Premier Mateusz Morawiecki, w czasie pobytu na Wybrzeżu, zapowiedział większe korzystanie przez Polskę z dobrodziejstwa, jakim jest szeroki dostęp do morza.
Pomimo tego, że w okresie międzywojennym linia brzegowa naszego kraju była bardzo krótka to zarówno polska flota handlowa, jak i wojenna stanowiły wielokrotność wszystkiego, co dziś pływa pod polską banderą. A ambitne plany II RP zakładały, że liczba kontrtorpedowców (czyli niszczycieli) do roku 1946 wzrosnąć miała z czterech do dwunastu. Głównym natomiast orężem floty stać się miały lekkie i średnie krążowniki. Dodajmy do tego, że w 1939 roku posiadaliśmy pięć dużych okrętów podwodnych i planowane było dołączenie kolejnych. Porównanie z dzisiejszym rozmiarem morskich sił zbrojnych może więc być szokiem. Zapadły już jednak decyzje o budowie trzech średniej wielkości okrętów nawodnych, wzmocniona też ma być rakietowa obrona wybrzeża i lotnictwo morskie.
Jeszcze gorzej wypadają porównania floty handlowej. Przed wojną obowiązywała zasada, wg której „każdy metr pokładu powiększa obszar ojczyzny”. Dziś tych metrów pokładu jest mniej, niż na lekarstwo. Jeszcze w latach osiemdziesiątych statków pełnomorskich pod polską banderą pływało blisko trzysta. Od kiedy po roku 1989 w tempie superekspresowym zaczęto je wyprzedawać – da się je policzyć na palcach jednej ręki. Zasadne jest więc pytanie: dla kogo przez ostatnie trzydzieści lat kształci się kadry w polskich średnich i wyższych szkołach morskich?
Fatalny trend już jednak jest odwracany. Najlepiej to widać na przykładzie polskich portów. Po odkupieniu sprzedanego w latach dziewięćdziesiątych spółce amerykańsko – izraelskiej gdańskiego kompleksu kontenerowego jest on obecnie przystosowywany do przeładunku nawet największych kontenerowców świata. Zdolności takiej nie ma żaden z innych portów bałtyckich. Zapowiedź premiera, że Gdański i Gdynia wkrótce będą największym zespołem portowym nad całym Morzu Bałtyckim to nie czcze obietnice. Prezydent Gdyni Ryszard Szczurek tak mówi o rozwoju portu w jego mieście: „Każde kilka kilometrów nowych dobrych dróg gdzieś w Polsce odczuwamy we wzroście przeładunków. Polska coraz wyraźniej wygrywa tu konkurencję z portami niemieckimi”. Zdolność przyjmowania największych statków stanowić będzie jeszcze większe wzmocnienie tego trendu. Opłata frachtowa w przypadku największych kontenerowców jest bowiem znacząco niższa od ceny transportu mniejszymi jednostkami. „Dla konkurentów to może być nokaut” – mówią niektórzy.
„Polska musi się wreszcie stać państwem morskim w pełnym tego słowa znaczeniu” – powiedział premier Mateusz Morawiecki. I coraz więcej wskazuje na to, że wykonywane są bardzo poważne kroki w tę właśnie stronę.
AA