5,6 C
Warszawa
czwartek, 18 kwietnia, 2024

„To, czego ludziom najbardziej brakuje, to poznać Boga” – Ks. Tomasz Raćkos SDS – Dobre Nowiny

26,463FaniLubię

Od 15 maja o. Franciszek Maria od Krzyża Jordan, założyciel zgromadzeń zakonnych braci i księży salwatorianów, sióstr salwatorianek i międzynarodowej wspólnoty osób określanych jako świeccy salwatorianie, nosi zaszczytny tytuł „błogosławiony”. Dołączył on do wielkiej rzeszy tych, którzy oglądają już Boga twarzą w twarz.

O życiu i działalności nowego błogosławionego rozmawiamy z ks. Tomaszem Raćkosem, salwatorianinem.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Kim był ojciec Jordan?

Franciszek Jordan był narzędziem Opatrzności. Urodził się w 1848 r. i jego życie przypada na połowę XIX w. i początek XX w. Przyszedł na świat w małej wiosce Gurtweil, położonej w południowej Badenii, przy dzisiejszej granicy szwajcarskoniemieckiej. Rodzina Jordanów była mocno zadłużoną i jedną z najbiedniejszych w tamtejszej miejscowości. Ojciec był robotnikiem, który wynajmował się u rolników albo w miejscowych gospodach.

Chłopiec mocno przeżył swoją Pierwszą Komunię Świętą. Tamta Eucharystia rozbudziła w nim pragnienie poznania Boga. Jego regularne przychodzenie do kościoła zauważone zostało przez ówczesnego proboszcza i tamtejszych mieszkańców. Gdy Jan miał 14 lat, umarł jego ojciec. Matka została z trzema synami i nie bardzo wiedziała, jak ich wychować.

Młodzieniec podjął pracę przy rozbudowie kolei, dzięki której mógł utrzymać rodzinę. Zdobył zawód dekoratora wnętrz. Dopiero po 20. roku życia, dzięki pomocy krewnych i duszpasterza rozpoczął naukę w państwowym gimnazjum. Zdał maturę, gdy miał 26 lat.

I jako sposób na życie wybrał kapłaństwo…

Był w jakimś sensie człowiekiem, o którym dziś powiedzielibyśmy, że miał spóźnione powołanie. Niemniej jednak to jego pragnienie, by zostać kapłanem, było bardzo wczesne. Był czeladnikiem, który zajmował się wykańczaniem wnętrz, malowaniem portretów, pracował w różnych warsztatach, by zdobyć doświadczenie i umiejętności. Wtedy zetknął się z wieloma ludźmi obojętnymi wobec wiary. Gdy zdał maturę w 1874 r., wstąpił do seminarium duchownego we Fryburgu. Cztery lata później przyjął święcenia kapłańskie. Miał zdolności artystyczne i językowe – posługiwał się aż 50 językami. Pozostawił po sobie notatki duchowe zapisane w czternastu językach.

Życie Jana Jordana przypadło na okres walki państwa pruskiego z ludźmi Kościoła…

Była to epoka kulturkampfu, kiedy eliminowano z życia społecznego ludzi związanych z Kościołem. Młodym księżom nie pozwalano podjąć pracy w parafiach bez zdanego egzaminu lojalności wobec władz państwowych. Dlatego ks. Jordan zaraz po święceniach na zawsze musiał opuścić swoją ojczyznę. Odtąd świat stał się miejscem realizacji jego ewangelizacyjnych pragnień.

Nowy błogosławiony prowadził swój dziennik duchowy…

Jest to zeszyt, w którym zapisywał krótkie myśli – cytaty z Pisma Świętego albo wybrane fragmenty z życia ludzi świętych. Dziennik prowadził przez 43 lata. Mamy go dzisiaj wydanego w postaci jednej książki, gdzie są krótkie zapiski świadczące o poruszeniach jego serca. W pewnym sensie przypomina to, można powiedzieć, takie tweetowanie – krótkie myśli, które trafiają do współczesnych ludzi. Dziennik duchowy jest największym skarbem, który inspiruje dzisiejszych ludzi, gdy wgłębiają się w jego proste zapisy. Potrafi być inspiracją dla chorych, samotnych, wątpiących, ale także dla aktywnych ewangelizatorów.

To właśnie tam znajdujemy zapis jeszcze z czasu studiów, w którym Jordan mówi o tym, że pragnął powołać dzieło, które ma dokonywać reewangelizacji społeczeństwa europejskiego. Marzyło mu się zaangażowanie ludzi świeckich, aby tam, gdzie nie mogą dotrzeć z powodu kulturkampfu kapłani, świeccy mogli prowadzić dzieło ewangelizacji. Chodzi o to, aby wrócić do tradycji związanych z głęboką wiarą, którą się przeżywa.

Po przyjęciu święceń, w jego Dzienniku duchowym znalazły się takie słowa: „To czego ludziom najbardziej brakuje, to poznać Boga” (DD I 144). Poznanie Boga było pewną myślą przewodnią jego życia, pragnieniem aby wszyscy mogli Go poznać, tzn. wejść w osobistą relację ze Stwórcą i Zbawicielem. Jego charyzmat oparty jest na zdaniu z Ewangelii Jana: „To jest życie wieczne, aby poznali Ciebie jedynego prawdziwego Boga i tego, którego posłałeś Jezusa Chrystusa” (J 17,3).

Jego pragnienie się spełniło… Stał się założycielem salwatorianów. I choć umierał w samotności, wierzył, że jego dzieło będzie trwać.

Największym pragnieniem Jordana było wypełnienie woli Bożej. Zapisane są w jego notatkach takie słowa: „Dopóki na świecie żyje choćby jeden człowiek, który nie zna i nie kocha Jezusa Chrystusa, nie wolno ci spocząć”.

Jego beatyfikacja miała miejsce w czasie szczególnym… Co dziś nam chce powiedzieć?

Tym, co jest najważniejsze i co związane jest z jego życiem, jest pokora i troska o wypełnienie woli Bożej. Jordan był wpisany w pewien teatr, którym kierowała Boża opatrzność. Jego największym pragnieniem było, aby wypełnić to, czego oczekuje od niego Pan Bóg. Ostatecznie przekazał nam charyzmat, który związany jest z pracą z dzisiejszymi ludźmi.

Można powiedzieć, że ten charyzmat zawiera się np. w słowach św. Pawła napisanych w liście do Tytusa; w trzecim rozdziale czytamy tam takie słowa: „Gdy zaś ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela, naszego Boga do ludzi, z miłosierdzia swego zbawił nas przez obmycie odradzające i odnawiające w Duchu Świętym, abyśmy usprawiedliwieni Jego łaską stali się w nadziei dziedzicami życia wiecznego” (por. Tt 3,4-7). Salwatorianie i salwatorianki to ludzie, świeccy i zakonnicy, którzy w różnych krajach i kulturach, najróżniejszymi sposobami ukazują dobroć i łagodność Boga, który jest bliski ludziom, który objawił się i zbawił nas w Jezusie Chrystusie.

Myślę, że bardzo ważny jest czas, w którym ta beatyfikacja, dzięki opatrzności Bożej, miała miejsce. Data tej beatyfikacji: rok 2021, nie jest tutaj przypadkowa. Proszę zobaczyć, jakim my jesteśmy dzisiaj społeczeństwem. Na ile my jako ludzie zatracamy poczucie nadrzędnego celu w naszym życiu. Papież Benedykt XVI w encyklice Spesalvi mówi o wielkiej nadziei, o której zapomina współczesny człowiek, ograniczając się tylko do wymiaru horyzontalnego,związanego z celem edukacji, z nabywaniem różnych dóbr, podczas gdy dzisiejszemu człowiekowi czasami brakuje perspektywy związanej z tą nadzieją wielką, która wynika ze zbawienia, wynika z poznania Pana Boga, wejścia w zażyłość z Panem Bogiem. I to, co nam zostawia dzisiaj, 100 lat po swojej śmierci bł. o. Franciszek Jordan, związane jest z odkryciem na nowo sensu naszego życia. Okoliczności pandemii, w jakiej teraz jesteśmy, sprzyjają szukaniu odpowiedzi na to pytanie. Być może ten czas, który jest przed nami, jest potrzebny nie tylko salwatorianom, mam na myśli braci zakonnych, księży, siostry zakonne i osoby świeckie, które głoszą ewangelię w 42 krajach na 6 kontynentach; żyjąc charyzmatem salwatoriańskim związanym z głoszeniem Zbawiciela, pomaganiem w poznaniu Zbawiciela.

Bardzo symboliczny jest obraz beatyfikacyjny…

Ukazuje on Franciszka Jordana na tle płonącego miasta Rzym. Nie chodzi tu o płonące miasto, ale o kopułę bazyliki św. Piotra i kontury miasta, o niebo rozpalone czerwonożółtymi promieniami, jakby zachodzącego słońca. W pewnym sensie nawiązuje ten obraz do sytuacji, w jakiej kończył swoje życia bł. o. Jordan w Szwajcarii, gdzie musiał udać się na przymusową emigrację, gdy dobiegała końca pierwsza wojna światowa. Mam na myśli społeczeństwo sprzed 100 lat, które było bardzo podzielone, poranione konsekwencjami wojny, społeczeństwo, w którym zmieniły się struktury, upadały monarchie, wrzała rewolucja, rodziły się nowe środki społecznej komunikacji, zmieniły się granice państw, rozwijało się lotnictwo i nowe środki transportu. Mam na myśli społeczeństwo dotknięte także przerażającą pandemią związaną z tzw. grypą hiszpanką, która zdziesiątkowała ówczesne społeczeństwo – ostatecznie razem z ofiarami z innych kontynentów było wtedy ponad 50 mln ludzi, którzy stracili życie z powodu grypy, nie licząc poległych żołnierzy, którzy zostawili osierocone rodziny.

W takim czasie umiera nasz kandydat na ołtarze, ksiądz zakonnik Franciszek Jordan, nazywany ojcem. I można powiedzieć, że Opatrzność nieprzypadkowo wybiera datę związaną z tą beatyfikacją. Być może na te czasy, które są przed nami, ten błogosławiony będzie tym, który pozwoli nam przeżyć osobiste nawrócenie, odkrycie relacji ze Zbawicielem. Jego beatyfikacja nie jest jakimś ukoronowaniem procesu beatyfikacyjnego, który toczył się prawie 80 lat; to nie jest koniec, tylko początek nowej drogi. Beatyfikacja Jordana jest łaską nie tylko dla nas salwatorianów, lecz także dla ludzi, do których jesteśmy posłani, bo święci, błogosławieni są tymi, którzy nie oczekują od nas nadzwyczajnej czci – nie potrzebują jej, bo codziennie spotykają samego Boga – natomiast kiedy my przeżywamy liturgiczne wspomnienia świętych, kiedy nawiązujemy z nimi kontakt, otwieramy się na działanie Pana Boga, zaczynamy się nawracać. Dlatego beatyfikacja z jednej strony jest łaską, ale równocześnie jest szansą dla nas, dla ludzi ochrzczonych, dla wszystkich, którzy szukają sensu życia.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Żródło:Dobre Nowiny

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content