5 C
Warszawa
sobota, 20 kwietnia, 2024

Wymazywanie pamięci o polskich ofiarach – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Z jakich powodów parędziesiąt lat temu państwo izraelskie wraz ze Światowym Kongresem Żydów rozpętały histerię przeciw obecności katolickiego klasztoru w sąsiedztwie obozu Auschwitz? Jaka była przyczyna zaciekłej walki z obecnością w tym miejscu symboli chrześcijaństwa? Dlaczego z uroczystości poświęconych ofiarom niemieckiego ludobójstwa ruguje się polskich więźniów, woląc zaprosić potomstwo komendanta Hessa, „zasłużonego” kierowaniem tą fabryką śmierci, niż dzieci rotmistrza Pileckiego, który uczynił najwięcej dla zahamowania zagłady?

Dziś odpowiedź na wszystkie te pytania jest więcej, niż oczywista. Polityka historyczna Izraela, Światowego Kongresu Żydów i bezliku innych krańcowo szowinistycznych żydowskich organizacji postawiła sobie za cel forsowanie być może największego oszczerstwa w dziejach. Pomimo niewyobrażalnej zarówno skali, jak i podłości tego kłamstwa, eskalowany jest przekaz, wg którego ofiarami byli wyłącznie Żydzi. Cynicznie preparowana narracja Polaków do ofiar nie zalicza, gdyż twórcy tej mega – upiornej hucpy Polakom przeznaczyli rolę oprawców.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Zagłada Żydów oczywiście była faktem – o jej rozpoczęciu państwo niemieckie postanowiło w styczniu 1942. Niemcy zbrodni tej dokonywali z właściwą sobie konsekwencją i skrupulatnością w sposób skrajnie podstępny i cyniczny. Rzeczywista liczba zamordowanych jest trudna do ustalenia, na pewno była jednak przerażająco olbrzymia. Zastosowany mechanizm ludobójstwa, w którym ogromną rolę odgrywała ochotnicza, gorliwa kolaboracja samych Żydów, po wojnie wywołał potrzebę zakłamania faktycznego przebiegu zdarzeń. Do tego jeszcze w roku 1960 kanclerz Adenauer ustalił z premierem Ben Gurionem, że olbrzymim środkom, wypłacanym Izraelowi przez RFN, towarzyszyło będzie unikanie podkreślania niemieckiej odpowiedzialności za zagładę. Potrzebny był więc „sprawca zastępczy”, na którego przeniesione być miało odium odpowiedzialności. Dla RFN nie było to trudne, gdyż fałszowanie historii, odwieczna niemiecka specjalność, wchodziło jedynie w co raz to bardziej wyrafinowane fazy. Hitlerowski generał Reinhard Gehlen, już w 1945 postawiony przez Amerykanów na czele zalążka późniejszych zachodnioniemieckich służb specjalnych, od razu sposobność tę wykorzystał do upowszechniania pojęcia „polskie obozy koncentracyjne”. Po „zgraniu” niemieckiej polityki historycznej z izraelską fabryki kłamstwa ruszyły pełną parą. Niektórzy producenci jednak „przestrzelili”. Prof. Bernard Mark skompromitował się np. rzekomymi dziennikami żydowskich dzieci, które miały powstawać w warszawskim getcie a które sam napisał kilka lat po jego likwidacji. Podobnie skończyła się fascynacja dziełem niejakiej Miriam Watrenberg, też mającym być świadectwem tragedii warszawskich Żydów. Jak się jednak okazało autorka nigdy getta nie widziała a swój bestseller pisała w Brazylii.

Kolosalna operacja fałszowania historii trwa od kilku dekad, obecnie jedynie wchodzi w kolejną fazę. W 1978 roku, dysponując ogromnym budżetem, Marvin Chomsky nakręcił serial pt. „Holocaust” wg scenariusza Geralda Greena. Kosztowna kampania reklamowa i atrakcyjne warunki dystrybucji sprawiły, że do dziś jest to produkcja telewizyjna rekordowa pod względem łącznej liczby widzów. Za sprawą tego serialu w ponad stu krajach świata oglądano polskich żołnierzy zapędzających Żydów do pociągów kierowanych ku komorom gazowym Auschwitz. Tacy sami oprawcy (polskie mundury, znaki, rogatywki) w serialu tym zajmowali się rozstrzeliwaniem kobiet z warszawskiego getta. Do telewizorów widzów przyciągała gwiazdorska obsada (James Woods, Davied Worner, Meryl Streep), co przyczyniło się także do obsypania tej do cna zakłamanej antypolskiej propagandy Złotymi Globami i mnóstwem innych nagród. Z innego obsypanego nagrodami (5 nominacji do Oscara, jeden przyznany, 3 Złote Globy itd.), z obsadą jeszcze bardziej gwiazdorską (nie tylko Meryl Streep, ale jeszcze Kevin Kline) świat się dowiedział, że autorem planu eksterminacji Żydów był polski profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Z filmu tego, w szerokim świecie znanego pod tytułem „Sophie’s chose” widzowie dowiedzieli się też, że „Polska to przede wszystkim antysemityzm”. Po triumfie książki Martina Greya pt. „Wszyscy, których kochałem” w 1983 Robert Enrico nakręcił na jej podstawie film (znów gwiazdorska obsada, w głównej roli Michael York, dwie nominacje do Oscara itd.). Autorzy tych bredni trochę jednak przeszarżowali. Grey opowieść tę przedstawiał jako rzekomy zapis swojego własnego losu a kaliber absurdów okazał się być jednak zbyt wielki. Ofiarami wojny byli tu oczywiście wyłącznie Żydzi a Polacy odrażającymi bandytami. Jednak np. historia ucieczki z obozu w Treblince, przy której bladły wyczyny Jamesa Bonda, okraszone symfonią innych, obrażających nawet przeciętną inteligencję bredni, skończyła się skandalem. Rzeczywistym autorem „autobiograficznej opowieści” okazał się być pisujący na zamówienie i nie mający pojęcia o realiach okupowanej Polski Max Gallo. Wstrząsająca opinię publiczną hucpa uruchomiła dziennikarskie śledztwo, które ujawniło, że sam ogromnie sławny Martin Grey to człowiek z całkowicie spreparowanym życiorysem. Wprawdzie Żyd, ale nie z getta, lecz z NKWD. Nie walczył o życie swej rodziny, lecz zajmował się eksterminacją oddziałów Armii Krajowej. Wszystkie jego „wspomnienia” okazały się być kontynuacją tego, czym zawodowo się zajmował – zabijaniem niepodległej Polski. Najpierw polegało to na likwidowaniu polskich patriotów a potem produkowaniem zamówionych, wyssanych z palca antypolskich bredni. Przypadek ten wskazuje, że gmach oszczerstw preparowanych z użyciem największych nawet środków, zatracając elementarny kontakt z logiką i faktami, może się zakończyć dość dotkliwą dla jej autorów kompromitacją. Zanim jednak do niej doszło „świadectwa” Greya odniosły kolosalny sukces. Np. we Francji znalazły się na 24 miejscu listy stu najpoczytniejszych książek (wyżej, niż „Hrabia Monte Christo” Dumasa). Takie osiągnięcia sprawiły, że niektórym antypolskim propagandystom zacietrzewienie zaczęło odbiera

rozum. Ogłoszone w połowie lat osiemdziesiątych przez Elie Wiesela „odrzucenie krytycznej analizy świadectw zagłady Żydów na rzecz afirmacji każdego z takich świadectw” nie jest przecież niczym innym, jak obrazą rozumu. To, że masowy odbiorca daje się oszukiwać nie oznacza jednak przecież, że zawsze klękał będzie przed każdą wziętą z sufitu bujdą. A definiowanie każdego wymysłu jako świadectwa, które każdy musi szanować i w które nie wolno wątpić, jest niszczycielskie dla wiarygodności rzeczywistych dokumentów straszliwej historii. Fakt nadania najbardziej niedorzecznym opowiastkom status świętości, której nie wolno kwestionować jednak sprawił, że fabryki bredni ze swoimi produkcjami ruszyły pełną parą. Bestsellerowym ich wytworem jest np. powieść belgijskiej Żydówki Miche Defonesca. „Autobiograficzne” kocopały tej kobiety, zatytułowane „Taniec wśród wilków”, każą wierzyć w to, że będąc sześcioletnią dziewczynką uciekała z Polski, ogarniętej powszechną żądzą zabijania Żydów . Ukrywając się w lasach znaleźć się miała pod opieką watahy wilków, dzięki którym zdołała pieszo przemierzyć trzy tysiące kilometrów. Swoją drogą wiele o inteligencji czytelników mówi to, że ta brednia o nagiej i bosej, wędrującej miesiącami i nieustannie ochranianej przez stado wilków sześciolatce, sprzedała się w dziesiątkach krajów, przynosząc fortunę za sprzedaż wielu milionów egzemplarzy. I oczywiście – doczekała się wersji filmowej. Z ponurej konkluzji, że nie ma takiego idiotyzmu, jaki nie dałby się wcisnąć szerokim masom, wyciągają wnioski kolejni kreatywni grafomano – biznesmeni. A skutkiem tego, że w kolejnych krajach zakazuje się podważania „świadectw żydowskiej tragedii” o tym, jak podli potrafili być Polacy i jak niewyobrażalnymi perypetiami to skutkowało, zapewne długo jeszcze będziemy zdumiewani. W wyniku tego szaleństwa cierpią jednak nie tylko Polacy. Skutkiem produkowania i przedstawiania jako niepodważalnej prawdy coraz bardziej krańcowych kretynizmów – cierpi pamięć o losach żydowskiego narodu, skazanego przez Niemców na zagładę. Tym bardziej będzie postępowało spotwarzanie pamięci o żydowskich ofiarach, że wraz z fabrykowaniem i apoteozowaniem debilizmów w stylu Greya czy Dofonescowej oficjalne żydowskie czynniki posuwają się do analogicznych łajdactw. Takich, jak żądanie wyjęcia terenu obozu Auschwitz spod polskiej jurysdykcji czy uparte głoszenie, że w tym obozie, budowanym przecież jako miejsce eksterminacji polskiego narodu, żadnych polskich więźniów w ogóle nie było.

Dawno już temu ks. prof. Waldemar Chrostowski zauważył, że żydowska narracja charakteryzuje się „wielce specyficznym podejściem do elementarnych faktów”. Badania prowadzone przez polskich naukowców, opierające się na profesjonalnie weryfikowanych dowodach, z żydowskimi opowieściami nie mogą mieć zbyt wielu punktów stycznych. Fabrykowanie obrazu wydarzeń wg z góry założonego schematu, wykluczającego Polaków spośród ofiar i wskazującego im miejsce po stronie sprawców zagłady, tym bardziej wyklucza możliwość jakiegokolwiek zbliżenia stanowisk. Naszym obowiązkiem jest więc badanie, poznawanie, upowszechnianie historycznej prawdy bez oglądania się na to, co na ten sam temat ma do powiedzenia strona żydowska.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content