W ostatnich dekadach XVIII wieku cena ta została ustalona i dokładnie jest znana. Duża część ówczesnych elit państwa polskiego od mocarstw, które krok po kroku państwo to unicestwiały, pobierały tzw. jurgielt. Pojęcie to wywodzi się od niemieckich słów jahr i geld, co przetłumaczyć można jako „wypłatę roczną”. Zwykle definiowana jest jako jawna forma korupcji. Jawna, bo pieniądze brało tak wielu senatorów, posłów i ministrów, że w kręgach tych większość z braniem pieniędzy od wrogów ojczyzny specjalnie się nie kryła. Bo jak dają to frajer, kto by nie brał – tak zapewne myśleli ci ludzie, którym zresztą nigdy pieniędzy nie brakowało. Rosja i Prusy płaciły, by uzyskiwać przychylność, pomoc dla działań wymierzonych w Rzeczpospolitą a nawet, by opłacić czynne uczestnictwo w najbardziej nawet jednoznacznym działaniu na jej szkodę. Łącznie wypłacono pół miliona złotych dukatów. Tyle ówczesna „totalna opozycja” przyjęła od wrogów Polski za pomoc w tym, by Polska przestała istnieć.
Czy dużo się od tego czasu zmieniło? Mamy w Polsce np. bardzo wielu humanistów, najczęściej są to historycy, których główne źródła dochodu są za granicą. Nie wynika to jednak z wysokiej klasy, jaką reprezentują, lecz z dążenia do tego, by pisali, nauczali i publikowali to, co jest dla mecenasów korzystne. Z tej właśnie przyczyny jeden z instytutów, zajmujących się historią Ziem Zachodnich, trzeba było de facto rozwiązać i zacząć budowanie tej placówki od nowa. Bo zajmowała się ona już niemal wyłącznie cierpieniami Niemców, wyrzuconych z Wielkopolski po II wojnie światowej. Tym, że dokładnie ci sami Niemcy od 1939 roku w Wielkopolsce osiedlali się w domach, z których wyrzucono Polaków, tego towarzystwa już nie interesowało. Mamy też eurodeputowane, które za kilkanaście tysięcy euro przygotowały odczyty szkalujące polską historię. Ktoś po prostu płacił za wystąpienia umożliwiające przesuwanie Polski z listy ofiar II wojny światowej do listy zbrodniarzy. Wśród byłych polskich ministrów spraw zagranicznych i ministrów obrony narodowej są tacy, którym jakieś niemieckie fundacje płacą ogromne pieniądze za jakieś „ekspertyzy”. Skądinąd wiadomo, że żaden z tych ministrów gigantem intelektu nie jest. Jest za to dysponentem dużej ilości bardzo wrażliwych informacji. Za co więc się im płaci jeśli wiadomo, że „tak od siebie” żaden z nich niczego godnego uwagi do powiedzenia nie ma.
Tak, jak i w XVIII wieku tak i dzisiaj dużej części elit politycznych naszego kraju to, co zagraniczne, jest znacznie bliższe od tego, co polskie. Hasło „ulica i zagranica”, z powodu małej ilości ulic w XVIII -wiecznej Polsce, w której było tylko kilka większych miast, wówczas zredukowane było jedynie do „zagranicy”. Powoływano się na nią, wzywano, szukano u niej pomocy. Zagranica więc „pomagała”. A „pomoc” ta trwała do skutku. Czyli – do zlikwidowania polskiej państwowości.
Na naszych oczach odpowiednikiem XVIII -wiecznego jurgieltu stają się pieniądze z budżetu Unii Europejskiej. Jej urzędnicy mówią wprost: dostaniecie, jeśli uznacie wyższość prawa unijnego nad waszą konstytucją. Ni mniej ni więcej znaczy to: sprzedajcie nam kolejny kawałek waszej niepodległości.
Ile jest ona warta? Dla jurgieltników z XVIII wieku było to pół miliona dukatów. Czy dzisiejsze miliardy euro warte są więcej? Od końca XVIII wieku przez cały wiek XIX i pierwsze dziesięciolecia XX kolejne pokolenia Polaków za niepodległość płaciły niewspółmiernie drożej. Bohaterowie kolejnych powstań, wielotysięczne rzesze ofiar kolejnych fal terroru. Ginący na Syberii i mordowani na Cytadeli. Gdybyż oni wiedzieli, jak tanio znów się wycenia to, za co oni oddawali życie…
Artur Adamski