Mogłabym o nim pisać bez końca, tylko nie wiem, czy jest na to zapotrzebowanie. Tym bardziej jestem wdzięczna papieżowi Franciszkowi za Rok św. Józefa. W końcu w tym czasie to nawet wypada pisać i mówić o opiekunie Jezusa więcej niż zwykle. To nie będzie jednak świadectwo cudu, chociaż i takie mogłabym wygłaszać. Gdy w 2017 r. urodził się mój mały Józef, dostałam od mamy książeczkę 30-dniowe Nabożeństwo ku czci Świętego Józefa. Na początku odmawiałam je w nocy w czasie karmienia. A że moje maleństwo w drugiej dobie trafiło do inkubatora, strach pozostał ze mną na długo i nie brakowało mi intencji. Gdy pojenie małego człowieka odbywało się już półprzytomnie, zaczęłam się modlić przed snem. Po roku przestałam odliczać „30-stki”, książeczkę zmieniłam na tekst w telefonie i tak zanosiłam kolejne sprawy.
Nie napiszę, że to modlitwa, która wyprosi nam, co chcemy albo że św. Józef na pewno załatwi nam to, o co prosimy, chociaż moja lista wdzięczności jest długa. Po trzech latach widzę jednak, że ta modlitwa wskazuje wszystko, co w nas do zmiany. Pokazuje wzór i rozwiązanie. I ostatecznie prowadzi do Boga. To wszystko dzieje się mimochodem, z taką Józefową delikatnością, subtelnością i w ciszy. Dla mnie 30 dni to było za mało. Tak jak rok to za mało, aby poznać tego świętego, ale to dobry czas, by dać się mu prowadzić. Bez pośpiechu, bez fajerwerków, ale we właściwym kierunku.