Premier nie odniósł się do przepełnionej nieścisłościami, fałszami i motywowanej złą wolą listy jego współpracowników, działających w strukturach różnych ministerstw , m.in. reprezentujących rząd w spółkach skarbu państwa.
Każdy, kto posiada elementarną orientację dostrzec musi jednak natychmiast, że w czasach rządów PO – PSL lista osób związanych z liderami tych partii była kilkakrotnie dłuższa a różnica wyników, osiąganych przez firmy z udziałem skarbu państwa wtedy i wówczas jest taka, jak między katastrofą a ogromnym rozkwitem. Za rządów Tuska zdecydowana większość spółek skarbu państwa przynosiła przecież straty. Kondycja wielu robiła wrażenie dołowania ku masie upadłościowej, co przypominało czasy Balcerowicza, w których ogromną część polskiej gospodarki doprowadzono do stanu, w którym setki przedsiębiorstw likwidowano lub sprzedawano za grosze. Dziś wszystkie spółki skarbu państwa przynoszą dochód, co wraz z ukróceniem grabieży budżetu spowodowało, że jest dziś w nim pieniędzy dwukrotnie więcej, niż jeszcze kilka lat temu. Przyczyny tej ogromnej zmiany są dwie – zatrzymanie złodziejstwa oraz niewspółmiernie wyższa jakość zarządów i rad nadzorczych firm przynoszących Polsce coraz większe dochody.
Kto jest na listach, kolportowanych przez organy postkomunistycznej propagandy? Wszyscy ci ludzie ukończyli solidne, dobre uczelnie. Wielu – parę kierunków, często też za granicą. Bardzo wielu już w latach dziewięćdziesiątych otrzymało dyplomy MBA. Całe mnóstwo legitymuje się wielkimi osiągnięciami w nauce i biznesie. Wymienia się np. Wojciecha Myśleckiego, ale nie podaje się, że jest on profesorem nauk technicznych, jednym z najznakomitszych w Europie specjalistów od energetyki. Z ogromnym powodzenie kierował on największymi przedsiębiorstwami tej branży, jest członkiem międzynarodowych gremiów, skupiających specjalistów – praktyków tej dziedziny. Autorzy listy nie lubią wymieniać tytułów naukowych a ma ich na niej bardzo wielu. I to nie z dziedzin artystycznych czy humanistycznych, ale ścisłych. Andrzej Kisielewicz od dawna jest np. profesorem zwyczajnym matematyki, światowym autorytetem w zakresie geometrii fraktalnej. Z jego kompetencji korzystały najlepsze uczelnie i korporacje USA.
Co stanowi główny zarzut, pojawiający się w tej liście? Otóż jest nim członkostwo w Solidarności Walczącej. Zasadniczą część tej organizacji stanowiła kadra naukowa wrocławskiej Politechniki i innych uczelni technicznych. Solidarność Walcząca to organizacja, w której było co najmniej tysiąc inżynierów. Kilkudziesięciu ma dziś tytuły doktorskie, kilkunastu profesorskie. Dziesiątki – przez całe dekady kierowało w większości prywatnymi firmami. Nie byle jakimi, bo często z sektora zaawansowanych technologii. Wielu w latach osiemdziesiątych rzeczywiści narażało się walcząc o niepodległość swojej ojczyzny. Można dodać, że wielu było skazywanych przez sądy i spędzało lata w więzieniach.
Autorom listy sporządzonej przez postkomunistycznych propagandystów przeszkadza to, że Polsce służą dziś polscy patrioci i państwowcy. Boli ich to, że dla Polski pracują ci, którzy nie tylko są najbardziej kompetentni, co dobitnie widać nie tylko w ich jednostkowych osiągnięciach, ale i w rozkwicie przedsiębiorstw, które ich poprzednicy doprowadzali do nieuchronnej katastrofy. Najcięższy zarzut, jakim miotają, dotyczy ich bezinteresownej, często okupionej ogromnymi ofiarami, walki o wolną Polskę. Kiedy przez dziesięciolecia wśród ich poprzedników roiło się od miernot z karierami zbudowanymi na przynależności do PZPR – stan taki autorzy tych publikacji uważali za w najwyższym stopniu pożądany. Nikt z nich nie stawiał wtedy zarzutu, że na bezliku stanowisk rozsiadały się wtedy indywidua rodem z KPP, KPZU czy PPR dla Polski „zasłużone” agenturalną działalnością lub wprost zatrudnieniem w UB i SB.
I taka jest logika tej listy, ułożonej przez ludzi pragnących budować UBekistan a nie podmiotową Polskę.
AA