12,6 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia, 2024

Wystartuje czy nie wystartuje? – Paweł Zyzak

26,463FaniLubię

Na początku listopada w Wirginii i w New Jersey odbyły się wybory stanowe. Pomimo wygranej republikanów tylko w jednym z tych stanów, przypisuje się im pełny sukces. W Wirginii, po raz pierwszy od 2009 r. stanowisko na szczeblu stanowym obejmie kandydat prawicy, Glenn Youngkin. W demokratycznym New Jersey o jeden włosy zwyciężył demokrata Philip Murphy, pokonując republikanina Jacka Ciattarellego stosunkiem 50% do 49%. Murphy wedle sondaży wyborczych miał zwyciężyć pewnie. Obydwa rezultaty wyborcze są silnym prognostykiem przed przyszłorocznymi midterms. Przede wszystkim jednak były dla obydwu partii bezcennym referendum, określającym aktualne preferencje wyborców niezależnych. A wybory w Wirginii – jeśli wierzyć przepowiedniom wiceprezydent Kamali Harris – „zdeterminują rezultat tego, co stanie się w 2022 roku, 2024 i dalej”, w całej Ameryce.

Kamala Harris może być marginalizowana w administracji Bidena, ale nie wpływa to na jej kontakt z rzeczywistością. Wszak to bieg wypadków zdeterminuje powodzenie starań jej oraz Bidena o reelekcję czy też ewentualnego startu Harris w prawyborach. Rozmiar klęski w Wirginii, w której Biden niedawno pewnie zwyciężył z Trumpem, był dla morale w Partii Demokratycznej niszczący. Republikanie przechwycili dodatkowo fotele zastępcy gubernatora oraz prokuratora generalnego.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Demokraci boleśnie przekonali się, że wyborcy rozliczają demokratów, za sytuację w stanie oraz politykę krajową, nie zaś republikanów za dokonania, jakkolwiek je opiszemy, Donalda Trumpa. Kampania demokraty Terry’ego McAuliffe’a nachalnie zestawiała Youngkina z Trumpem, atakują wręcz wyborców np. obrazami republikanina z charakterystyczną czerwoną bejsbolówką z akronimem MAGA (Make America Great Again) na głowie. W tym samym czasie Youngkin, nauczony kilkoma ostatnimi elekcjami lokalnymi i stanowymi republikanów, że poparcie Trumpa zarówno nie gwarantuje zwycięstwa, jak i może być dlań przeszkodą, mocno dystansował się od byłego prezydenta. Anie nie zabiegał o jego poparcie, ani też nie zapraszał go na swe wiece. Nogę podstawił mu sam Trump, który nieproszony udzielił Youngkinowi poparcia, co skrupulatnie wykorzystali demokraci nazywając republikańskiego kandydata „lokalną wersją Trumpa”. Jak można się tego domyślić, Trump pogratulował sobie zwycięstwa w Wirginii, tymczasem demokraci, którzy kierowali tam w istocie kampanią Trumpa postanowili go tym razem przemilczeć…

W wyborach w Wirginii wyborcy głosowali faktycznie na programy, opowiadając się przy okazji za określoną wizją otaczającej ich rzeczywistości. Przegrał program lewicowy. Jeden z punktów tego programu, a właściwie jeden pogląd demokratycznego kandydata, dotyczący kwestii szkolnictwa, stał się zabójczą bronią w ręku jego kontrkandydata. Zepchnął McAuliffe’a do pełnej defensywy. McAuliffe raczył był stwierdzić, że rodzice nie powinni ingerować w programy nauczania w szkołach. Powiedzieć tak nawet w Wirginii jest rzeczą dość ryzykowną… Szkoła z godnie z tą logiką znajdować się pod wyłączną kontrolą władz.

Na jednym ze spotkań wyborczych demokrata gościł szefową American Federation of Teachers, jednego z dwóch głównych związków zawodowych nauczycieli, Randi Weingarten, zwolenniczkę włączenia do programów szkolnych tzw. Critical Race Theory (Krytycznej Teorii Ras). Upraszczając, teoria ta, będąca synkretycznym ujęciem przemyśleń ideologów skrajnej lewicy, m. in. marksistów i radykałów pokolenia ’68 roku oraz przedstawicieli amerykańskiego ruchu na rzecz praw Czarnoskórych, przekonuje, że w USA panuje systemowa dyskryminacja rasowa. W ten oto prosty sposób McAuliffe domknął narrację Youngkina, który osią swej kampanii uczynił właśnie edukację. Wśród wyborców niezależnych przeważył tym razem strach przed radykalizmem spod znaku społecznej inżynierii.

Wybory stały się wyborami ogólnokrajowymi i walka toczyła się od pewnego momentu także w głównych amerykańskich mediach, co na pewno wpłynęło na rekordową frekwencję. McAuliffowi nie pomogło jednak lokalnie poparcie ze strony Bidena, Harris, a nawet Obamy. Nie pomogło, bo pomóc nie mogło. Sondaże Bidena nie drgnęły ostatnio i nie podniosły się odkąd osiągnął kolejną rekordową depresję – 38 proc., mimo uchwalenia ustawy transportowej (jak na razie). Według sondażu USA TODAY/Suffolk University Poll wyniki Kamali Harris są wręcz katastrofalne. Jej pracę pozytywnie ocenia niespełna 28% badanych. 46 proc. wyborców przyznaje, że Biden zawiódł ich oczekiwania, większość nie chce by kandydował ponownie. Warto przypomnieć, że w 2017 r., gdy poparcie dla Trumpa wynosiło 37 proc., republikanie w midterms stracili 41 miejsc w Izbie Reprezentantów i oddali młotek Speakera.

Rezultat w Wirginii wywołał panikę w szeregach demokratów. Wzmocnił świadomość upływającego czasu i zbliżającego rozstania z pełnią władzy w Kongresie. W szeregach republikanów przyniósł refleksję, miejscami nawet śmiałą, zważywszy na sytuację wewnętrzną w partii. „Glenn [Youngkin] prowadził doskonałą i inspirującą kampanię, która podnosi poprzeczkę kandydatom w całym kraju” – stwierdził republikański gubernator Arizony Doug Ducey, jednocześnie przewodniczący Stowarzyszenia Gubernatorów Republikańskich. Oczywiście miał na myśli przede wszystkim kandydatów republikańskich. Bo i owszem, republikanie zaobserwowali, że wątki, które Youngkin umieścił na sztandarach swej kampanii, przemówiły wreszcie do wyborców z przedmieść. Tych ostatnich republikanie definitywnie stracili w 2018 r.

Chris Christie, były gubernator New Jersey, dodajmy – przez dwie kadencje – w 2020 r. jeden z trenerów Trumpa przed pierwszą debatą z Bidenem, poszedł dalej niż Ducey: „Nie możemy już rozmawiać o przeszłości i ostatnich wyborach – bez względu na to, gdzie stoisz w tej sprawie, nieważne, gdzie stoisz […]. Każda minuta, którą spędzamy rozmawiając o 2020 roku – podczas gdy marnujemy na to czas, Joe Biden, Kamala Harris, Nancy Pelosi i Chuck Schumer rujnują to państwo. Lepiej na tym się skoncentrujmy. Oderwijmy wzrok od lusterka wstecznego i ponownie zacznijmy patrzeć przez przednią szybę”. Oczywiście Christiego natychmiast zaatakował Trump. Już nie pozostawiając miejsca na niedomówienia wypowiedziała się Liz Chaney, córka byłego wiceprezydenta, reprezentant Montany: „Jedynym sposobem na to, by partia republikańska mogła iść naprzód, jest odrzucenie tego, co wydarzyło się 6 stycznia. Jeśli szczerze odrzucimy wysiłki prezydenta Trumpa, by podważyć tamte wybory i jeśli powiemy wyborcom prawdę. Aby wygrać wybory, musimy pamiętać, że najbardziej konserwatywnym z ideałów jest poszanowanie konstytucji i rządów prawa”.

Powyższe wypowiedzi ocierają o kwestię ponownego startu Donalda Trumpa w prawyborach GOP. Wszak wątek „skradzionego Trumpowi” zwycięstwa wyborczego, będącego wedle powyższych enuncjacji kłopotliwą przeszłością, wypełnia niemal w pełni ramy jego domniemanego programu wyborczego. No i głowią się eksperci i komentatorzy związani przede wszystkim z lewą stroną amerykańskiej sceny politycznej czy Trump wystartuje. Podświadomie na to liczą. Zastanawiają się na głos i od razu znajdują odpowiedź – „wystartuje, bo tak twierdzą wszyscy w jego otoczeniu”. Jednocześnie informują, że Trump sugerując tylko na razie, że wystartuje, przede wszystkim z premedytacją „doi” poprzez różne polityczne komitety konserwatywną bazę wyborczą, bo znajdując się w coraz trudniejszej sytuacji finansowej potrzebuje środków m. in. na procesy, ale i po to, by wywierać w przyszłości nacisk na establishment republikański. Zatem może straszy, że wystartuje, by właśnie zabezpieczyć swą niepewną przyszłości?

Konserwatywny analityk William Kristol przekonuje, że Trump wystartuje, bo przecież nie będzie przyglądał się kampanii wyborczej zza szklanego ekranu, gdy teoretycznie ma nominację podaną na talerzu. John Bolton, były doradca do spraw bezpieczeństwa prezydenta Trumpa, twierdzi z kolei, że Trump nie wystartuje, bo panicznie boi się porażki. Lecz przecież do przegranej w 2024 r. z kandydatem demokratów jeszcze daleko, kimkolwiek on/ona będzie. Ale czy Trump ma zagwarantowane zwycięstwo już w prawyborach, w obliczu na przykład zwycięstwa republikanów w Wirginii? W pomiarach preferencji w elektoracie republikańskim, czyli de facto na papierze – tak. Wszyscy są zgodni, że Trump poczeka na wynik midterms. Ale znowu, czy prawdopodobne zwycięstwo republikanów wzmocni pozycję establishmentu wobec Trumpa czy Trumpa wobec liderów partii? I co będzie za rok z owymi sympatiami w elektoracie? Już teraz pojawiają się potencjalni kontrkandydaci dla Trumpa w prawyborach, choćby wspomniany Christie.

W obliczu ostatnich wydarzeń kandydatura Trumpa, a na pewno samotna kandydatura Trumpa, raczej się oddala.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content