych dowodów, że to właśnie stało się przyczyną nagłego zgonu podczas meczu nie mają i raczej już nie zdobędą. Wystarczy sobie spokojnie zinterpretować, co o 43 milionach zastrzyków przeciwko zarazie z Wuhan, o 33 zgonach w czasie czternastu dni po iniekcji, wreszcie o niestwierdzeniu związków między owym wkłuciem a zgonem powiedział ostatnio wiceminister resortu zdrowia Kraska.

Informacja o śmierci dwojga młodych ludzi pojawiła się w witrynie uczelni 7 grudnia. Redaktorzy Najwyższego Czasu, który tę informację upublicznił, zdołali jeszcze zrobić screen pożegnania obojga zmarłych studentów, gdy jednak próbowałem zajrzeć tam w dzień po pogrzebie Dawida znalazłem już tylko informację: Błąd 404… Szybko.

Waldemar Żyszkiewicz
(12 grudnia 2021)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content