7,4 C
Warszawa
wtorek, 23 kwietnia, 2024

Gorące lato 1957 roku w „Rokicie”- Andrzej Manasterski

26,463FaniLubię

Pokłosiem wydarzeń 1956 roku w Polsce był protest pracowników w Nadodrzańskich Zakładach Przemysłu Organicznego „Rokita” w Brzegu Dolnym w lipcu 1957 roku. Powodem protestu była reorganizacja w zakładach, co wiązało się z odejściem z zakładu wielu cennych specjalistów oraz łączeniem wydziałów, co wprowadzało chaos organizacyjny.

Protest pracowników w Nadodrzańskich Zakładach Przemysłu Organicznego „Rokita”

Jednak głównym powodem protestu było niewypłacenie pracownikom produkcyjnym premii kwartalnej, ponieważ nie wykonali planu. Narzucanie planów produkcyjnych na przełomie lat 40. i 50. nie szły w parze z możliwościami technologicznymi zakładu. Środki ochrony roślin dla rolnictwa, komponenty dla przemysłu chemicznego były tylko częścią produkcji w „Rokicie”. Resztę stanowiły zamówienia dla wojska, więc zakład w Brzegu Dolnym był traktowany jako strategiczny. Każda akcja protestacyjna mogła zostać uznana za sabotaż, a za to groziła kara śmierci. Wołowski Urząd Bezpieczeństwa nadzorował „opiekę” nad zakładami chemicznymi w Brzegu Dolnym od momentu przejęcia miasta od sowieckiej komendantury. Na terenie zakładu zainstalowano specjalną jednostkę UB, zwaną Referatem Ochrony. Jednostka dysponowała imiennymi wykazami wszystkich pracowników, z informacjami o ich stanie cywilnym, rodzinie, pochodzeniu, przynależności organizacyjnej i partyjnej, a także o ich przeszłości. Urząd Bezpieczeństwa zorganizował sieć informatorów, którzy na terenie zakładu. W raportach pisali informowali o wszelkich przejawach antysocjalistycznych postaw – faktycznych albo wydumanych. W czerwcu 1949 r. informowano o podejrzeniach obecności w „Rokicie” dużego skupiska „wrogiego elementu antysocjalistycznego”, które „rozsiewa plotki o buncie w Związku Radzieckim i rzekomym przejściu do lasu marszałków Koniewa i Żukowa”. W 1950 roku w ramach reorganizacji UB, wyodrębniono osobny Referat Ochronny Zakładów Chemicznych „Rokita”. Etatowymi pracownikami byli: Witold Stachowiak, Jan Mamak, Władysław Pyzik Stanisław Korycki, Antoni Milczyński, Tadeusz Kurek, Jan Ozga. Ponadto UB rozbudował sieć dodatkowych współpracowników. Według materiałów IPN, w 1954 roku UB miał trzydziestu informatorów, dwóch rezydentów i dwóch agentów. Z powodu ich donosów, w maju 1951 roku UB w Wołowie wytypował 66 pracowników „Rokity” jako „elementy wrogie wobec powojennej rzeczywistości”. Podstawą do klasyfikacji była przeszłość danej osoby. I tak: „dwie osoby należały przed wojną do BBWR, trzydzieści osób było w armii Andersa, dwie osoby służyły w policji granatowej, dwadzieścia dziewięć osób było w AK, jedna osoba była w NSZ, a jeden był nawet oficerem niemieckim podczas wojny”. Szczegółową dokumentację ewidencyjno-obserwacyjną prowadzono wobec całego kierownictwa zakładów. Dotyczyło to zwłaszcza tych osób, które współpracowały z zagranicznymi specjalistami. W 1951 roku wszczęto dochodzenie wobec jednego z kierowników, który miał „celowo utrudniać pracę węgierskim doradcom”. Ze szczególną uwagą obserwowano tych pracowników, którzy po wojnie przyjechali z Francji w ramach repatriacji. Traktowano ich jako „element niepewny”. Do 1956 roku „Rokita” była dodatkowo chroniona przez kompanię żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który stacjonował w Brzegu Dolnym. KBW chroniła zakład w tzw. systemie patrolowym oraz „na zwyżkach”, czyli wieżyczkach połączonych ogrodzeniem. W jednym ze sprawozdań wołowskiego UB podano, że kilku żołnierzy jednostki KBW zostało złapanych podczas włamania do sklepu spożywczego, który znajdował się na terenie zakładu. Aresztowanych przekazano specjalnej jednostce zwanej Informacją KBW. Dalszy ich los nie jest znany. Ochronę wewnątrz „Rokity” zapewniała straż przemysłowa licząca w 1952 roku czterdzieści osiem osób. Po 1956 roku pozostało jedynie kilku informatorów, którzy nadal współpracowali z „odnowioną” Służbą Bezpieczeństwa. Rozrost sieci informatorów i agentów SB następował powoli w kolejnych latach. Do współpracy pozyskano ludzi nie tylko związanych bezpośrednio z „Rokitą”, ale także innych, na przykład pracujących w dolnobrzeskiej oświacie. Przy czym, informacje od tych osób dotyczyły nie tylko sytuacji w zakładzie chemicznym, ale i innych. System „bezpiecznikowej czapy” nad „Rokita” pokazuje, że jakikolwiek sprzeciw w zakładzie był prawie niemożliwy.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

W dniu protestu pracownicy „Rokity” pozostali na swoich stanowiskach. Domagali się od dyrekcji wypłaty premii oraz polepszenia warunków pracy. Podczas jednej z „masówek”, dwaj pracownicy – bracia Julian i Mieczysław Szymańscy, zdjęli ze ściany budynku zawieszoną w 1953 roku czerwoną gwiazdę, co protestujący przyjęli z aplauzem. Symbol „braterskiego” zniewolenia znalazł swoje miejsce tam, gdzie powinien – na ziemi. Za ten czyn obaj bracia zostali dyscyplinarnie zwolnieni z pracy. Dopiero po pół roku przywrócono do pracy Mieczysława, który miał na utrzymaniu małe dzieci. Młodszy brat, Julian, który był kawalerem, udał się na wygnanie z „wilczym biletem” aż do Przeworna. Dopiero w latach 60. mógł ponownie podjąć pracę w „Rokicie”. Prezentowane zdjęcie jest chyba jedyne z tego czasu. Przedstawia przemawiających stojących na przyczepie traktoru ustawionej na tyłach budynku zakładowej straży pożarnej. W tym budynku mieściła się także komórka bezpieki. W proteście uczestniczyli także informatorzy SB, którzy następnie zdawali relacje przełożonym. Dzięki nim wiemy więcej o zakresie wydarzeń.

Delegacja protestujących udała się na rozmowy do nowo wybranego I sekretarza PZPR Władysława Gomułki. Delegaci zawieźli szereg postulatów, uchwalonych podczas „masówki” w Brzegu Dolnym. Domagano się odwołania dyrekcji zakładu, wypłat zaległych premii, uznania pracy za wykonywaną w warunkach szkodliwych, za co należały się dodatki pieniężne oraz dodatkowe urlopy. Gomułka swoim zwyczajem nie przyjął delegacji, natomiast polecił niezwłocznie ministrowi Rumińskiemu podjąć działania, które spowodowałyby powrót protestujących do pracy. Protestujący mieli nie być represjonowani i na początku tak było. Casus braci Szymańskich został potraktowany osobno, najpierw jako akt sabotażu, potem wandalizmu.

W strajku brało udział kilkadziesiąt osób (uczestników samych protestów było ponad sto osób), ale produkcja zakładu nie została przerwana, gdyż zastąpiono ich pozostałymi pracownikami, a nawet „średnim i wyższym szczeblem kierowniczym”. Miało to, zdaniem niektórych, powodować wzajemną niechęć między „robociarzami” i „krawaciarzami” w następnych latach. To chyba jednak uproszczony wniosek. Jednak po 1957 roku władze nie chciały kolejnych protestów, więc pracownicy „Rokity” zarabiali lepiej niż zatrudnieni w pobliskich zakładach. „Matka Rokita”, jak mówiono w Brzegu Dolnym, „dokładała” się do wybudowanej po wojnie średniej szkoły chemicznej, fundowała pakiety socjalne dla pracowników i ich rodzin, sklepy w mieście były znacznie lepiej zaopatrzone niż np. Wołowie. Do tego były możliwości wyjazdów do prac kontraktowych za granicę, np. do Iraku. Jednocześnie jednak rosły dysproporcje w zarobkach szeregowych pracowników i kadry kierowniczej. System płac związany był z tzw. zaszeregowaniem, uzależnionym od przynależności do PZPR i związku zawodowego.

W drugiej połowie lat 70. w Brzegu Dolnym pojawiły się pierwsze pisma wychodzące poza zasięgiem cenzury. Dostarczali je studenci , którzy we Wrocławiu nawiązywali kontakty ze studenckim SKS, KOR, KPN. Do miasta docierał także „Biuletyn Dolnośląski”, a wiosną 1980 roku w mieście pojawiły się ulotki wzywające do bojkotu wyborów.

Ale „Rokita” ponownie zastrajkowała dopiero w sierpniu 1980 roku, kiedy strajki ogarnęły cały kraj.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content