2.6 C
Warszawa
sobota, 7 grudnia, 2024

Autorytety „made in prl” – Artur Adamski

26,463FaniLubię

W sprawie orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, który opierając się na artykule polskiej ustawy zasadniczej, mówiącym o nadrzędności na terenie państwa polskiego Konstytucji RP nad wszystkimi aktami prawnymi, wypowiadają się wszelkiego rodzaju tzw. „autorytety”.

Należałoby zacząć od rozwiązania zagadki – czym to jest tzw. „autorytet”. Jeśli by prześledzić los tej kategorii od roku 1989 to zauważymy, że ich produkcją zajmował się aparat propagandy, utworzony przez właścicieli Polski Ludowej, którzy rękami swoich służb wyselekcjonowali tzw. „konstruktywną opozycję”. W zasadniczej części składała się ona ze starych towarzyszy namiestników, reprezentujących w Polsce interesy sowieckie. Towarzysze ci wcześniej popadli w okresową niełaskę, która w drugiej połowie lat osiemdziesiątych się zakończyła, skutkiem czego można było zawrzeć „historyczne porozumienie”.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Tzw. „autorytety” służyły do tego, by namaszczać, rozgrzeszać, apoteozować różne postacie, z którymi „autorytety” i ich zaplecza się pojednały. Dzięki temu gen. Czesław Kiszczak mógł być mianowany na „człowieka honoru” a gen. Wojciech Jaruzelski niemal na narodowego bohatera. Wymyślono też specjalną podkategorię „autorytetów”, zwaną autorytetami moralnymi”. Takim nazwano sędziego Adama Strzembosza, który okazał się autorytetem moralnym w stopniu krańcowym. Na wstępie stwierdził, że służący prosowieckiej władzy sędziowie „oczyszczą się sami”. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że owe „oczyszczanie się” owych gremiów polegać mogło co najwyżej na wyczyszczeniu sędziowskich butów. Zapewne o jedynie takiej kategorii „oczyszczanie” Strzemboszowi chodziło. To, że wśród sędziów pozostali najbardziej ewidentni mordercy sądowi czy inne stuprocentowo – sterowalne marionetki totalitarnego reżimu, w najmniejszym stopniu Strzeboszowi nie dolegało. Ten „moralny autorytet sędziowski”, patron zasady, w myśl której pełne prawo być sędzią ma każdy z komunistycznych sędziowskich katów, ma już miejsce w historii sądownictwa jako naczelny patron sędziów reżimowych i konserwator PRL – owskich standardów sądownictwa. Taki katalog zasług nie przeszkadza mu w wygłaszaniu swoich poglądów na temat etyki czy praworządności.

Inną osobą, w równym stopniu przejętą rolą „moralnego autorytetu” jest pani Ewa Łętowska. W roku 1987 PRL – owski reżim powołał tę panią na rzecznika praw obywatelskich. Kto pamięta ten czas ten wie, jak wiele fakt ten wywołał wtedy ponurego śmiechu. „Jaruzelski rzecznika praw obywatelskich sobie wybrał” – powtarzano. Inni żartowali, że „będzie broniła obywatelskich praw siepaczy z SB i ZOMO”. Bo przecież „obywatela z ZOMO ręka waląca ludzi pałką może zaboleć”. Niemal natychmiast przyszło się wszystkim przekonać, że troska pani Łętowskiej o prawa obywatelskie Polaków należała właśnie do takiej kategorii. Były to przecież czasy represji, aresztowań, skrytobójstw, więźniów politycznych. Za kratami siedzieli przywódcy walki o wolność, będący naszymi narodowymi bohaterami – Kornel Morawiecki i Andrzej Kołodziej. Oprócz nich wielu innych najprawdziwszych bohaterów, szlachetnych ludzi, bez reszty oddanych ojczyźnie. Należeli do nich skazani drakońskimi, wieloletnimi wyrokami Adam Hodysz czy Józef Szaniawski (w 1985 skazany na 10 lat, wyszedł dopiero w ostatnich dniach 1989 roku). Pani Ewa Łętowska potrafiła oczywiście perorować o tysiącach spraw (nie wyłączając mędrkowania o włoskich operach), ale tacy ludzie – jej nie obchodzili.

PRL i post – PRL wyprodukował galerię ludzi bez wstydu. Wyróżnionych najwyższymi zaszczytami, na które, jak to dobitnie swoją działalnością udowodnili, nie zasłużyli w absolutnie żadnym stopniu. Udowodnili jedynie, jak potworne są szkody dla państwa, dla społeczeństwa, kiedy tacy osobnicy zaczynają piastować urzędy, do których nikt z nich nigdy nie powinien się nawet zbliżyć. Tego rodzaju indywidua, okryte hańbą zadania polskiej wspólnocie szkód o skali historycznej, nadal czują się jednak upoważnione do dalszego bezwstydnego wygłaszania swych kocopałów.

Ludzi bez wstydu, ludzi z nikczemnym dorobkiem haniebnego sprawowania najwyższych w państwie urzędów – nam nie brakuje. Zastanówmy się jednak, jaka może być przyszłość zbiorowości nadal dającej posłuch takim ludziom.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
266SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content